Reklama

Tomasz Salski: “Respektujmy podręcznik licencyjny, albo wyrzućmy go do kosza”

Jakub Olkiewicz

Autor:Jakub Olkiewicz

30 maja 2020, 08:25 • 17 min czytania 0 komentarzy

– Jeśli my sobie zapiszemy limit płac i on będzie egzekwowany, to oczywiście, możemy o tym rozmawiać. Ale jeśli już wcześniej zapisywaliśmy sobie różne postanowienia i zasady, które następnie ignorowaliśmy, to jaki jest cel we wprowadzaniu nowych reguł? Podręczniki licencyjne dla każdej z lig mają ponad 150 stron, a często te podstawowe zapisy nie są egzekwowane. Dlatego albo należy podręcznik wyrzucić do kosza albo egzekwować zawarte w nim zapisy, tak aby każdy klub miał poczucie równego traktowania – mówi w rozmowie z nami Tomasz Salski, prezes Łódzkiego Klubu Sportowego. Porozmawialiśmy między innymi o klubach, które wyszły z pandemii suchą stopą, o zwolnieniu trenera Moskala oraz błędnym modelu zarządzania spółką Ekstraklasa SA.

***
Tomasz Salski: “Respektujmy podręcznik licencyjny, albo wyrzućmy go do kosza”
Tarcza antykryzysowa z PZPN-u, tarcza rządowa, obniżenie pensji piłkarzy. Ktoś mógłby złośliwie stwierdzić, że kluby wyjdą z pandemii na plusie!

Jeśli ktoś tak twierdzi, to jest po prostu idiotą. Brutalnie, ale tak to wygląda. Na klub trzeba patrzeć przez pryzmat nieco dłuższy niż te najbliższe trzy czy cztery miesiące. Tarcza Polskiej Fundacji Rozwoju to pożyczka, te pieniądze będziemy musieli oddać, czy w stu procentach, czy w mniejszym stopniu, to dopiero się okaże, będzie zależne również od tego, jak sobie w tym kryzysie poradzimy. Natomiast jako prezesi jesteśmy zgodni, że to ten przyszły sezon będzie trudniejszy, bo nie będzie już obniżek dla piłkarzy, nie będzie już tarczy, która teraz pomaga. Tarcza PZPN-u na razie dopiero ma się pojawić, pamiętajmy, że my tych pieniędzy jeszcze nie mamy na naszych kontach. Jak to będzie dzielone, ile wpłynie do kasy klubu – o tym jeszcze tak naprawdę nie wiemy.

Mecz piłkarski jest eventem. Kiedy będzie możliwość rozgrywania normalnych meczów? Kiedy będziemy mogli wyjść z całą swoją pulą argumentów do potencjalnych sponsorów? Do tego dochodzi świadomość, że i rynek sponsorski może się zmienić, nie wiemy, jak to wszystko wpłynie na firmy. Pierwsze dane mówią o tym, że czeka nas spowolnienie gospodarcze, nie tylko u nas w kraju, ale w większości państw europejskich. Ten przyszły rok, może jeszcze następny, to będzie najtrudniejszy okres.

Pamiętajmy też, że kluby, w lwiej części ratowały budżety sprzedażą swoich wychowanków czy po prostu młodych zawodników. Co więcej, te pieniądze jedynie łatały budżety, jeszcze nie byliśmy na tym etapie, na którym sprzedaż pozwala odłożyć jakieś fundusze na inwestycje. Ten rynek zapewne się zmieni, kluby zagraniczne nie będą już przeznaczały na transfery takich pieniędzy, jak choćby w ostatnim okienku transferowym. Nie wiemy o ile zmienią się te kwoty, ale na pewno będzie to odczuwalne. A to na pewno ważna część budżetów klubów, zwłaszcza klubów Ekstraklasy.

Mądrze zarządzane kluby powinny mieć chyba teraz trochę łatwiej, nawet wobec spadku cen młodych zawodników.

Co to właściwie znaczy “mądrze zarządzane”? Kluby, które nie żyły ponad stan? Zawsze tak jest, że przedsiębiorstwa z dobrze zbilansowaną strukturą kosztów i przychodów łatwiej przechodzą przez wszelkie sytuacja problematyczne. To nie jest nic odkrywczego. Natomiast w Polsce musimy spojrzeć przez pryzmat tego, kto tak naprawdę jest właścicielem klubów piłkarskich i sprawdzić to, jaką część wsparcia dla nich gwarantują samorządy czy spółki skarbu państwa, zwłaszcza w niższych ligach. To jest często bardzo duża różnica.

Reklama
W teorii powinna wzrosnąć rola czy znaczenie klubów w prywatnych rękach, samorządy mają teraz na głowie inne, pilniejsze wydatki?

To jest pytanie do prezydentów miast, jak oni podejdą do tej sytuacji, jak ważnym elementem w ich strategii prowadzenia miasta są kluby piłkarskie i jakie środki są w stanie na te kluby dalej przeznaczać. Na to musimy jednak poczekać. Ja jeszcze przed epidemią podzieliłem się taką refleksją z jednym z dziennikarzy, że ogólnie budżety samorządowe wyglądają troszeczkę gorzej, głównie przez kwestię wpływów z PIT-u i CIT-u. Jak spojrzałem na 52 kluby grające na szczeblu centralnym, od Ekstraklasy po II ligę, to większość jest albo klubami miejskimi, albo chociaż zależnymi od samorządu. To jest problem piłki i myślę że przyszłe budżety i miejskie, i klubów piłkarskich, mogą się spotkać z drastycznymi cięciami. Polska piłka na tym mocno ucierpi.

SALSKI: “Zastanawiam się, czy nie powinniśmy spróbować limitu płac”

Ucierpi? Może skorzysta, urealnią się ceny piłkarzy czy trenerów.

Bliżej jestem zdania, że jednak ucierpi. Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie wykorzystywał swoją chwilową przewagę i utrzymywał rynek w takiej postaci, w jakiej jest teraz. Chwilową przewagę, bo uważam, że nadmiar wydatków w stosunku do realnych wpływów nigdy nie prowadzi do sukcesów na dłuższą metę. W ligach silniejszych od naszej, pozostających na wyższych pozycjach w rankingach, już teraz mówi się o wprowadzaniu limitu płacowego. Sam zastanawiam się, czy nie powinniśmy wzorem choćby ligi amerykańskiej spróbować tego typu rozwiązań.

Trudno jest chyba w tym momencie cokolwiek planować, skoro nie wiemy nawet kiedy zaczynamy przyszły sezon?

Żaden z właścicieli klubów nie przewidział czegoś takiego jak koronawirus. Nawet jak słyszeliśmy na przełomie roku, że w Chinach coś takiego się dzieje, to wszyscy podchodziliśmy z rezerwą, że na nas to nie trafi. Trudno być przygotowanym na takie sytuacje i też trudno oszacować skutki takich sytuacji. Dzisiaj na wiele pytań nie mamy odpowiedzi. W większości na piersiach są firmy bukmacherskie, które z dnia na dzień straciły swoje przychody. To pokazuje jak ten cały rynek stracił, przy czym tu nie ma co liczyć na odrobienie strat, bo tego okresu już się w żaden sposób nie odzyska.

Pandemia była środkiem do załatwienia swoich interesów? Na przykład w kwestii praw telewizyjnych?

Cała ta dyskusja była niepotrzebna. To, co się działo 12 miesięcy temu, a w czym nie uczestniczyliśmy, znam to wyłącznie z opowiadań, już się wydarzyło, nic się z tym nie zrobi. Moim zdaniem problem jest z czymś innym: na szczeblu akcjonariuszy Ekstraklasy SA, czyli klubów, oraz zarządu i Rady Nadzorczej, w pewnym momencie mieliśmy spory chaos komunikacyjny. Na szczęście teraz, przede wszystkim za sprawą wysiłku zarządu Ekstraklasy SA, ta komunikacja się poprawiła i od pewnego czasu już medialnych wymian komentarzy nie ma. Na pewno gdyby przepływ informacji od początku był nieco lepszy, uniknęlibyśmy zbędnych sporów.

Oczywiście, nadal możemy dyskutować, czy ten podział środków jest właściwy. Dla nas, jako ŁKS-u, jest niewłaściwy, bo na starcie beniaminek, bez względu na to co przynosi marketingowo, jest stratny. My jako ŁKS mamy dużo większy potencjał, co pokazuje oglądalność i zainteresowanie medialne, niż przynajmniej połowa klubów. Nie otrzymujemy za to żadnego ekwiwalentu i to w żaden sposób nie jest uwzględniony w podziale środków. Skoro w większości budżet stanowią fundusze ze sprzedaży praw telewizyjnych, to myślę że właśnie ten potencjał przy zwiększaniu oglądalności powinien zostać uwzględniony przy podziale środków. Do tego jest dość duży podział ze względu na rys historyczny, on powinien pozostać, natomiast moim zdaniem proporcje są tutaj zachwiane. Jestem jednak świadomy, że każda ze stron będzie postrzegać te kwestie inaczej.

Reklama
Pytanie, czy wszystkie strony mają równe prawo głosu.

Zazwyczaj w spółce akcyjnej największą władze sprawuje walne zgromadzenie akcjonariuszy. W Ekstraklasie walne zgromadzenie właściwie nie ma prawa głosu w najbardziej istotnych kwestiach, bo wszystko jest scedowane na Radę Nadzorczą, wybieraną według określonego klucza. Byłoby zdecydowanie lepiej, gdyby kluczowe decyzje podejmowane były przez akcjonariuszy spółki. Siedemnastu akcjonariuszy to nie jest jakieś duże rozbicie akcjonariatu, więc te kluczowe decyzje powinny być podejmowane w ten sposób, zwłaszcza, że szesnastu z nich ma identyczny procent akcji, a i PZPN jako akcjonariusz jakoś drastycznie od tego nie odbiega. To nie jest duża spółka, by miało to sparaliżować jej działanie.

Mam nadzieję, że wkrótce ten segment działań ulegnie zmianie, bo wiem, że nie jestem odosobniony w tej opinii. Oczywiście, dla pewnego ładu to zarząd powinien przygotować pewne propozycje, na przykład w kwestii wspomnianego podziału praw, ale decydujący głos powinno mieć walne zgromadzenie, a nie tylko Rada Nadzorcza. Drugi aspekt, który już uległ dużej poprawie, to właśnie komunikacja, tak by akcjonariusze o decyzjach czy ruchach niejako ich własnej spółki nie dowiadywali się z mediów.

W tej sytuacji, mówiąc trochę mało elegancko, ogon kręcił psem?

Nie odniosłem takiego wrażenia, ale widziałem dużą rolę Rady Nadzorczej przy braku zabrania głosu przez walne zgromadzenie.

Wisła Kraków narzekała choćby na konsultowanie się z telewizjami w kwestii podziału praw w kolejnych sezonach, co nawet w Radzie Nadzorczej nie zostało przyjęte jednogłośnie.

Pamiętajmy, jak jest skonstruowana umowa spółki. My nie machaliśmy szabelką, bo zwyczajnie nie mamy do tego w tym momencie narzędzi. To umowa spółki jest źle skonstruowana. Ona powinna zawierać zamknięty katalog kwestii, w których decyzja pozostaje w rękach walnego zgromadzenia. To pozwoli uniknąć jakiejś falandyzacji, a jednocześnie te naprawdę najważniejsze kwestie będą rozstrzygane przy udziale wszystkich siedemnastu akcjonariuszy. Takie jak pozyskiwanie środków ze sprzedaży praw. Polemiki, szczególnie te publiczne, byłyby zupełnie niepotrzebne, gdybyśmy wszyscy brali udział w podejmowaniu decyzji.

PRZECZYTAJ NASZ TEKST O PODZIALE PRAW TELEWIZYJNYCH W EKSTRAKLASIE

Jeśli nawet Rada Nadzorcza nie jest jednomyślna, to można przypuszczać, że walne zgromadzenie mogłoby zdecydowanie zmienić zalecenia dla zarządu.

Trzeba też spojrzeć, czego właściwie dotyczy głosowanie. Ostatnio to wyłącznie pozwolenie na rozpoczęcie rozmów z telewizjami, a nie na złożenie podpisów pod umową sprzedaży praw. Nie przedstawiajmy tego jako kwestii, która zostanie zamknięta w przeciągu najbliższego tygodnia. Ja nie uczestniczyłem w tych rozmowach, znam ich wynik, wiem, że taka decyzja została uchwalona – to w jaki sposób głosowała rada już dziś nie ma znaczenia.

Trudno się czytało zarzuty, że ŁKS torpeduje start ligi, bo liczy na utrzymanie przy zielonym stoliku?

Tyle samo jest w tym prawdy, co w wersji, że faktycznie się utrzymamy jeśli liga nie zostanie wznowiona. Uchwała podjęta przez Zarząd PZPN-u, ku mojemu zdziwieniu podjęta jednomyślnie, dość jasno określała zestaw spadkowiczów w przypadku decyzji o zakończeniu sezonu. Dlaczego dół miałby nie grać? Gdzie miałby szukać swojej szansy? Rozumiem kluby, które były oczko, dwa czy trzy nad strefą spadkową – one faktycznie mogłyby uznać, że brak gry oznacza automatycznie ich utrzymanie. Ale my, Arka czy Korona, zostaliśmy wrzuceni do tej grupy chyba głównie za sprawą wyobraźni dziennikarzy, którzy opisywali ten temat. Gra jest dla nas jedyną szansą, by wydostać się ze strefy spadkowej. Natomiast ci prezesi którzy zadawali pytania, ich kluby uznano za torpedujące restart ligi.

Jak brzmiało to podstawowe pytanie i jak brzmiała odpowiedź.

Co się dzieje, gdy jeden z piłkarzy zachoruje. I na podstawie jakich przepisów. Trochę nie trafia do mnie, że jest izolowany jak w przypadku każdej kontuzji, bo przecież miał kontakt z całą drużyną. Odsyłanie do Sanepidu to w praktyce wysłanie całej drużyny pod kwarantannę, a wraz z nią całego klubu.

Dynamo Drezno najświeższy przykład.

I co wtedy się dzieje? Przegrywa walkowerem? Jej mecze są przekładane? Jeśli tak, to na kiedy? Odpowiedzi na te pytania nadal nie ma, bo jeśli liczyliśmy, że powstanie przepis, który pozwoli piłkarzy traktować inaczej, bez konieczności odesłania przez Sanepid całej drużyny na kwarantannę, to w tej chwili takiego przepisu nie ma, albo mnie nikt o nim nie poinformował. Jeśli udało się to wynegocjować, to fantastycznie. Ale gdy ja rozmawiałem z Sanepidem, nie było jeszcze takiego entuzjazmu z ich strony.

Z tego podstawowego braku odpowiedzi wynika też oczywiście szereg innych wątpliwości. Na przykład: nie możemy grać sparingów. Ale my zdecydujemy się taki sparing zagrać. Co wtedy, skoro gramy z inną drużyną, która jest w izolacji? Wszyscy trenerzy narzekają, bo w efekcie mieliśmy okres przygotowawczy bez meczów towarzyskich. Oczywiście wzięliśmy to na barki, ale w czasie wideokonferencji pojawiały się wątpliwości. Jeśli zagramy sparing, to wtedy zostaniemy w jakiś sposób ukarani? A może dopiero w przypadku, gdy okaże się, że zagraliśmy sparing i ktoś się wówczas zaraził?

Możemy przywołać trening Arki Gdynia.

Zdecydowanie. Ale to już są kolejne pytania natomiast najważniejsze to – co z zarażonym zawodnikiem. Do tego oczywiście doszło trochę ustaleń, które moim zdaniem były zbędne – jeśli piłkarze normalnie trenują ze sobą przez cały tydzień, to dlaczego mają siedzieć na ławce w maseczkach, w dwumetrowych odstępach?

Mam nadzieję, że jak zaczniemy grać wiele rzeczy się wyjaśni,

Jakoś to będzie?

Tak to pewnie będzie wyglądało. Natomiast boję się jednej rzeczy – dla piłki najgorszym scenariuszem byłoby przerwanie ligi po jej wznowieniu. Wtedy start przyszłego sezonu, stanąłby pod dużym znakiem zapytania i tego już kluby mogłyby nie wytrzymać. Patrzyłem przez pryzmat bardziej długofalowy – wystartujmy dopiero, jak będziemy mieli absolutną pewność, że już nie będzie trzeba tego grania powtórnie przerywać. Być może lepiej byłoby się przygotować już do startu nowego sezonu, ale to jest gdybanie.

Patrząc tylko przez pryzmat ŁKS lepiej, że gramy – dajemy sobie tym samym szansę .

Jeśli te obecne procedury się nie sprawdzą, to co z przyszłym sezonem?

Nie mam pojęcia. Uczestniczymy w różnych grupach roboczych, regulaminowych, medycznych, marketingowych: nie dopuszczamy takiej możliwości i nie ma analizy co wtedy.

Środowisko piłkarskie zdało egzamin w okresie pandemii? Podejście piłkarzy, menedżerów, prezesów, właścicieli klubów, zdaje się, że stosunki międzyludzkie nie wyglądały tak, jak się początkowo spodziewaliśmy.

Mam wrażenie, że akurat relacje między ludźmi w środowisku piłkarskim się poprawiły. Dochodziło do dyskusji, do odmienności zdań, ale ogólnie częstotliwość wideokonferencji, rozmów telefonicznych była na tyle duża, że po prostu lepiej się poznaliśmy. Jeśli chodzi o środowisko prezesów, w mojej opinii jest lepiej niż było. Piłkarze i agenci…? Tu nie zostałem zaskoczony. Jeśli rozmawiamy o ŁKS-ie, to na pewno jedni podeszli ze zrozumieniem sytuacji, inni mnie trochę rozczarowali, ale nie byłem jakoś zaskoczony. Jeśli chodzi o moich współpracowników, to sami wyszli z pewnymi propozycjami, które wynikały z troski o klub, a nie tylko swój portfel. Gdyby miał ogólnie oceniać stosunki międzyludzkie, to myślę że pandemia nas scementowała.

SALSKI: “ALBO NALEŻY PODRĘCZNIK LICENCYJNY WYRZUCIĆ DO KOSZA, ALBO EGZEKWOWAĆ ZAWARTE W NIM ZAPISY”

Nawet Cezary Kulesza zaczął rozmawiać o współpracy prezesów, by ograniczyć płace w Ekstraklasie.

To na pewno wymagałoby pełnej solidarności całego środowiska. My możemy wprowadzać coraz to nowe przepisy i regulacje, już teraz mamy ich mnóstwo. Regulaminy, podręczniki licencyjne, nadzory. Trzeba sobie zadać pytanie: czy te istniejące przepisy są w tej chwili przestrzegane? Moim zdaniem nie są. A skoro tak, to po co dopisywać do tej listy kolejne? Jeśli my sobie zapiszemy limit płac i on będzie egzekwowany, to oczywiście, możemy o tym rozmawiać. Ale jeśli już wcześniej zapisywaliśmy sobie różne postanowienia i zasady, które następnie ignorowaliśmy? To jaki jest cel we wprowadzaniu nowych reguł? Podręczniki licencyjne dla każdej z lig mają ponad 150 stron, a nikt tych podstawowych zapisów często nie egzekwuje. Dlatego albo należy podręcznik wyrzucić do kosza albo egzekwować zawarte w nim zapisy. Tak, aby każdy klub miał poczucie równego traktowania.

Mogłoby się okazać, że piłkarze oficjalnie zarabialiby grosze, a gwiazdorskie kontrakty marketingowe dotyczyłyby ich żon.

Trudno mi prognozować, jak by to wyglądało. MLS potrafiło to wprowadzić, ale z drugiej strony – może wystarczy respektować te zapisy, które mamy teraz? Nie przestrzegasz zasad licencyjnych, to cię nie ma. Limit płac musiałby być w taki sam sposób egzekwowany.

W Bundeslidze mamy dwa wyjścia: można i nie można. U nas słyszałem, że trzy: można, nie można, jakoś się załatwi.

Ugody, przesunięcia, fundacje.

Dużo jest takich niuansów, możemy sobie to rozstrzygać setkami przepisów. Dopóki nie będą egzekwowane, nic się nie zmieni.

Skoro rozmawiamy o zmianach – wzrośnie teraz znaczenie kibiców na trybunach? Mecze bez nich smakują zupełnie inaczej.

Oglądanie takich spotkań nawet w telewizji jest trudne, to wygląda po prostu żenująco. Wczoraj rozmawiałem z Polską Agencją Prasową i przypomniałem sobie wizytę na stadionie Celtiku w Glasgow. Tam jest pomnik, na którym zostały napisane proste słowa: futbol bez kibiców jest niczym. Będąc 5 lat temu w Glasgow zrobiłem sobie zdjęcia, wiadomo, pojechałem dalej. Dopiero teraz do mnie dociera, że te proste słowa jest prawdziwym przesłaniem . Obojętne czy to Bayern, Borussia, top europejski, znakomici piłkarze… To po prostu nie smakuje.

Nie znam chyba żadnego prezesa klubu, który nie podpisałby się pod tym hasłem. To, że gramy dla kibiców, to nie jest pusty frazes. Dzisiejsze czasy, epidemia, to wszystko nam jedynie mocniej uwypukla – piłka bez kibiców jest niczym.

Można z przekąsem odbić: piłka bez telewizji jest niczym.

Pozostanę przy swoim zdaniu.

Drugi filar “nowej rzeczywistości futbolowej” – akademie. To chyba gałąź futbolu, której znaczenie dynamicznie wzrośnie?

To przede wszystkim jest ważny element strategii klubów, w czym zresztą w mojej ocenie nie pomaga wcale przepis o młodzieżowcu, ale po prostu pieniądze, które kluby mogą zarobić na wypromowaniu i późniejszej sprzedaży młodych zawodników. Młodego piłkarza kupuje się przecież nie za jego obecne umiejętności, ale za potencjał. Dlatego wyjeżdżają głównie ci, którzy jeszcze nie są w pełni ukształtowani, czasem nawet 17-latkowie. To są bardzo konkretne wpływy do budżetów klubów. Choć jak mówiłem wcześniej istnieje ryzyko , że wpływy będą mniejsze.

ŁKS na tym przepisie może porządnie zarobić poprzez Pro Junior System.

Już w ubiegłym sezonie skorzystaliśmy z tego przepisu pod względem budżetowym, ale moim zdaniem to stawianie na młodych zawodników powinno wynikać z DNA klubu. Pamiętam słowa prezesa Bońka, że on nie jest w stanie narzucić Legii Warszawa, żeby ona grała młodymi piłkarzami, skoro ona musi grać najlepszymi piłkarzami. Ale dziś się okazuje, że dobrze wyszkoleni młodzieżowcy nadają ton tej drużynie, bo w sumie dlaczego tak miałoby nie być? A to, że można na nich zarobić, to oczywiście dodatkowy argument.

Poza tym spójrzmy , jak radzą sobie piłkarze z pierwszego rocznika, który nie łapie się na status młodzieżowca.

Rocznik 1997. W Ekstraklasie praktycznie nieobecny, za to w ŁKS-ie reprezentowany przez Wolskiego, Klimczaka i Trąbkę.

To pokazuje, czy ten przepis o młodzieżowcu jest taki dobry, czy jednak nie. Dla mnie powinna pozostać zachęta pieniężna, grasz młodzieżowcami, dostajesz za to jakieś kwoty, potem jeszcze korzystasz przy sprzedaży tych zawodników, ale nie pod przymusem, tylko po prostu – grasz młodymi i najlepiej wychowankami dlatego, że to wynika z DNA twojego klubu.

Prezes był zadowolony z wprowadzania młodzieżowców do I drużyny?

Tak byłem zadowolony z wprowadzania młodzieżowców przez trenera Moskala i nie przypominam sobie jakiejś wyjątkowej dyskusji na ten temat. Nawet teraz, gdy graliśmy zimą z Legią, pytając o skład, o Przemka Sajdaka, to trener potrafił to bardzo logicznie uzasadnić, dlaczego otrzymuje szansę akurat teraz. Dlaczego w takim wymiarze.

Pytam, bo jedną z domniemanych przyczyn rozstania z trenerem było właśnie dość ostrożne korzystanie z usług młodych zawodników.

Przeczytałem tak dużo, tak zaskakujących dla mnie przyczyn rozstania, że już nie mogę się dziwić. Ale który to miałby być zawodnik?

Trąbka długo walczył o szansę, ostrożnie wykorzystywany był Pyrdoł, Sajdak też nie dostał tyle szans, ile mógłby dostać.

Nikt z nas nigdy nie ingerował trenerowi Moskalowi w skład, to były suwerenne decyzje sztabu. Pytania formułowane przeze mnie czy dyrektora sportowego, dotyczyły czasem przyczyn danego wyboru. Czy to mikrocykl zadecydował, czy to może elementy dotyczące taktyki. Ale to były zawsze pytania, które pozwalały nam lepiej zrozumieć prowadzenie drużyny, a nie pytania wywołujące konflikty. Sprawa Piotrka Pyrdoła w ogóle urosła do jakiegoś mitu.

My naprawdę życzymy Piotrowi jak najlepiej, to nasz wychowanek, byłoby świetnie, gdyby zrobił wielką karierę. Dajmy mu trochę czasu w Legii, wtedy osądzimy, czy Piotrek i jego tata podjęli słuszną decyzję. Piotrek miał dobre mecze, miał też słabsze mecze, miał szansę pokazania się na kadrze i tyle. Młodzi ludzie czasem podejmują decyzje trochę w oderwaniu od swojego rozwoju, od czynników, które są dla niego kluczowe. Ja wiem, że w tym wieku trudno to ocenić. Miejmy nadzieję, że teraz po tej przerwie będzie miał więcej okazji, żeby zaprezentować swój potencjał, który na pewno ma bardzo duży.

Wpływ na zwolnienie Moskala miało skrajne okrojenie przerwy między sezonami? Zdaje się, że pomiędzy sezonem 2019/20 a kolejnym będzie co najwyżej kilka tygodni przerwy, trochę mało, by wprowadzać jakieś rewolucyjne zmiany.

Tak. Było parę takich elementów, rozmawialiśmy z trenerem Moskalem i to też każdy z nas brał pod uwagę. Sytuacja z przerwą, wątpliwości, czy w ogóle zaczniemy sezon, jak go skończymy, było szereg niuansów. Ale nie po to rozmawiałem z trenerem Moskalem prywatnie przez trzy godziny, żeby teraz dzielić się szczegółami. Dla mnie bardzo ważne było to, by na koniec podać sobie rękę. Mam nadzieję, że gdy będę w Krakowie trener zaprosi mnie na kawę, bo on zawsze na ŁKS-ie będzie mile widziany i przeze mnie, i przez naszych kibiców.

Ten obecny skład ŁKS-u pozostanie w Łodzi na przyszły sezon niezależnie od ligi, w której przyjdzie mu grać?

Mamy przygotowaną na pewno listę potencjalnych wzmocnień, na której, to już mogę zdradzić, są wyłącznie Polacy. Natomiast ten obecny skład ma dość długie kontrakty, z przewidzianymi niższymi pensjami w trakcie gry w I lidze. Musimy pamiętać o tym, że być może po jednego, drugiego czy trzeciego piłkarza przyjdzie ktoś zainteresowany ich usługami. Ale na ten moment takich propozycji nie ma. Ze wszystkimi, poza Arturem Boguszem i Dominikiem Budzyńskim, mamy dłuższe umowy. Rewolucji więc nie przewidujemy, choć niektórzy zawodnicy oczywiście mogą zmienić barwy w trakcie okienka transferowego. Oczywiście po ustaleniu odpowiedniej kwoty transferowej.

ROZMAWIAŁ JAKUB OLKIEWICZ

Fot.Newspix

Łodzianin, bałuciorz, kibic Łódzkiego Klubu Sportowego. Od mundialu w Brazylii bloger zapełniający środową stałą rubrykę, jeden z założycieli KTS-u Weszło. Z wykształcenia dumny nauczyciel WF-u, popierający całym sercem akcję "Stop zwolnieniom z WF-u".

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...