Telenowela pod tytułem “Dominik Nowak na wylocie z Miedzi” była jedną z najdłuższych w polskiej piłce w ostatnim czasie. Ale i najdłuższe tasiemce kiedyś mają swój koniec. Ten ma go dokładnie dziś, bo spadkowicz z Ekstraklasy ogłosił zmianę na trenerskim stołku. Powód? Żadna sensacja, a brak wyników. O przedłużenie szans na powrót do najwyższej ligi zadba jednak nie trener z topu, a niemal absolutny debiutant – Ireneusz Kościelniak. Biorąc pod uwagę obecną sytuację Miedzi – dość ryzykowny ruch.
Nie ukrywajmy – to, że dni Dominika Nowaka w Legnicy były policzone, wiadomo było już od dawna. Zresztą już po porażce z Bruk-Betem pytaliśmy, czy ewentualny wylot Miedzi z czołowej szóstki, będzie ostatnim wylotem z Legnicy w najbliższym czasie. Jasne, co jakiś czas pojawiały się “dementi” z jednej czy drugiej strony. Plotki o tym, że następcą trenera zostanie Ireneusz Mamrot dementował zresztą… sam Nowak. Ale nie oszukujmy się, zbyt często temat zmiany powracał, żeby uznać, że to wieści absolutnie wyssane z palca. No bo spójrzmy.
-
Listopad 2019. Miedź przegrywa w Opolu, Andrzej Dadełło stwierdza, że gdyby był wtedy z drużyną, trener już straciłby posadę.
-
Kwiecień 2020. Łukasz Gikiewicz rzuca newsa na Twitterze – Ireneusz Mamrot kandydatem do zastąpienia Nowaka.
-
Czerwiec 2020. Znów wraca #gikinews, tym razem z wieściami, że Miedzi odmówił Leszek Ojrzyński
Jak widać w Legnicy co chwilę było gorąco. A to nie sprzyja ani trenerowi, ani piłkarzom. Ale uczciwie dodajmy – ani trener, ani piłkarze sobie w tym nie pomagali. Szybki rzut oka na wyniki “Miedzianki” po restarcie rozgrywek.
-
Jedno zwycięstwo – wygrana z Olimpią Grudziądz 2:1
-
Dwa remisy – rzutem na taśmę z Wigrami (1:1) oraz z grającym w “dziesiątkę” Podbeskidziem (2:2)
-
Trzy porażki – przegrany Puchar Polski, a także dwa mecze z rywalami w walce o awans – Stalą Mielec (1:2) i Bruk-Bet Termaliką (0:1)
Oczywiście, słabsze wyniki się zdarzają. Zdarza się też, że trenerzy mimo takowych dostają zaufanie i wyciągają zespół z kryzysu – vide Ivan Djurdjević w Chrobrym Głogów. Ale – po pierwsze – Nowak pracował w Miedzi od dawna. Zdążył awansować z nią do Ekstraklasy, a potem z niej spaść. Czyli szefowie klubu wiedzieli, na co stać zespół i czy cokolwiek może ulec poprawie. I po drugie, właśnie, na co stać zespół?
Kadra Miedzi jest mocarna. Na tyle, że legniczanie nie walczyli o to, by w klubie został Petteri Forsell, choć pewnie mogliby Fina czymś skusić, by ponownie wrócił na Dolny Śląsk. Ale nie było sensu, bo w drugiej linii Miedzi mogliśmy zobaczyć Marquitosa, Jakuba Łukowskiego czy Dawida Korta. Latem spadkowicz z Ekstraklasy ściągnął też króla strzelców – Valerijsa Sabalę. To akurat był transfer nieudany, ale pokazywał wprost, że jeśli chodzi o potencjał kadrowy, ekipa z Legnicy nie ma sobie równych.
Zresztą, mówimy o jesieni. A przecież wiosną Nowak mógł liczyć na Joana Romana, Omara Santanę, Kacpra Kostorza, Adama Chrzanowskiego, Marcina Pietrowskiego i Josipa Soljica. Każdy z tych transferów na papierze nie wyglądał źle. Większość z tego grona broniła się też na boisku. Widać było jednak, że z takiej paki można wycisnąć więcej. Że Miedź owszem, momentami gra fajnie, ma ten hiszpański styl nadawany przez kolonię z Półwyspu Iberyjskiego, ale ta fajna gra kończy się tak, jak w starciu z Zagłębiem Sosnowiec.
15 strzałów – w tym słupek – i porażka 0:2 z zespołem, który zaliczył trzy celne próby.
Ostatni dzwonek
Dlatego też nie dziwimy się, że cierpliwość w końcu się wyczerpała. To już chyba ostatni moment, żeby dać drużynie impuls i zachować szanse na walkę o awans do Ekstraklasy. Na starcie 2020 roku Miedź była szósta. Traciła do sześć punktów do trzeciego Podbeskidzia i pięć do czwartego Radomiaka. Czołowa dwójka? Odpowiednio siedem i dziewięć “oczek” straty. Teoretycznie nadal można to odrobić, stąd też zimowe zbrojenia. Jak to wygląda dziś?
Nadal szóste miejsce, ale. Czwarty Radomiak jest już osiem punktów przed legniczanami, do trzeciego miejsca Miedź traci 11 “oczek”, a do dwóch pierwszych o punkt więcej. Miała być pogoń, wyszła stagnacja.
Tabela za okres post-pandemiczny
Ale czy można się dziwić, skoro Miedź w poniższej małej tabeli nie wyprzedza praktycznie żadnego konkurenta w walce o awans? Nie za bardzo. Nie dziwi natomiast fakt, że takie wyniki przełożyły się na to, że dziś “Miedzianka” ma zaledwie trzy punkty przewagi nad… 12. miejscem w lidze. Teraz więc na ostrzu miecza stoi już nie tylko sam awans, ale nawet udział w barażach. Dla Dadełły, który żegnając się z Nowakiem za pośrednictwem oficjalnej klubowej strony, podkreślał zasługi trenera dla klubu z Legnicy, był to więc ostatni moment na interwencję.
Słaby bilans w walce o baraże
A być może i tak był to moment spóźniony. Legniczanie mają już za sobą większość meczów z czołówką ligi. Teraz zmierzą się z Wartą, zostaje jeszcze Radomiak i GKS Jastrzębie – te dwa spotkania to już ostatnie dwie kolejki pierwszej ligi. Dlatego straty punktów z Zagłębiem, Stalą, Bruk-Betem czy Podbeskidziem, mogą się okazać bardzo kosztowne. Trochę na siłę możemy jeszcze podciągnąć pod to GKS Tychy, który właśnie urwał bielszczanom punkt i wciąż ma jeszcze nadzieję na załapanie się na szóste miejsce. Ale z tyszanami Miedź też przegrała, tyle że raz. W ogóle bilans legniczan z rywalami do gry w barażach nie napawa optymizmem.
-
Bruk-Bet Termalica – 0:1, 1:0
-
Jastrzębie – 2:2
-
Olimpia Grudziądz – 2:2, 2:1
-
Zagłębie Sosnowiec – 0:2, 0:1
-
Sandecja – 2:1, 1:3
-
Tychy – 1:4
Szybko dojdziemy do wniosku, że w zasadzie jedynym klubem, z którym bilans bezpośrednich meczów jest korzystny, jest tu Olimpia Grudziądz. Czyli akurat ta drużyna, którą baraże o Ekstraklasę obchodzą najmniej. A to wbrew pozorom mówi wiele, bo przy tak płaskiej tabeli decydować może właśnie to, kto lepiej grał przeciw sobie.
Załatać obronę
Sytuacja – jak sami widzicie – wymarzona nie jest. Tymczasem w Legnicy, mimo że po orbicie krążyło wiele mocno rozpoznawanych nazwisk, postawiono na niemal absolutnego debiutanta. Nie Kazimierz Moskal, nie Leszek Ojrzyński, a Ireneusz Kościelniak ma zadbać o to, by uratować sezon Miedzi. Oczywiście zakładamy, że nie jest to ruch na zasadzie – doczołgać się do barażów, zagrać w rosyjską ruletkę o awans i jakoś to będzie. Nie, “Miedzianka” to raczej miejsce, gdzie stawiają na długofalowe projekty. Czy Kościelniak to dobra do tego osoba?
Będziemy szczerzy – cholera wie. Nowy trener Miedzi dotychczas pracował głównie w sztabach młodzieżowych reprezentacji Polski, ma też za sobą przeciętny epizod w drugoligowej Polonii Bytom. Jednego, czego mu nie odmówimy, to na pewno świetne portfolio. Poważnie, jeśli wstukacie sobie nazwisko szkoleniowca legniczan, wyskoczy wam jego strona internetowa, prowadzona w dwóch językach, na której znajdziemy nie tylko obszerne CV, ale też referencje – choćby od Michała Probierza – czy mini-bloga.
Ciekawie, ale jednak wolimy oceniać po tym, co zobaczymy na boisku. W oficjalnym komunikacie Andrzej Dadełło przyznał, że Kościelniak najtrafniej zdiagnozował problemu klubu, a Marek Ubych stwierdza, że nowy trener ma poprawić przede wszystkim grę w defensywie. Cóż, gdy patrzymy na ostatni seniorski epizod Kościelniaka i porażki 0:4 z Gryfem Wejherowo czy Legionovią, możemy mieć co do efektów lekkie obawy. Ale też nie zamierzamy go skreślać, bo w Bytomiu to nawet Guardiola (i to nie ten polski, a hiszpański), by cudów nie zdziałał.
Chętnie podpytalibyśmy Ireneusza Kościelniaka o pomysły, ale Miedź prosi, by dać mu czas na pracę, więc zakładamy, że póki co nie będzie to możliwe. W takim razie pozostaje nam czekać na efekty. W końcu po owocach pracy ocenia się jeszcze lepiej niż po rozmowie.
SZYMON JANCZYK
Fot. FotoPyK