Jurgen Klopp powiedział kiedyś, że bardziej niż w transfery wierzy w trening. Trenerzy często zapominają o tym, że to w ich rękach spoczywa odpowiedzialność za rozwój zawodników, których mają już w kadrze. W Lechu Poznań wiedzą, że na wielkie transfery dziś klubu nie stać. Dlatego muszą wyciskać coraz więcej i więcej z tego, co już mają. I jeśli celem lechitów na ten sezon było zbudowanie młodzieży na walkę o wyższe cele w przyszłym roku, to trzeba oddać Kolejorzowi, że robi to bardzo dobrze. A sekret sukcesu nie tkwi w „jednym prostym triku, który zszokował Ekstraklasę”. Tym sekretem jest dobrze dobrany sztab szkoleniowy.
Być może kluczowym czynnikiem w fiasku przygody Ivana Djurdjevicia w roli pierwszego trenera Lecha był fakt, że Kolejorz nie otoczył Serba mocniejszym sztabem. Niedoświadczony na takim poziomie szkoleniowiec w newralgicznych momentach popełniał błędy, których nikt nie pomógł mu naprawić. On sam przyznawał, że presja związana z pracą przy Bułgarskiej sprawiła, że wiele rzeczy robił dokładnie odwrotnie niż wcześniej w rezerwach, gdy ciśnienie było zdecydowanie mniejsze.
LECH POZNAŃ WYGRA Z WISŁĄ KRAKÓW? MOŻECIE TAKI WYNIK OBSTAWIĆ W BETFAN!
Podobne obawy dotyczyły też samodzielnej pracy Dariusza Żurawia w Lechu. Od początku tego sezonu, gdy został już mianowany pierwszym trenerem i przestał pełnić rolę „tymczasowego”, dostał własny zespół zarządzający zespołem. Może brakowało w nim asystenta ze sporym doświadczeniem ekstraklasowym – takiego, który już każdy stadion w lidze widział, z każdym kapitanem rywali zbił piątkę i z każdym sędzią był na „ty”.
Ale czas pokazuje, że sposób budowy sztabu Żurawia był słuszny.
A przewodziła mu prosta myśl. W Lechu uznali, że skoro zespół jest młody i ma rosnąć z każdym mikrocyklem, z każdym tygodniem, to trzeba dokooptować do tego takich trenerów, którzy potrafią rozwijać piłkarzy. Zarówno tych młodych, bo przecież nasycenie kadry Kolejorza wychowankami jest największe w lidze, ale też i tych nieco starszych, z których można wycisnąć coś ponad to, co do tej pory prezentowali. Słowem – Lech nie miał mieć trenerskiego zadaniowca z cyklu „weź to, co masz, tu leży kasa na wzmocnienia i zrób pan nam mistrzostwo”. Słowa Karola Klimczaka w „Stanie Futbolu” o tym, że ten sezon jest przeznaczony na budowę zespołu, znalazły swoje odzwierciedlenie w budowanie zespołu trenerskiego.
Musimy też pamiętać o tym, że w dzisiejszych realiach pierwszy trener często spełnia rolę menadżera sztabu. Ciekawie mówił o tym Dariusz Pasieka, szef szkoły trenerów PZPN: – Dzisiaj trener musi być bardzo dobrym zarządcą. Przy ograniczonych możliwościach czasowych, bo doba nie jest z gumy, musi umiejętnie rozdzielać zadania między swoich współpracowników. Nie da się w pojedynkę poprowadzić treningu, przeprowadzić kilkunastu rozmów z piłkarzami, zrobić analizy ostatniego meczu, wyciągnąć wnioski ze statystyk. Trener powinien umieć rozdzielić te obowiązki między odpowiednich ludzi, a samemu być szefem, który podejmuje te najważniejsze decyzje.
I Żuraw tym szefem może być, bo stworzył sobie (choć po prawdzie – stworzono jemu) sztab, który okazał się jednym z najważniejszych atutów dzisiejszego Lecha. Nadmieńmy – stał się dość niespodziewanie, bo chyba nikt nie przypuszczał, że akurat w tym będzie tkwić siła Lecha.
W gruncie rzeczy nie ma w konstrukcji tego sztabu żadnych kwadratowych jaj i wymyślanie piłki nożnej na nowo. Jest dwóch analityków, z czego jeden pełni też rolę asystenta. Dokooptowano kolejnego trenera przygotowania fizycznego. Ściągnięto latem nowego trenera bramkarzy. Nie będziemy się zachwycać tym, że drugi najbogatszy klub w Polsce ma ma więcej niż trzech ludzi w sztabie trenerskim. Po prostu dobrze trafiono z personaliami.
Ale kluczowa wydaje się obsada dwóch najbliższych Żurawiowi stanowisk.
Bo obsadzenie Karolem Bartkowiakiem i Dariuszem Skrzypczakiem roli asystentów to strzał w dziesiątkę. Bartkowiak to wieloletni trener zespołów juniorskich i młodzieżowych w Kolejorzu, jeszcze kilka lat temu prowadził nastolatków na turnieju Lech Cup, wielu z wychowanków Kolejorza spotkał na swojej drodze szkoleniowej. To też poznaniak, który w Lechu jest zakochany po uszy. To w jego rękach spoczywa odpowiedzialność za prowadzenie części treningów. Dobrze rozumie grę i ma łatwość w opisywaniu tego, co dzieje się na boisku. Mówiąc tak kompletnie po ludzku – zna się na piłce i potrafi przekazać piłkarzom to, czego sztab chce.
Ale cichym bohaterem tego sezonu (o ile na tym etapie możemy mówić o bohaterach) w Lechu jest Dariusz Skrzypczak. Wspomnieliśmy wcześniej, że Lech potrzebował kogoś z dobrą ręką do młodzieży. Czy mógł trafić lepiej niż na Skrzypczaka, który pracował z młodymi piłkarzami w Szwajcarii? Pod tym kątem się kształcił, na tej płaszczyźnie pracował na zachodzie, o tym czytał, tym się interesował. Lech już wcześniej myślał o sprowadzeniu swojego wybitnego piłkarza do Poznania do pracy z młodzieżą. Wtedy widział go jednak w roli dyrektora akademii. Ostatecznie wybrano wtedy innego kandydata, ale Skrzypczak wrócił na Bułgarską.
I z kimkolwiek rozmawiamy, ten bardzo chwali pracę byłego lechity.
– Trener Skrzypczak bardzo dużo nam pomaga. Nie tylko jeśli chodzi o młodych piłkarzy, ale też sporo czasu poświęca starszym zawodnikom. Często zostajemy po treningach, szlifujemy pewne elementy. Ja widzę po sobie, że dużo mi to pomogło w rozwoju. Analizujemy to, co było dobre i złe w meczach, a później poprawiamy to na treningach. Przykład? Z Cracovią, gdy zagrałem na prawej obronie i nie broniłem zbyt dobrze, trener zwracał mi uwagę na to, że byłem zbyt daleko od skrzydłowego rywali. Z Lechią wyglądało to już zgoła inaczej. Chodzi o takie drobiazgi – mówi Jakub Kamiński. – Widzę progres z treningu na trening. Wiadomo, trzeba być pracowitym, ale sztab bardzo nam w tym pomaga. Trener Skrzypczak sporo mówił mi o przyjęciu przed strzałem, sam też na to zwracam uwagę. W polu karnym jest na ogół bardzo ciasno. Jeśli nie przygotujesz sobie piłki do uderzenia samym przyjęciem, to tracisz czas i przewagę nad rywalem. Ja widzę, że treningami buduje pewność siebie, progres techniczny sprawia, że jeszcze tak pewnie się nie czułem – tłumaczył z kolei jeszcze jesienią Paweł Tomczyk.
– Ja się mogę jedynie cieszyć, że trafiliśmy na grupę tak ambitnych chłopaków. Bo chęci trenerów to jedno, każdy z nas chce wykonywać swoją pracę jak najlepiej, ale do owocnej współpracy kluczowe jest zaangażowanie zawodników. A u nas jest tego aż nadmiar. Chłopcy sami dopytują o to, czy zostaniemy z nimi jeszcze po zajęciach, czy możemy popracować nad tym czy innym elementem gry. I mówię to o właściwie każdym zawodniku. Nie ważne, czy jest to młody Tymek Puchacz czy Kuba Moder, albo czy jest to doświadczony Christian Gytkjaer. To dla nas pozytywny sygnał – mówił Skrzypczak w audycji „Stacja Bułgarska”.
BETFAN OFERUJE 3000 ZŁOTYCH BONUSU POWITALNEGO. SERIO, NIE ŚCIEMNIAMY!
Wymowna była też cieszynka Filipa Marchwińskiego po golu w meczu z Lechią. Wychowanek Kolejorza nie biegł do narożnika, nie robił „jaskółek”, nie manifestował radości pod Kotłem – od razu popędził w kierunku trenera Skrzypczaka i serdecznie go wyściskał. Bo druga sprawa jest taka, że Skrzypczak to jedna z najbardziej pozytywnych osób w futbolu. Już nawet kibice zaczęli dopytywać, czy są takie momenty w trakcie dnia, gdy trener się nie uśmiecha.
Oczywiście uśmiech na twarzy to żaden argument za tym, że jest dobrym szkoleniowcem, ale niesamowicie pogodne nastawienie pomaga mu w nawiązywaniu zdrowych relacji w szatni. – Nie wiem, czy jest w zespole ktoś, to mógłby nie lubić trenera – mówi Kamiński.
Nie wiemy na jakim miejscu Lech skończy sezon. Nie wiemy, czy uda się Kolejorzowi zakwalifikować do eliminacji europejskich pucharów. Ale jeśli celem na ten rok był rozwój zespołu i przygotowanie zawodników na walkę o najwyższe cele na kolejne miesiące, to Kolejorz powoli to założenie realizuje. Progres Jóźwiaka, Puchacza, Modera, Marchwińskiego czy Kamińskiego jest widoczny gołym okiem. I trzeba oddać sztabowi Kolejorza, że z tego zadania wywiązują się bardzo dobrze. Nawet jeśli początkowo byliśmy sceptyczni co do tego, czy połączenie niedoświadczonego zespołu ze sztabem bez większej doświadczenia na poziomie Ekstraklasy może wypalić.
fot. NewsPix