I Cracovia, i Pogoń miały na ten sezon spore plany. Pierwsi chcieli zrobić jeszcze krok do przodu względem poprzedniego roku i wdrapać się co najmniej na podium. Drudzy oczywiście też mieli chęć progresu, ale również chcieli dorzucić do pochwał medialnych wynik sportowy, bo ile można słuchać o dobrym zarządzaniu, kiedy konkrety za tym specjalnie nie idą. Już właściwie wiemy, że nic z tego nie będzie (przynajmniej przez ligę, bo Cracovia ma jeszcze Puchar Polski). Dlatego wydaje się, że Pogoń z Cracovią to dwa największe rozczarowania drużynowe tego sezonu Ekstraklasy.
Oczywiście można się łudzić, że jeszcze nie wszystko stracone, piłka jest w grze i tak dalej, ale to byłby optymizm naprawdę sporych rozmiarów. W razie zwycięstwa, czy to jednych, czy drugich, strata do piątego miejsca będzie wynosić trzy punkty, do podium – pięć. Niby byłoby to odrobienia, ale skoro obie ekipy w ciągu pięciu ostatnich kolejek wygrały ledwie po razie – w tym Pogoń jak spotkała Cracovię – to… dajcie spokój. Emocji ligowych w Krakowie i Szczecinie już nie będzie.
NIESPEŁNIONE AMBICJE POGONI
A nie tak miało być. Jeszcze na początku tego miesiąca, prezes Pogoni Szczecin, Jarosław Mroczek mówił: – Brak pucharów byłby rozczarowaniem i pewnego rodzaju porażką. Taki cel sobie stawialiśmy i cały czas sobie stawiamy. Chcemy się znaleźć w Europie. (…) Krok do przodu jest nam potrzebny w rozwoju.
Tego kroku najpewniej zabraknie i to z kilku powodów. Przede wszystkim nie podjęto w Pogoni ryzyka, to była przecież trzecia drużyna po rundzie jesiennej z trzema oczkami straty do Legii. Wszyscy myśleli: cholera, tam potrzebny jest napastnik, skoro odszedł Buksa. Tymczasem Portowcy z uporem maniaka chcieli uwierzyć w umiejętności Maniasa, a chłopak tej jakości po prostu nie ma. Jasne, przyszedł Cibicki, ale brano go na skrzydło, ponadto trzy bramki w 11 meczach pokazują, że nie jest to typowy snajper (choć dobry piłkarz).
Dalej – miała też Pogoń trochę pecha. Raz, że po prostu do ludzi, bo taki Spiridonović grał nieźle, dość konkretnie, ale jak usłyszał o zainteresowaniu Crveny, to “doznał” kontuzji i de facto tyle go widziano. A dwa, z tym pechem, to kontuzje. Zerwane więzadła, wypadek samochodowy… Pełen zestaw nieszczęść.
Ale nawet przy takim pechu trzeba wygrywać z ŁKS-em, Koroną i Arką. A Pogoń zdobyła w tych starciach 11 oczek, więc siedem gdzieś uciekło, co jak widać, jest w obecnej sytuacji istotne. Akurat tutaj trzeba wrzucić kamyczek do ogródka Runjaicia. Daniel Trzepacz z Pogonsportnet.pl: – Cały czas w głowie mam mecz z Koroną. Pisałem ze trzy krótkie materiały, że ci z Korony nie grają za kratki, zaraz, że ktoś wypada, zastanawiałem się, czy oni w ogóle w jedenastu przyjadą. A przyjechali i wygrali. Nie potrafiliśmy grać z tymi zespołami znajdującymi się niżej w tabeli, z zespołami, które nie chciały stracić bramki. To na pewno jest kamyczek do ogródka trenera. Tutaj można coś zrobić więcej ze sztabem. Bo my w zasadzie gramy to samo co mecz – rozgrywamy po obwodzie, ja to nazywam piłką ręczną. Jest wiele podań, dochodzimy do 20. metra, szukamy miejsca do uderzenia, a tego miejsca jest mało.
DUŻO ZAUFANIA DLA PROBIERZA, MAŁO KONKRETÓW W ZAMIAN
Cracovia? Ciekawy przypadek, bo przecież Michał Probierz ma w tym klubie ogromną władzę i tyle swobody, że może mu jej zazdrościć pewnie każdy trener Ekstraklasy. Jedna rewolucja kadrowa, druga. I czy udało się zbudować ciekawą drużynę – no niezbyt. Trudno wierzyć w tę kadrę. Jasne, Pasy mają dobrych obcokrajowców jak van Amersfoort, Hanca czy Lopes, ale dołożeni zostali do nich gracze co najwyżej przyzwoici. W najlepszym przypadku. Sami odpowiedzcie sobie na pytanie, czy liga byłaby uboższa bez Dimuna, Ferraresso, Vestenickiego, Fiolicia, Loshaja, nawet Dytiatiewa. Naszym zdaniem nie.
A gdyby nie przepis o młodzieżowcu, to – jesteśmy przekonani – Probierz co najmniej raz wypuściłby do boju całą jedenastkę zagranicznych piłkarzy.
Z drugiej strony ostatnio na Śląska wyszło czterech Polaków i też było w trąbę, też po przeciętnym meczu, ale znów kłania się budowanie kadry. Owszem, Polacy są drodzy, ale można ich znaleźć w przyzwoitej cenie i o przyzwoitej jakości – przykład Piasta. Z tym że Cracovia niezbyt szuka.
I w ogóle porównanie Piasta do Cracovii mówi raz, że dużo o obu klubach, ale dwa, o trenerach. Waldemar Fornalik przyszedł do Gliwic, z bólem wywalczył utrzymanie, zrobił mistrza, teraz jest w czubie tabeli. Michała Probierza było w tym czasie stać na wyrównanie wyniku Jacka Zielińskiego. Nie wygląda to najlepiej.
Dlatego – zbierając to wszystko do kupy – mówimy o rozczarowaniach. Oba kluby stoją na solidnych fundamentach, tymczasem wyżej jak nie chciała wyrosnąć ciekawa konstrukcja, tak nie chce nadal. Nie powiemy, że dzisiejszy mecz jest o nic, bez przesady, ale jest smutną pointą rozgrywek ligowych obu drużyn. Muszą poczekać. Znów będą oczekiwania, zapowiedzi. Ale ile czasu może żyć takimi opowieściami kibic?
Fot. Newspix