Wraca Ekstraklasa. Wraca najlepsza liga świata, wraca ta koszula, która zawsze bliższa ciału – jak zwał, tak zwał, dla nas jest jasne, że dzisiejszy wieczór można spędzić tylko w jeden sposób. Natomiast od czasu ostatniej kolejki minęło tyle czasu, ile potrafi rozdzielić całe rundy – pamiętacie jeszcze czym żyliśmy, gdy normą była Ekstraklasa tydzień w tydzień?
Jeśli nie, to zapraszamy na szybką rozgrzewkę przed dzisiejszym graniem.
DEBIUT STAVROSA VASILANTONOPOULOSA
Imię po Blofeldzie z Jamesa Bonda, w nazwisku Wasyl – to wysoka półka oczekowań. A jednak Grek, awaryjnie sprowadzony przez Górnika Zabrze na prawą obronę, w swoim debiucie skradł serca wszystkim, którzy oglądali mecz zabrzan z Cracovią.
To był mecz w jego wykonaniu kompletny, kompletny jak na Ekstraklasę. Otóż Vasilantonopoulos:
– dostał w pierwszej połowie po nosie od Thiago, zaczęła mu się lać krew,
– zmieniał kilkukrotnie w trakcie spotkania krwawe tampony,
– nic mu to krwawienie nie przeszkadzało w tym, by w sposób niezmordowany biegać od linii do linii,
– gonić za Pestką, który przy aucie nie chciał oddać piłki,
– szarpać się z Wdowiakiem,
– i strzelić piękną, zwycięską bramkę z ostrego kąta,
– ale też, żeby było swojsko, dośrodkować w trybuny,
– i spróbować strzelić samobója kolanem w 93 minucie.
Po meczu Stavros udzielał Leszkowi Błażyńskiemu wywiadu, w którym mówił, że owszem, nos jest chyba złamany, ale nie ma problemu. Tym samym być może będzie to pierwszy od dawna zagraniczny piłkarz w polskiej lidze, który nie będzie w pierwszym wywiadzie mówił “TAK, POLSKA LIGA JEST BARDZO FIZYCZNA, NIE MOGĘ SIĘ JESZCZE PRZESTAWIĆ”.
Powiedział, że koguta – którego, rzecz jasna, dostał za piłkarza meczu – nie zabierze, bo średnio z kogutem do hotelu.
Brosz na konferencji mówił: – Obrazkiem tego meczu może być Vasilantonopoulos, który grał ze złamanym nosem. Krew mu ciekła, ale nie szło go ściągnąć z boiska.
Oj, zrobił Vasilantonopoulos co mógł, byśmy szybko nauczyli się jego nazwiska.
TA BRAMKA ERIKA JIRKI
Jirka jaki jest, każdy widzi.
W pierwszych kolejkach był rozczarowaniem. Słowak zapowiadał się na kozaka, takie miał CV, w dodatku piłkarz jeszcze młody. Coś poszarpał, ale generalnie bilans ujemny.
Ale, z czasem, jak oswajał się z ligą, pokazywał się z coraz lepszej strony. Ta bramka z Pasami jest tego podkreśleniem – może nie po widłach, ale bez kompleksów, z pierwszej piłki, z rotacją, z dużą siłą, prosto do siatki.
NIEOGLĄDALNA CRACOVIA
Futbolowi bogowie, jak zwykle, operowali bezlitosną ironią.
Dlaczego?
Od momentu, w którym Michał Probierz doradził Canal+, by stacja pokazywała tylko piękne akcje, a kiksy przemilczała, występy Pasów przełożyły się na cztery kolejne porażki. Podczas większości akcji, zgodnie z zaleceniem Probierza, Canal+ powinien włączać planszę “PRZEPRASZAMY ZA USTERKI”.
W przegranym meczu z Górnikiem nie zagrał Janusz Gol. Probierz mówił na konferencji: – Janusz Gol do tej pory grał z chorobą. Chcieliśmy dać mu odpocząć. Jako drużyna również ciężej weszliśmy w mecz. Przeciwstawialiśmy się, lecz zabrakło kropki nad “i” – i tego szkoda najbardziej.
No to teraz Gol pewnie się naodpoczywa za wszystkie czasy.
LECHIA PŁACI, WISŁA PŁOCK MA PIŁKARZA
Jedno z ciekawszych kuriozów ostatnich miesięcy. Otóż Rafał Wolski wygrał z Lechią Gdańsk sprawę, a Lechia zostaje malowniczo pokarana: otóż Wolski może podpisać kontrakt gdzie mu się tylko podoba, a jeśli ten klub zaoferuje mu mniej, niż zarabiał w Lechii, to LECHIA MA TĘ KWOTĘ WYRÓWNAĆ.
Wolski, przecież piłkarz na ligę więcej niż przyzwoity, podpisał więc w Płocku. Byłoby arcyzabawne, gdyby wystawiał fakturkę na pięćset złotych, a grube tysiące płaciła Lechia.
Jak doprowadziła do tego Lechia? Oczywiście żyjąc ponad stan. Oczywiście grając va banque, oferując pieniądze, które może będą, ale może i nie. To funkcjonowanie godne lat dziewięćdziesiątych, kiedy sezon bez upadku jakiegoś klubu nie wchodził w grę, tylko obecnie w ciut lepszych realiach finansowych, bo są choćby pieniądze z praw telewizyjnych. Schemat jednak ten sam co w Widzewie, który robił wyniki, a jeździł autokarem, w którym – jak mówił Piotr Szarpak – trzeba było w trakcie deszczu otworzyć parasol. Lechia dostała się nawet pod krytyczną lupę UEFA, która standardowo przyglądała się finansom klubów biorących udział w rozgrywkach europejskich.
I teraz w tak zarządzaną Lechię uderza koronawirus. Jak on nie nauczy trzeźwego zarządzania, to już nie wiemy co.
ZAPRASZAM NA POLE KARNE LECHII, PANIE PRZECIWNIKU
Lechii trzeba oddać, że żegnała się z piłką w ciekawym stylu. 4:4 z Zagłębiem piechotą nie chodzi, mecz znakomity, ekscytujący (niestety, oglądany tylko przez około dwa tysiące widzów), z Conrado w roli głównej – gol, asysta, wywalczony karny.
Ale też Lechia śrubowała konsekwentnie wiosną rekord liczby strzałów, które oddawano na jej bramkę.
Zagłębie – 28 strzałów
Legia – 19 strzałów
Korona – 28 strzałów
Lech – 43 strzały
Piast – 20 strzałów
Śląsk – 23 strzały
Za to, że mimo takich kanonad było i tak nieźle, Kuciak powinien dostać w Gdańsku jakiś skwer swojego imienia.
ZAGŁĘBIE GORKY 17
Transfery last minute Zagłębia, Drazić i Baszkirow, wyglądały w lidze zupełnie nieźle. W sprawie Drazicia sprawa jest rozwojowa, natomiast Rosjanin, który udowodnił w lidze, że nie grał w Rosji dzięki znajomościom, już przedłużył kontrakt do 2022.
Baszkirow w Lubinie chyba też nieźle się czuje. W wywiadzie dla “e-legnickie.pl” przyznawał, że ujęło go, jak właściciel mieszkania podczas kwarantanny… przyjechał do niego z koszem produktów – jajka, warzywa, owoce – bo mama właściciela mieszkania o Baszkirowa się martwiła.
Baszkirow odpłacał się miłym za miłe, grając sąsiadom na gitarze. Fragment wspomnianego wywiadu:
– Wieczorami brałem gitarę, którą kupiłem już tutaj w Lubinie i starałem się na niej grać. Dzięki temu mogłem poznać moich sąsiadów, którzy pewnego dnia z zaciekawieniem ze swojego balkonu patrzyli i szukali, kto tak śpiewa w okolicy.
Nas Baszkirow ujął tym, że Lubin kojarzy dzięki klasyku strategii, grze Gorky 17:
– Zabawne sytuacje bywają czasami, gdy rozmawiam z ludźmi z mojego kraju. Bardzo często mylą Lubin z Lublinem i pytają mnie o różne rzeczy z tego drugiego miasta. Ale zdarzają się tacy, którzy pamiętają nasze miasto z gry komputerowej Gorky 17. Kojarzysz? Taka gra, której fabuła działa się w post apokaliptycznej Polsce i właśnie Lubin był centrum zdarzeń. Jako młody chłopak grałem w nią i wtedy bym nie powiedział, że za kilka lat będę tu mieszkał.
BŁĘDY VAR
Dla równowagi, obok 4:4 Lechii z Zagłębiem mieliśmy skandalicznie słabe spotkanie Jagiellonii ze Śląskiem, w dodatku rozstrzygnięte przez błąd Lasyka.
Sędziów na meczu jest już prawie tylu co zawodników jednej drużyny.
Ilość nie idzie w parze z jakością. #JAGŚLĄ pic.twitter.com/LD1Yjo2oPA
— Krzysztof Banasik (@krzbanasik) March 7, 2020
Proces myślowy Mystkowskiego jest jasny: przebijam się, wyprzedzam obrońcę, ale gdy widzę, że piłki już nie szarpnę, to się wywrócę.
Natomiast niejasny jest proces myślowy sędziego Lasyka, niejasne są dyspozycje VAR-u.
Wygrana – druga kolejna – pozwoliła złapać oddech Iwajło Petewowi, wtaczając Jagę do górnej ósemki. Śląsk natomiast konsekwentnie: u siebie wiosną bez porażki, na wyjeździe bez wygranej.
W kontekście Śląska zaznaczymy jeszcze, że intrygował nas transfer Guillermo Cotugno. Oto sprowadzony przez Dariusza Sztylkę z drugiego końca świata Urugwajczyk, sprowadzony w dodatku na newralgiczną prawą obronę, a potem przez aż pięć meczów Lavicka tak zestawiał skład, że wydawało się, iż przed Cotugno w walce o skład jest nawet Jarek Szandrocho.
Cotugno finalnie zagrał z Jagą na lewej obronie – prawa dla Musondy – i jakoś dramatycznie nie wypadł. Może, w przeciwieństwie do pewnego greckiego prawego obrońcy, faktycznie musiał przejść tą osławioną aklimatyzację.
PIAST DWA RAZY SIĘ POWTARZA
Krótkie przypomnienie bieżącej tabeli. Piast Gliwice wdrapał się po 26. kolejce na drugie miejsce. Tabela jest naturalnie niesłychanie spłaszczona, ale druga pozycja jest faktem.
Do lidera Piast traci osiem punktów…
Źródło: 90minut
… a rok temu do lidera tracił na tym etapie sezonu tylko oczko więcej.
Źródło: 90minut
Oczywiście są zasadnicze różnice. Tegoroczna Legia wydaje się dużo groźniejszym, a przede wszystkim bardziej regularnym rywalem od zeszłorocznej Lechii Gdańsk.
Niemniej wygrana Piasta przy Łazienkowskiej ma swoją wymowę – szczególnie, że odbyła się według klasycznej ligowej logiki. Piast przegrał pięć wcześniejszych meczów wyjazdowych, strzelając w nich tylko jedną bramkę. Krążyły legendy, że w sumie wysoka pozycja gliwiczan związana jest z beznadziejną murawą w Gliwicach, która przygotowana jest pod gospodarzy jak tor żużlowy.
Z kolei Legia miała za sobą siedem (!) domowych zwycięstw, z bilansem bramek 28:2 (!!). Legia i tak ma wciąż wszystkie karty w grze o mistrzostwo, i choć może nie jest to full z ręki, tak nie jest też para dziewiątek. Niemniej Piast wygraną w Warszawie zauważalnie przedłużył emocje w grze o tytuł.
ŻURAWBALL
O Lechu wiosną na pewno można powiedzieć sporo dobrego: z każdym meczem lepiej czuł się w zespole Dani Ramirez, z nim w linii pomocy z jeszcze lepszej strony pokazywał się Pedro Tiba, przełamał się po słabszej serii Gytkjaer, pokazał się Marchwiński, bombami z dystansu straszył Moder. W Lechu dawno nie było tak dobrych nastrojów – były wyniki, coraz lepsza gra, z ostrzeliwaniem Lechii jako symbolem. A wszystko z zauważalnym wkładem wychowanków.
PRZECZYTAJ TEKST “SEKRET ROZWOJU PIŁKARZY LECHA TKWI W SZTABIE, KTÓRY POTRAFI PRACOWAĆ Z MŁODZIEŻĄ
Nie ulega jednak wątpliwościom, że nawet mimo ciut słabszego – jak na siebie – meczu z Wisłą w Krakowie, gdzie dał mu radę heroicznym występem Lukas Klemenz, pierwszoplanową postacią Lecha był i jest – bo udowodnił to ze Stalą w pucharze – Kamil Jóźwiak.
Drybling, nie tylko sama szybkość.
Błyskotliwość, nie tylko walka łokciami.
Autentycznie widoczna gołym okiem umiejętność gry w piłkę – cieszy nas, że koronawirus nie przygasił Jóźwiaka, bo to obecnie, po prostu, jeden z najlepiej grających w piłkę zawodników Ekstraklasy. Obserwowanie jego rozwoju, podobnie jak obserwowanie rozwoju choćby Karbownika, interesuje nie tylko kibiców Lecha, w równie wielkim stopniu zagranicznych skautów i Jerzego Brzęczka.
PRZECZYTAJ DUŻY REPORTAŻ DAMIANA SMYKA O KAMILU JÓŹWIAKU
GENERAŁ ŻUKOW
Jedną z przyczyn słabszego występu Jóźwiaka z Wisłą był również Żukow, który kilka razy, gdy Jóźwiak szukał miejsca w środku pola, pokazał graczowi Lecha, nad czym musi popracować.
Co tu kryć, Kazach wszedł w ligę z buta. Przyjechał grać za frytki, tylko za obietnicę rozwoju, a raczej: pomostu ku mocniejszym ligom. Ta motywacja w zupełności działa, bo Żukow sprawia, że całkowicie przestajemy się dziwić naszym problemom z rywalami z tego kraju – mawiało się, że trudny klimat, że sprowadzeni z zagranicy za grubą forsę zawodnicy. Otóż nie tylko: Kazachowie, patrząc po Żukowie, po prostu umieją też grać w piłkę.
Ma serce do gry, ma tą osławioną zdolność dawania z wątroby. Ale gra tez niezwykle inteligentnie, umie przeciąć grę ustawieniem, zrobić przewagę, świetnie napędzić akcję.
Żywe srebro Wisły Kraków, która od 13 grudnia pozostaje niepokonana, a wielu jej graczy złapało tlen, co najbardziej widać chyba po Wojtkowskim, który z człowieka-chaosu przemienił się w oddającego zespołowi, ile fabryka dała zawodnika. Jaką nagrodę powinno się przyznawać za uczynienie z Janickiego przyzwoitego piłkarza – chyba coś z zakresu alchemii.
POGOŃ ZMIERZA KU DOŁOWI TABELI, JEJ GRA JUŻ TAM JEST
Pamiętacie jeszcze jak Pogoń Szczecin była topową ekipą, ogrywała Legię, a jej piłkarze błyszczeli?
No my też już w sumie nie. Sporo czasu minęło. Czerwiec się zaczyna, a to wszystko było gdzieś w zeszłym roku, jesienią, raczej wczesną.
Pogoń, wciąż będąca wysoko w tabeli, wygrała wiosną tylko raz, 3:2 w Płocku. A tamten mecz był de facto zrywem, nie jakąkolwiek kontrolowaną grą. W Pogoni mówiło się, że brakuje skutecznego napastnika – nie, to za płytkie podejście do problemu. Choć owszem, jeśli chcesz rozwścieczyć mieszkańca Szczecina, powiedz mu, że Manias ma trzyletni kontrakt, tak w Pogoni nie funkcjonuje wszystko. Za jasny punkt uchodzi Cibicki, o którym Runjaić mówi, że… fizycznie nie jest gotowy na grę. To co jest z innymi w tym kontekście?
W tabeli za ostatnie dziesięć meczów, klub mający dwa punkty straty do wicelidera znajduje się tylko przed Koroną i ŁKS-em. Z kłopotów wychodził będzie już bez Kozulja, który wziął i się zawinął. I może bez Spiridonovicia, który już z Rakowem, przy 0:0, ostentacyjnie wolno schodził, a teraz po ofercie Crveny nagle zgłosił uraz pachwiny… Dariusz Adamczuk mówił w WeszloFM:
– Spiridonović zgłosił kontuzję pachwiny. USG pokazało jakieś blizny. Sytuacja trochę…nie chciałbym mówić. Ja też mam jakieś blizny.
Źródło: Livesports
Z ostatniego meczu z Rakowem – 0:0 – zapamiętamy głównie interwencję Bartkowskiego. Choć w zasadzie, trudno to nazwać interwencją: to raczej ten przykład, kiedy ktoś mądrze stał, zamiast głupio biegać.
Bartkowski zastępuje Stipicę. #Ekstraklasa #Raków #Pogoń #RCZPOG pic.twitter.com/ZCpDBAtJKo
— Złoty Gol (@zloty_gol) March 8, 2020
Warto jeszcze podkreślić dobre wejście w tym meczu Marcela Wędrychowskiego, wymowne – młody talent był najciekawszym w ofensywie graczem Portowców w tym meczu, choć zagrał wcześniej 37 minut w lidze, a w styczniu miał… wypadek samochodowy.
SZKODA, PO PROSTU SZKODA SZCZEPAŃSKIEGO
Raków, zamiast bić się o utrzymanie, coraz odważniej mierzył w górną ósemkę, w dodatku prezentując coraz lepszą grę. Było kogo w Rakowie chwalić, od taktycznego ustawienia Papszuna, przez grę formacji pomocy, faktyczne wzmocnienia w postaci Tudora.
Ale nie da się ukryć, zawsze szczególną uwagą otaczamy grę młodych. A wydawało się, że Miłosz Szczepański wiosną wskakuje na wyższy poziom.
Takich piłkarzy w Polsce nie ma wielu: odwaga, polot, błyskotliwość, chęć brania odpowiedzialności. Gracze tacy jak Szczepański muszą czuć zaufanie i pewność siebie, by pokazać pełnię możliwości – powoli do tego poziomu dobijał i można się było spodziewać, że teraz przyjdzie najlepsze.
Niestety, zerwał więzadła krzyżowe podczas treningów po powrocie z kwarantanny i ten sezon ma już z głowy.
KARUZELA TRENERSKA
Nie uważamy, by zwolnienie trenera Smyły było zasadne. Krawiec tak kraje, jak materiału staje, a choć Korona nie robiła wyników, tak w każdym, absolutnie każdym meczu wiosny pokazywała więcej, niż się można było po niej spodziewać. Nie chcemy mówić, że pech, że ciągle pod górkę, ale tak – często brakowało odrobiny szczęścia, by zapunktować. Za to, że ktoś minimalnie spudłuje, Smyła odpowiadać już nie może. Całokształt gry już bardziej, a ten nie należał do najgorszych.
Natomiast w Kielcach mówią: jasne, Smyła nie był winowajcą, ale mówimy o powrocie Bartoszka. A Maciej Bartoszek w Kielcach ma opinię człowieka od mission impossible, człowieka, który wchodzi i zaszczepia nadzieję, wiarę.
Niemniej nawet Korona w pełnym składzie to zadanie nawet dla Bartoszka – delikatnie mówiąc – wymagające, tymczasem w ostatnich tygodniach miał taki komfort, że testował Papadopulosa na stoperze. Wyjazd graczy takich jaki Marquez to cios pod samo żebro – defensywa kielczan akurat mogła być chlubą, a tymczasem to właśnie tutaj trzeba testować dość, co tu kryć, desperackie scenariusze.
Jeśli chodzi o ŁKS, to cóż – jedenaście punktów do bezpiecznego miejsca w tabeli. Utrzymanie łodzian mogłoby być związane tylko ze zniesieniem spadków przez koronawirusa. Niemniej Moskal i tak wydawał się dość bezpieczny, ale plany się pozmieniały – w tej kolejce zobaczymy dawno niewidzianego na trenerskiej ławce w Ekstraklasie Wojciecha Stawowego.
Arka to jeszcze inny przypadek: niby po staremu, czyli sytuacja mocno średnia. Ale przecież w trakcie koronawirusa zmieniło się wszystko: zatrudniono Mamrota, zmieniono właścicieli. Krzysztofowi Sobierajowi gratulujemy – prowadził Arkę dwa miesiące, nie przegrał żadnego meczu. Duża sztuka!
CZYTAJ PIERWSZY WYWIAD PO ZATRUDNIENIU MAMROTA W GDYNI
AKADEMIA TAKTYCZNA EKSTRAKLASY
Na koniec przypomnijmy i ten element, nieodłączny z naszą ulubioną kopaną. Oto, w kilku aktach, jak Deja dorobił się czerwa w meczu z Wisłą Płock.
Źródło skrinów: Canal+
JEDEN WYBRANY FAKT
Wisła Płock w umowie wypożyczenia Oskara Zawady do Arki miała tak zwaną “klauzulę strachu”. Gdyby Zawada zagrał przeciw Wiśle, gdynianie musieliby dodatkowo zapłacić.
Naprawdę.
Za występ Zawady.
Nie otrzymać kasę za to, że osłabiają nim skład, a zapłacić.
JEDNA WYBRANA STATYSTYKA
Te też lubią pokazać barwę ligi. Otóż stawiamy tym razem na fakt, że w minionej kolejce, z klubów górnej ósemki wygrał tylko jeden – Piast z Legią.
Fot. FotoPyK/newspix.pl