Ciężko wyobrazić sobie mecz, którego stawka byłaby bardziej “pietruszkowa”. Spotkanie Rakowa z Zagłębiem Lubin to starcie dwóch rannych. Dwóch zawiedzionych. Obydwa kluby miały dziś walczyć o to, żeby przed startem rundy dodatkowej zmniejszyć stratę do miejsc premiowanych grą w europejskich pucharach. Cóż, powalczą najwyżej o fotel lidera grupy spadkowej.
Oczywiście – dla Rakowa grupa mistrzowska czy tym bardziej gra o puchary to było bardziej życzeniowe myślenie niż cel, bez którego świat się zawali. Ale dla Zagłębia już walka o utrzymanie, to trochę wstyd. Powody takiego stanu rzeczy są nieco inne. W Częstochowie sporym problemem były punkty, tracone w naprawdę głupi sposób. W Lubinie natomiast remont permanentny, z którego nic jeszcze nie urosło. Raków i Zagłębie łączyła jednak nadzieja, że z tymi problemami uda się uporać. Jak? Przy pomocy liderów zespołu. Petr Schwarz oraz Filip Starzyński to dwaj zawodnicy, którzy sporo w naszej lidze znaczą. Czy na finiszu rundy zasadniczej możemy powiedzieć, że Napoleonowie zawiedli? Albo chociaż ocenić, który z nich okazał się lepszy?
Sprawdziliśmy to.
On jest sterem, żaglem, orkętem
Starzyński to w warunkach Ekstraklasy piłkarz mocny. Kreatywny. Taki, dla którego tworzy się kominy płacowe. I nie są to tylko puste słowa – faktycznie się je tworzy, o czym przecież w Lubinie doskonale wiedzą. Mamy jednak wrażenie, że gość jest przeładowany, jak Żuk jadący na targ. Jasne, po to ma się w zespole dobrze opłacanego lidera, żeby ciągnął grę drużyny. Ale też bez przesady – wypadałoby mu czasami trochę pomóc. Teoretycznie tą pomocą jest dla “Figo” Słoweński duet Bohar – Żivec. Teoretycznie, bo w praktyce często mamy wrażenie, że w trudniejszych momentach śpiewka jest zawsze ta sama: Filip, ratuj.
Według EkstraStats, Starzyński jest współodpowiedzialny za 46,8% bramek Zagłębia w tym sezonie. Nie jest to co prawda najwyższy wynik w lidze, ale wśród tych, którzy go wyprzedzają, wielu już w Ekstraklasie nie ma (Buksa, Niezgoda, Jevtić). Zresztą, gdy weźmiemy pod uwagę nie procenty, a liczbę wypracowanych bramek, to nikt do Starzyńskiego nie ma nawet podjazdu. 22 gole – to o jeden mniej niż “Figo” zebrał w naszych statystykach w ubiegłym sezonie, a przecież przed nim jeszcze kilka meczów. W dodatku z rywalami z dołu tabeli, więc teoretycznie łatwiej będzie te liczby poprawić.
Także według naszych ocen Starzyński rozgrywa obecnie najlepszy sezon w Lubinie. Krótkie podsumowanie:
- 19/20 – 5,38
- 18/19 – 5,27
- 17/18 – 5,13
- 16/17 – 5,32
Starzyński mógł dać więcej?
Czy skoro zrobiliśmy z “Figo” superbohatera Zagłębia, to możemy czy możemy wymagać od niego jeszcze więcej? Naszym zdaniem… tak. Przypomnijmy niedawne “Stanowisko”, w którym w oparciu o dane EkstraStats usłyszeliśmy, że Starzyński to drugi najczęściej uderzający piłkę zza pola karnego piłkarz ligi. Rzeczywiście – 48 prób, 15 celnych strzałów. Nieźle. A ile z tego tytułu padło bramek? Ano właśnie. Zero.
Wnioski są więc dość proste. Pomocnik Zagłębia 48 razy, dobra – 33, odejmijmy te celne próby, stracił piłkę. Podjął decyzję, która wcale nie musiała być w danym momencie najlepsza. A przede wszystkim – zmarnował okazję. Bo gdyby “Figo” z dystansu strzelał lepiej, pewnie nikt nie miałby do niego pretensji. Tymczasem gole zza “szesnastki” zdobyli nawet David Stec, Ricardo Guima czy Igor Sapała i w każdym z przypadków było to spore wydarzenie, bo absolutnie się tego nie spodziewaliśmy. Natomiast po Starzyńskim absolutnie nie spodziewaliśmy się tego zera, a jednak. “Figo” nieuchronnie zbliża się do otrzymania pucharu “Potrafi Uderzyć” im. Ariela Borysiuka.
Po “Stanowisku” EkstraStats dodało zresztą trzy grosze w tej sprawie. Okazuje się, że gdy odejmiemy Starzyńskiemu rzuty karne, jest on w czołowej piątce graczy z największą różnicą in minus, jeśli chodzi o bramki zdobyte względem tych oczekiwanych. Mówiąc prościej – były reprezentant Polski powinien mieć na koncie przynajmniej o trzy gole więcej (-2,74). Czy można wymagać nieco więcej? Można. Tym bardziej że i stałe fragmenty gry, uchodzące dotychczas za jedną z największych broni Filipa, trochę się pogorszyły. Tak, zaliczył po nich cztery asysty. Ale kiedy po raz ostatni zdobył bramkę z rzutu wolnego, co było jego znakiem rozpoznawczym w sezonie 2016/2017?
9 marca 2018 roku.
Ile prób podjął od tamtego czasu? Takich danych nie mamy, ale nie czarujmy się – sporo. Starzyńskiego wciąż mamy za kozaka od stałych fragmentów gry. Pytanie, czy nie jest to opinia wyrobiona bardziej sentymentem niż aktualną formą?
Pierwszoligowiec, który nie zginął
Pięć goli, siedem asyst, trzy asysty drugiego stopnia. Takie liczby według EkstraStats zapisał na koncie Petr Schwarz. Nie skłamiemy, gdy powiemy, że oczekiwania związane z wejściem Rakowa do Ekstraklasy, były w dużej mierze z czeskim pomocnikiem. W pierwszej lidze niewątpliwie był kozakiem. Już po pierwszej rundzie w Częstochowie, pisaliśmy o nim tak: 27-letni Czech okazał się sporym wzmocnieniem, gwarantując odpowiednie funkcjonowanie środka pola lidera z Częstochowy. Schwarz robi swoje w destrukcji, ale ma też coś do zaoferowania z przodu, potrafi posyłać bardzo dobre podania za plecy obrońców. Marek Papszun od razu mu zaufał i nie zdjął z boiska nawet na minutę.
I chociaż w wielu przypadkach okazywało się, że ten, kto błyszczał na zapleczu, przepadał w Ekstraklasie, u Czecha było wręcz odwrotnie. O ile w pierwszej lidze trochę brakowało mu liczb, tak poziom wyżej zaczął regularnie ciułać punkty w klasyfikacji kanadyjskiej. Dużą rolę odegrały w tym stałe fragmenty gry, które Schwarz wykonuje najlepiej w lidze. Tak przynajmniej można uznać, skoro to on uzbierał najwięcej asyst po dograniach ze stojącej piłki. Petr ma też na koncie skalp, którego brakuje “Figo”. Co więcej – skalp zdobyty właśnie w meczu z Zagłębiem Lubin. O co nam chodzi?
O gola z dystansu. Czeski pomocnik uderza zza szesnastki nieco rzadziej – czynił to 32 razy. Na zdobycie gola po uderzeniu zza pola karnego potrzebował jednak dwa razy mniej celnych prób niż Starzyński. Sześć skutecznych interwencji bramkarza, jeden gol – nie są to statystyki powalające, ale przynajmniej wynika z nich jakaś zauważalna korzyść. Podobną korzyść widzimy, gdy spojrzymy na wspomnianą przy pomocniku Zagłębia statystykę bramek zdobytych względem oczekiwanych, z pominięciem rzutów karnych. U Schwarza minus jest niemal niezauważalny, bo wynosi zaledwie 0.25. W porównaniu z “Figo” – niebo a ziemia.
***
Czy w takim razie możemy powiedzieć, że Schwarz jest lepszym piłkarzem niż Starzyński? Tak daleko idących wniosków wysuwać nie będziemy. Ciężko też jednoznacznie stwierdzić, kto lepiej wywiązuje się ze swojej roli. Co by nie mówić, Schwarz może i jest liderem. Może oczekiwania wobec niego były spore. Ale na pewno nie aż tak, jak od “Figo”. Nie chcemy też Filipa przesadnie krytykować – było nie było jest czołowym piłkarzem ligi. Skoro jednak obaj reżyserowie w pewnym stopniu zawiedli, czegoś im brakuje. I tu akurat o receptę trudno nie będzie. Pozostając w filmowych klimatach, obydwu reżyserom przydałoby się kilku trochę lepszych aktorów u boku. Bo szanujmy się – szarżować Hollywood z Tomaszem Karolakiem na pierwszym planie to prawdziwe harakiri. Co zresztą dobitnie pokazuje obecna tabela.
Fot. Newspix