Reklama

Korona postraszyła Piasta, ale Żubrowski miał na ten wieczór inne plany

redakcja

Autor:redakcja

05 czerwca 2020, 20:54 • 3 min czytania 20 komentarzy

Dziś w Kielcach zapachniało europejskimi pucharami. Co prawda tylko przez chwilę, co prawda nie przez to, że Korona z Piastem zagrały na poziomie fazy grupowej Ligi Mistrzów, ale zawsze. Konkretnie ze względu na to, że Frantiskowi Plachowi przypomniały się letnie miesiące, w trakcie których zawalał gole z BATE czy FC Riga. Różnica jest tylko taka, że tym razem wszystko się dobrze dla mistrzów Polski skończyło. 

Korona postraszyła Piasta, ale Żubrowski miał na ten wieczór inne plany

Wspaniały był to mecz, nie boimy tego słowa. Plach jego temperaturę podkręcił w 14. minucie, gdy Petteri Forsell ustawił piłkę mniej więcej 20 metrów od bramki. Wiadomo, że Fin kopyto ma bardzo dobre, ale nie ma co gadać – tym razem uderzył nie najlepiej, każdy solidny bramkarz radzi sobie z taką piłką i zapomina o interwencji po trzydziestu sekundach, nawet jeśli futbolówka była mokra i śliska. Niestety w tej akcji Słowak obok solidności nawet się nie zakręcił i piłka po jego rękach wylądowała w bramce. 

Piast był lepszy i przed bramką, i po niej, ale nie aż tak, byśmy mówili, że lada moment kielczanie stracą punkty, które pojawiły się na horyzoncie. Ale zanim zdążyliśmy tę sytuację przetrawić, z boiska wyleciał Jakub Żubrowski – w odstępie ledwie pięciu minut zobaczył dwie żółte kartki, obie – co tu gadać – zasłużone. 

Tak, przypomniał nam się mecz Korony z Cracovią, kiedy to kielczanie wygrali 1-0, choć w 40. minucie wyleciał z boiska Zalazar, a w 75. minucie to samo zrobił Żubrowski. 

Tak, przypomniał nam się mecz Korony z Pogonią, kiedy to kielczanie wygrali 1-0, choć w doliczonym czasie do pierwszej połowy z boiska wyleciał Gnjatić. 

Reklama

No ale okazało się, że w Ekstraklasie od czasu do czasu zagościć może też logika. Albo inaczej – Piast okazał się zbyt mocny, żeby nie wykorzystać ponad godziny w przewadze. Co prawda na pierwszą bramkę mistrzów Polski trzeba było czekać do 65. minuty, a przed nią goście mieli okresy gry, w których kompletnie nie zanosiło się, że ona może paść, ale w końcu Milewski wykorzystał to, iż w polu karnym skiksował Parzyszek, a piłka spadła po jego nogi. Dziesięć minut później nieco przypadkową asystą popisał się Alves, który generalnie rozruszał Piasta, a kolejnego gola w tym sezonie zapakował Felix. 

Kielczanom trzeba oddać to, że stworzyli sobie jeszcze dwie sytuacje, z których przy kolejnym zaćmieniu Placha mogły paść gole. Tym razem jednak Słowaka wziął się w garść. Ale nie ze względu na zaciętą końcówkę zapamiętamy to spotkanie. Bardziej za sprawą KAPITALNEJ, ZJAWISKOWEJ zmiany Patryka Tuszyńskiego. 

Tydzień temu chłop walnął pierwszego gola w lidze od dwudziestolecia międzywojennego, więc wydawało się, że może się rozkręcić. Tymczasem dziś wszedł na 20 minut i:

  • nie potrafił wbić piłki do siatki w takiej sytuacji,

  • gdy stanął w końcówce oko w oko z Koziołem, podał do będącego na spalonym Milewskiego.

No, duet Flavio&Kiełb w Niecieczy, pewnie pamiętacie. W międzyczasie zmarnował też jeszcze jedną dogodną sytuację, ale tam pani asystent po czasie podniosła do góry chorągiewkę i trochę oszczędziła mu wstydu.

Reklama

Aż trochę żałujemy, że Korona nie wyrównała i Piast nie musiał zapłacić rachunku za ten parodystyczny występ. I, tak swoją drogą, trzeba powiedzieć, że kielczanie, choć kończą dziś bez punktów, znów pokazali się z takiej strony, że to utrzymanie jeszcze może się im przydarzyć.

Najnowsze

Komentarze

20 komentarzy

Loading...