Reklama

Jakub Szmatuła: “Spędziłem pół roku w Górniku Zabrze i nie żałuję”

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

09 czerwca 2020, 10:31 • 7 min czytania 0 komentarzy

Trudno o lepszy przykład, że cierpliwość popłaca. Jakub Szmatuła najlepsze chwile w karierze przeżył jako 38-latek. Bramkarz Piasta Gliwice został bohaterem swojej drużyny na finiszu sezonu mistrzowskiego, broniąc w doliczonym czasie rzut karny Jesusa Imaza, co dało kluczowe zwycięstwo nad Jagiellonią Białystok. Wcześniej miesiącami siedział na ławce, ale nie odpuszczał sobie i dlatego był gotowy, gdy nadeszła szansa. I cały czas tak do tego podchodzi, mimo że w tym sezonie występował jedynie w Pucharze i Superpucharze Polski. Przed derbami z Górnikiem Zabrze doświadczony golkiper wspomina swoje mecze przeciwko tej drużynie, epizod w barwach klubu z Roosevelta oraz mówi o planach na przyszłość. Zapraszamy. 

Jakub Szmatuła: “Spędziłem pół roku w Górniku Zabrze i nie żałuję”
Takie mecze jak z Górnikiem Zabrze wywołują jeszcze w panu większą ekscytację?

Wiadomo, są to derby, spore emocje, ale trochę tych meczów zdążyłem zagrać. Wiele się w nich działo: czerwone kartki, przerwana gra. To, co najlepsze w derbach, chyba już przeżyłem. Nawet jednak siedząc na ławce jakiś dodatkowy ładunek emocjonalny się pojawia. Kibice są nakręceni, a wiadomo, jaka jest sytuacja w Gliwicach – część trzyma kciuki za Górnika, część za Piasta. Teraz tej otoczki zabraknie, zagramy przy pustych trybunach. Szkoda, bo normalnie nasz stadion pewnie zapełniłby się w całości.

Trudno o przedmeczową konferencję, na której nie usłyszelibyśmy słynnego “derby rządzą się swoimi prawami”. Pan się kiedyś przekonał, że nie jest to jedynie formułka dla dziennikarzy?

Z niczego to powiedzenie się nie wzięło. Często widzimy, że nawet jeśli na co dzień drużyny dzieli w tabeli duża różnica, na boisku jest ona niwelowana i faworytem w derbach możesz być tylko na papierze. W innych okolicznościach kwestie sportowe przeważnie mają większe znaczenie. Czy kiedyś się o tym przekonałem? Tak. W sezonie wicemistrzowskim jako lider przegraliśmy w Zabrzu 2:5. Górnik znajdował się wtedy w strefie spadkowej, zupełnie mu nie szło. Z nami jednak prezentował się bardzo dobrze, a Roman Gergel rozegrał mecz życia i strzelił mi cztery gole. Bolało. Była to dla nas lekcja pokory. Koniec końców jednak zajęliśmy drugie miejsce, więc całościowo nie mogliśmy narzekać.

Pana najmilsze wspomnienie z meczów przeciwko Górnikowi?

Też sezon wicemistrzowski z trenerem Radoslavem Latalem, trzecia kolejka. Moje pierwszy derby z Górnikiem w barwach Piasta. Wygraliśmy 3:2, co było tym bardziej istotne, że tydzień wcześniej przegraliśmy z Ruchem Chorzów. Ten mecz nas scalił. Nakręciliśmy się i zaczęła się nasza seria zwycięstw. Pokonaliśmy m.in. Legię u siebie i po raz pierwszy w historii przywieźliśmy komplet punktów ze stadionu Lecha. Zaczęło do nas docierać, że możemy osiągnąć coś fajnego.

Reklama
Wówczas z Lechem zaliczył pan bardzo ważną interwencję.

Dopiero co z kierownikiem Adamem Fudalim rozmawialiśmy o tym meczu, bo wczoraj go sobie odświeżył. W samej końcówce Bartek Iwan miał świetną sytuację, groźnie strzelał głową, ale do spółki z Hebertem udało nam się zapobiec utracie gola. Gdybyśmy tego nie zrobili, skończyłoby się remisem i może nie zaczęlibyśmy wygrywać seriami.

W barwach Piasta pięć razy wystąpił pan z Górnikiem – dwukrotnie wygrał, trzykrotnie przegrał. Która porażka najbardziej bolała?

Chyba właśnie ta 2:5 w Zabrzu. Zajmowaliśmy pierwsze miejsce, wszyscy stawiali nas w roli faworyta. Myśleliśmy, że będzie łatwo, bo Górnik dołował. Ale boisko pokazało, że nigdy nie można się nastawiać, że pójdzie ci z górki, zwłaszcza w derbach. Inna sprawa, że mieliśmy sporo swoich sytuacji, do przerwy prowadziliśmy 2:1, potem jednak się posypaliśmy.

Generalnie jak już przegrywałem z Górnikiem, zawsze działo się coś pamiętnego. W sezonie 2017/18 najpierw dostałem czerwoną kartkę, gdy Igor Angulo nabrał sędziego na rzut karny. Zagotowałem się i zostałem wyrzucony, ale jestem przekonany, że gdyby już wtedy był VAR, wszystko zostałoby cofnięte. No i później ten nieszczęsny mecz u nas, gdy do 80. minuty prowadziliśmy i kibice wtargnęli na boisko. Kontrolowaliśmy to spotkanie, a tu koniec końców Górnik otrzymał walkowera. Chyba takie uroki derbów, że dużo się dzieje, czasami również poza murawą.

Z Górnikiem był jeszcze jeden istotny dla pana mecz.

Który?

Reklama
Przeciwko zabrzanom debiutował pan w Ekstraklasie.

A, faktycznie! Byłem w Zagłębiu Lubin, graliśmy w Zabrzu, jeszcze na starym stadionie. Jakoś w 70. minucie zmieniłem kontuzjowanego Danijela Madjaricia. Wszedłem przy stanie 0:1, ale w końcówce zdołaliśmy wyrównać. Niewiele więcej pamiętam, poza tym, że raz czy dwa musiałem interweniować.

Nie wszyscy wiedzą, że w pana CV jest też pół roku w Górniku.

Wiosną 2010 zostałem wypożyczony z Piasta. Górnika prowadził Adam Nawałka, ale z inicjatywą wyszedł trener bramkarzy Jarosław Tkocz. Byłem obserwowany i zadzwonił, że widziałby mnie w zespole. Sebastian Nowak doznał kontuzji i został tylko Łukasz Skorupski, a w Piaście akurat rywalizacja była bardzo duża. Ze mną w kadrze znajdowało się czterech bramkarzy. Mimo że nie zadebiutowałem w Górniku, nie żałowałem tego czasu. Miłe wspomnienia, super praca z bardzo profesjonalnym sztabem. To pół roku było dla mnie cenną lekcją, zmieniło podejście. Dodało mi wiary i przede wszystkim pokory. A paradoks polegał na tym, że Górnik awansował do Ekstraklasy, natomiast Piast z niej spadł. Wróciłem do Gliwic i w I lidze zacząłem bronić regularnie.

Nie miał pan oporów, żeby odejść do klubu mocno nielubianego przez kibiców Piasta?

Nie myślałem takimi kategoriami. Nigdy nie miałem z tego powodu problemów z kibicami, nikt mi niczego nie wypominał. Podszedłem do tematu profesjonalnie, bez emocji. To w końcu mój zawód. Chciałem po prostu jak najlepiej wykonywać swoją robotę tam, gdzie mnie chcieli. Patrzyłem pod kątem własnego rozwoju.

Mówił pan nieraz, że chciałby grać do czterdziestki. Czyli… przyszły sezon będzie tym ostatnim?

Co najmniej do czterdziestki! Jeśli zdrowie dopisze, mogę grać jeszcze dłużej. Na razie, odpukać, jest w porządku. Mam godnego rywala, Frantisek Plach dobrze się prezentuje i aktualnie wygrywa rywalizację. Podchodzę jednak do tego na chłodno. Chwilami bardziej patrzę już z perspektywy trenerskiej. Co nie znaczy, że zacząłem sobie odpuszczać. Ciągle muszę być gotowy, w każdym momencie. Życie pisze różne scenariusze, poprzedni sezon to pokazał. Na początku grałem, później długo siedziałem na ławce i niespodziewanie wskoczyłem do składu na trzy ostatnie mecze. Puściłem tylko jednego gola po rzucie karnym Imaza, drugiego mu wybroniłem, okoliczności na pewno pamiętacie. Swoją cegiełkę do historycznego mistrzostwa dołożyłem. Póki są siły i chęci, a trener widzi mnie w zespole, zapieprzam dzień po dniu.

Trudniej utrzymywać motywację teraz, gdy już pan niejako zszedł ze szczytu i posmakował regularnego grania, czy dawniej, gdy długo czekał pan na poważniejszą szansę w Ekstraklasie?

Dawniej było trudniej. Człowiek się w środku gotował. Nie czułem się gorszy, a ciągle nie dostawałem szansy. Chwilami pojawiało się zwątpienie, ale potem znów ciężko pracowałem, licząc, że wreszcie nadejdzie moje pięć minut. No i nie żałuję tego. Dziś mogę sobie usiąść i powiedzieć, że wybierano mnie najlepszym bramkarzem Ekstraklasy, byłem wicemistrzem, teraz jestem mistrzem. Brakuje jeszcze brązowego medalu (śmiech). Gdybyśmy go w tym sezonie zdobyli, to patrząc na aktualną sytuację w tabeli czulibyśmy rozczarowanie. Trzeba mierzyć jak najwyżej, apetyty rosną, ale tradycyjnie patrzymy z meczu na mecz. A skoro nie gram, staram się pomagać jak mogę w inny sposób, chociażby dbając o atmosferę w szatni. To też jest bardzo ważne.

Trzeba wam oddać, że znów pokazujecie klasę. Często drużyny, które nie są zobligowane do walki o najwyższe laury, po niespodziewanym sukcesie gwałtownie spuszczają z tonu, a wy dziś jako jedyni staracie się jeszcze naciskać Legię.

No jakoś nie chcemy wracać na niższe miejsca (śmiech). Wcześniej, po tych dwóch sezonach z awansem do europejskich pucharów, było potem ciężko, broniliśmy się przed spadkiem. Rok przed mistrzostwem utrzymaliśmy się dopiero w ostatniej kolejce po wygranej z Termaliką. Na szczęście teraz jest inaczej i oby tak zostało. Jeśli można grać o najwyższe cele, to gramy.

Plany po karierze są sprecyzowane? Już jakiś czas temu zrobił pan licencję UEFA B.

Przymierzam się do pracy z młodzieżą. Mieliśmy już pewne plany związane z rozwijającą się akademią Piasta, ale koronawirus je odłożył. Przyjdzie jeszcze na to czas, można tu zrobić coś fajnego. Nie musimy się spieszyć, bo dopóki zdrowie pozwoli, będę chciał grać. Odkładam zawieszenie butów na kołku tak długo, jak to możliwe. Na razie zdrowie jest i myślę, że nie odstaję od młodszych kolegów.

Kontrakt z Piastem obowiązuje pana do końca roku.

Na pewno siądziemy do rozmów o jego przedłużeniu. Najpierw jednak czeka nas meczowy maraton.

Tak pan zapuścił korzenie na Śląsku, że do Poznania już nie wraca?

Prawdopodobnie tak to będzie wyglądało. Tam jadę czasami odwiedzić rodziców, a na co dzień już od dwunastu lat jesteśmy na Śląsku i raczej tutaj osiądziemy.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

Fot. FotoPyK

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Komentarze

0 komentarzy

Loading...