Reklama

Hiszpański dramat Krzysztofa Przytuły

redakcja

Autor:redakcja

24 czerwca 2020, 15:53 • 5 min czytania 45 komentarzy

Krzysztof Przytuła to postać, której jednoznacznie w tym momencie ocenić nie potrafimy. Jakkolwiek to zabrzmi dzień po spadku ŁKS-u, facet wykonał w tym klubie kawał roboty. Brakuje nam w Polsce dyrektorów sportowych z prawdziwego zdarzenia, a on do tego miana się przynajmniej zbliżył, w cztery lata robiąc z ŁKS-u poukładany pod wieloma względami twór, a przypomnijmy, że zaczynał porządki jeszcze w III lidze. Ale w tym momencie chcielibyśmy odstawić cukierniczkę. Ze słodzeniem koniec, bo już na poziomie Ekstraklasy dyro popełnił mnóstwo błędów. Dołożył nie tyle cegłę, co ze trzy palety cegieł do błyskawicznego spadku łodzian z ligi. 

Hiszpański dramat Krzysztofa Przytuły

Czy to się komuś podoba, czy nie, papierkiem lakmusowym w przypadku dyrektorów sportowych zawsze będzie skuteczność transferów. Szerzej – pewna logika przy budowaniu kadry pierwszego zespołu i plan, który wykracza poza zaspokajanie doraźnych potrzeb przez wykręcenie odpowiedniego numeru telefonu. W przypadku ŁKS-u mamy wrażenie, że najpierw trochę za mocno uwierzono w siłę drużyny, która zrobiła awans. Z kolei zimą przeprowadzono, jak się okazało, dość nieudolną akcję ratunkową, do której realizacji można mieć mnóstwo wątpliwości.

Na szersze podsumowania tego tematu jeszcze przyjdzie czas, spadek ŁKS-u pewnie rozłożymy na czynniki pierwsze, ale na razie jedna rzecz nie daje nam spokoju. Mianowicie – naiwne próby poszukiwania kolejnego Daniego Ramireza oraz pomysł, by oprzeć ofensywę na graczach z trzeciej ligi hiszpańskiej. Po pierwsze – niezbyt oryginalny, a po drugie – totalnie spieprzony.

Tak, wiemy – kilku graczy z tego poziomu to gwiazdy tej ligi. Naszym zdaniem jednak ten fakt działa właśnie na niekorzyść Przytuły! Wydaje nam się bowiem, że nie lada sztuką jest sprowadzenie stamtąd, za każdym razem za pieniądze (między 100 a 400 tysięcy złotych), aż takich kasztanów. Nie wykluczamy nawet, że lepszych graczy można by wytypować w drodze losowania. Udało się stworzyć jeden z bardziej badziewnych tercetów w polskiej lidze ostatnich lat, a to duża sztuka.

Pirulo

Zaczynamy od niego, bo przyszedł latem. Operujący przede wszystkim lewą nogą, ustawiany głównie na skrzydle, a często schodzący do środkowej strefy. No wypisz, wymaluj drugi Dani Ramirez. Niestety dla ubogich. Bardzo ubogich. Tak ubogich, że nie stać ich nawet na dorzucenie do dyskusji swoich trzech groszy.

Reklama

Poprzedni pracodawca? Real Balompedica Linense. Przychodził po sezonie, w którym strzelił 8 goli na poziomie trzeciej ligi hiszpańskiej (liczbę asyst trudno ustalić), co było wynikiem obiecującym. Wcześniej liznął też trochę europejskiego grania, zaliczając po kilkanaście meczów w lidze bułgarskiej i słowackiej (w niej miał nawet ciekawe liczby).

Podejście do Ekstraklasy jednak kompletnie spalił. Gdy będziemy wybierać najgorszego pomocnika ligi, spojrzymy w jego kierunku. 1600 minut na boisku – w jego wypadku taki wynik przełożył się na 1 asystę i 1 asystę drugiego stopnia. Gole? Zapomnijcie. Trafił raz w Pucharze Polski, z Górnikiem rzeczywiście zagrał bardzo dobrze, ale jeśli ktoś chce go tym bronić, to… po prostu życzymy powodzenia.

Najwięcej mówi o Pirulo jednak inna statystyka. Po tym, jak gola z Piastem walnął Tiba, to właśnie Hiszpan jest piłkarzem, który oddaje najwięcej uderzeń, a jego licznik wciąż wskazuje 0 (dane ekstrastats.pl po 31. kolejce). Zdecydowanie najwięcej:

1. Pirulo (ŁKS) – 47 strzałów, 10 celnych, 0 goli
2. Uros Djuranović (Korona) – 37 strzałów, 17 celnych, 0 goli
3. Michał Trąbka (ŁKS) – 32 strzały, 11 celnych, 0 goli
4. Filip Mladenović (Lechia) – 29 strzałów, 7 celnych, 0 goli
5. Patryk Sokołowski (Piast) – 28 strzałów, 11 celnych, 0 goli

Król – jak to się ładnie mówi – gloryfikowanych strat.

Samuel Corral

Podobno napastnik. Podobno, bo gdy patrzy się na jego grę, można zatęsknić nawet za Rafałem Kujawą. Polak był, jaki był, ale przynajmniej walnął hat-tricka Koronie, gdy miał taką okazję. Corral wydaje się być tak nieogarnięty, że okazji nie dostrzegłby nawet wtedy, gdyby ta zdzieliła go po łbie i domagała się wykorzystania.

Reklama

Jesienią wbił 6 goli dla CF Talavera de la Reina (brzmi trochę jak nazwa zakładowej drużyny, prawda?). Rok i dwa lata wcześniej po 7 sztuk. W przeszłości grywał też w jeszcze niższych ligach. Takie CV wystarczyło, by zyskać aprobatę Krzysztofa Przytuły, niestety – cóż za niespodzianka – Corral nie do końca wygląda na boisku jak profesjonalny piłkarz.

468 minut, 0 goli, 0 asyst. Więcej – znów zajrzeliśmy na ekstrastats.pl i wychodzi na to, że dziewięć występów to za mało, by chłop oddał celny strzał (9 nieudanych prób). To już Fabian Serrarens mniej się guzdrał przy tej niezwykle wymagającej czynności. A skoro tak, to nie ma o czym dalej rozmawiać. Sprowadzenie Corrala to co najmniej niegospodarność.

Antonio Dominguez

Tu już nikt nie udawał zbiegu okoliczności. Dominguez przyszedł do ŁKS-u już po odejściu Ramireza i miał wskoczyć w jego buty. Potwierdził nam to w wywiadzie Kazimierz Moskal. Powiedzieć, że nie wyszło, to nic nie powiedzieć. To trochę tak, jakbyś sprzedał wszystkie okna i zastąpił je folią śniadaniową. W słoneczne dni mógłbyś nie odczuć wielkiej różnicy, ale tych w przypadku ŁKS-u było wiosną mniej niż w listopadzie w Suwałkach.

Skąd wytrzaśnięty został zbawca ŁKS-u? Z Algeciras CF. Wcześniej jego szczytem był sezon w drugiej lidze hiszpańskiej w barwach Recreativo Huelva, ale umówmy się – trudno budować optymizm na podstawie rozgrywek 2014/15.  Okazało się, że nie ma przypadku w tym, że później nikt Domingueza mocniej nie docenił. Skazany był na ten trzeci poziom rozgrywkowy – szansę na coś innego dał mu dopiero Przytuła.

Dominguez tym różni się od Corrala i Pirulo, że strzelił u nas bramkę. Oczywiście z karnego, ale co tam – liczy się. Gorzej, że to spotkanie z Zagłębiem było jego jedynym udanym występem w Polsce. Prócz niego spalił dziewięć podejść. I też mamy ciekawostkę statystyczną – według ekstrastats.pl ten wielki reżyser gry nie stworzył kolegom żadnej dogodnej sytuacji strzeleckiej. Przez 587 minut. Nawet nie może pościemniać, że grał dobrze, tylko koledzy marnowali jego wysiłki.

***

Dramat. Przez 2655 minut na boiskach Ekstraklasy wspomniani Hiszpanie strzelili jedną bramkę (z karnego) i zaliczyli jedną asystę. Ostatecznie ośmiesza to bilans niejakiego Carlosa Morosa Gracii. Sprowadzony zimą zawodnik w pojedynkę przebił kolegów, waląc dwa gole i zaliczając asystę. Tak, to też Hiszpan, ale stoper! I sprowadzony nie z trzeciej ligi hiszpańskiej, ale po rozegraniu ponad dwóch sezonów w szwedzkiej ekstraklasie.

I może to jest jakaś myśl! Pozwolić Przytule dalej pracować, ale zakazać wycieczek do Andaluzji czy innej Kastylii.

Fot.FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

45 komentarzy

Loading...