Reklama

„Gdyby federacja sama decydowała, to miałaby dziesięć spraw w sądzie. A tak ma raptem trzy!”

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

25 kwietnia 2020, 16:17 • 8 min czytania 9 komentarzy

W ostatnich dniach w Holandii podjęto dwie twarde decyzje – odwołano wszystkie mecze aż do września i rozstrzygnięto ligę bez awansów, bez spadków i bez wyłonienia mistrza, przyjmując rozstrzygnięcia z ostatniej kolejki. Szerzej o kontrowersjach z tym związanych pisaliśmy w tekście „Eredivisie bez mistrza, pucharowicze według tabeli, spadkowicze nie. W klubach już wrze”.

„Gdyby federacja sama decydowała, to miałaby dziesięć spraw w sądzie. A tak ma raptem trzy!”

– Obniżka wynagrodzeń? U nas w klubie powiedzieli, że jeśli coś takiego ma się wydarzyć, to tylko z naszej inicjatywy, a nie z wymogu klubu. Nikt nam niczego nie będzie odgórnie narzucał. Według mnie to jest bardzo fair. Jeżeli klub chce cię sprzedać, to też za najwyższą cenę, a nie tak, że pójdziesz do klubu i powiesz, żeby sprzedali cię za 20% mniej, bo tak, akurat tak ci pasuje i tak ma być. Heerenveen podeszło do tematu bardzo honorowo i dżentelmeńsko. Gdyby nie było innego wyjścia, gdyby byli zdesperowani, to pewnie patrzyliby na to wszystko inaczej, ale na razie jest ok, w porządku, więc dadzą sobie radę – opowiada nam bramkarz SC Heerenveen, Filip Bednarek, który zdradza nam również kuchnię funkcjonowania holenderskiej piłki w trudnych czasach walki z wirusem. Zapraszamy. 

***

Zastanawia mnie, dlaczego w Holandii podjęto tak radykalne decyzje z odwołaniem meczów do września i zakończeniem sezonu już tu i teraz. Wydaje się, że akurat w tym kraju do tematu koronawirusa podchodzi się może nie liberalnie, ale na pewno ostrożnie, bez siania paniki. 

A to ciekawe, mówisz bardziej o decyzji o ligowych rozstrzygnięciach czy odwołaniu meczów do września?

Reklama

I o tym, i o tym.

Według mnie podjęcie decyzji o odwołaniu ligi do pierwszego września wiąże się z tym, że jeśli odwołują wszystko, to odwołują wszystko. Cała skala, cały przedział, całe spektrum, bez wyjątków na dany sport czy daną dziedzinę. I ja to rozumiem. Nie tylko piłka nożna się liczy. Inne sporty też są zawieszone. Odwołano festiwale, koncerty, eventy kulturalne, więc w momencie, kiedy zdecydowali, że wszystkie imprezy masowe zostają zawieszone do pierwszego dnia września, to nikt nie jest od tego wolny. W ten sposób nie można zarzucić władzy hipokryzji.

Zaś jeśli chodzi o ligowe rozstrzygnięcia, to jest to dla mnie niezrozumiałe. Federacja oddała prawo wyboru klubom, które musiały podjąć decyzję w ciągu dwóch godzin – czy są za promocją i degradacją, czy przeciwko promocjom i degradacjom. A przy okazji decydowało się, czy wyłaniamy mistrza, czy pozostawiamy pusty mistrzowski sezon. 16 klubów zagłosowało za awansami i spadkami, dziewięć klubów zagłosowało za brakiem awansów i spadków, a inne dziewięć wstrzymało się od głosu.

Głosowały kluby z Eredivisie i Eerste Divisie.

Razem 34 głosy. Federacja stwierdziła, że jeśli nie ma większości głosów, to decydują na „nie”. Nie ma degradacji, nie ma awansów, nie ma mistrza. Wszystkie kluby, dla których decyzja była niekorzystna, będą rozstrzygać swoje sprawy w sądach.

Awantura na zabawie. 

Reklama

Wyobraź sobie problem, SC Cambuur Leeuwarden i De Graafschap zajmowały dwa pierwsze miejsca w drugiej lidze, oba te miejsca dawały awans. Przez 95% trwającego sezonu zmierzasz ku Eredivisie, jesteś na miejscach premiowanych awansem, a tu się nagle okazuje, że to nic nie daje, sezon odwołany, rozstrzygnięty, zostajesz z niczym. To chodzi o grube miliony. Bardzo duże pieniądze.

Masz jeszcze kolegów w De Graafschap?

Rozmawiałem z moimi byłymi kolegami z zespołu, którzy jeszcze tam grają, i reakcja była oczywista: byli w szoku, nazwali to jednym wielkim skandalem i tyle. Tutaj chodzi nie tylko o klub, ale każdy patrzy też na siebie – awans oznacza, że kontrakty idą w górę, można się pokazać na wyższym poziomie, Eredivisie to pierwsza dziesiątka najlepszych lig w Europie, dużo większy prestiż, człowiek się rozwija. Chłopaki mają indywidualne premie za awans, kurczę, naprawdę robi się problem. Nie tylko sam klub jest w to zamieszany, ale to wielka organizacja, na którą składa się wiele indywidualnych i jednostkowych ludzkich przypadków. Każdy ma swoje oczekiwania, każdy ma swoje zapotrzebowania, każdy ma swoje cele. To jest niewytłumaczalna sytuacja. Tym bardziej, jeśli żyjemy w demokratycznym świecie, a ktoś wstrzymuje się od głosu, tak jak te dziewięć klubów, to wstrzymuje się od głosu  i koniec kropka. A federacja uznała, że to wiążące i wstrzymania zadecydowały o kształcie rozstrzygnięć.

Nieprzypadkowo oburzenie w środowisku jest duże. 

Trener Cambuur Leeuwarden określił to rozwiązanie największym skandalem w historii holenderskiego sportu.

A jak w Heerenveen? Byliście w środku tabeli, nic nie traciliście, nic nie zyskiwaliście. 

Heerenveen wstrzymało się od głosu.

Dlaczego?

Cambuur to największy rywal Heerenveen. Derby Fryzji. Jeżeli klub zagłosowałby na „tak”, to byłoby to odebrane jako głos na przeciwnika, jeżeli klub zagłosowałby na „nie”, to pojawiłoby się oskarżenie za zbyt emocjonalne podejście do sprawy, więc według mnie nasi przedstawiciele podeszli bardzo racjonalnie do sprawy. Wstrzymali się, zatrzymali swój głos, oddali pałeczkę do federacji, bo wydali też oświadczenie, w którym stwierdzili, że to nie jest w ich mocy, żeby głosować, czy ktoś ma być zdegradowany, czy nie, o tym ma decydować federacja. Oni muszą wziąć odpowiedzialność za wiążące decyzje, a tego nie zrobili, oddali głosy w ręce klubów. I to jest dziwne. Myślę, że gdyby KNVB samo decydowało, to miałoby dziesięć spraw w sądzie. A tak oddało pałeczkę do klubów i będzie miała trzy sprawy na wokandzie.

Jaka jest sytuacja w Heerenveen? Liga nie gra, jeszcze długo nie zagra, odpada wam dochód z dnia meczowego, a wielu tych zagorzałych kibiców na wasz stadion przychodzi.

Wszyscy sponsorzy zostają w klubie. Przynajmniej na ten moment. To wielka zapomoga. Dzięki Bogu, na dzień przed meczem z Ajaxem, w ostatniej rozegranej ligowej kolejce, ogłoszono nowego sponsora głównego. Daje to sporą poduszkę finansową. Po za tym rozegraliśmy 14 z 17 meczów u siebie, więc rekompensata, jeśli chodzi o karnety jest dużo mniejsza – to różnica jednego meczu, ale jeżeli policzyć to tak, że 25 tysięcy ludzi przyjdzie na mecz i musisz każdemu oddać 30 euro, to liczysz się z 750 tysiącami euro, a to są już wielkie pieniądze. I myślę, że na dany moment wszystko jest opanowane. Nigdy nie wiadomo, co będzie dalej, ale podpisanie nowego głównego sponsora strategicznego, na pewno wyjdzie nam na dobre.

Pojawił się temat obniżek wynagrodzeń?

U nas w klubie powiedzieli, że jeśli coś takiego ma się wydarzyć, to tylko z naszej inicjatywy, a nie z wymogu klubu. Nikt nam niczego nie będzie odgórnie narzucał. Według mnie to jest bardzo fair. Jeżeli klub chce cię sprzedać, to też za najwyższą cenę, a nie tak, że pójdziesz do klubu i powiesz, żeby sprzedali cię za 20% mniej, bo tak, akurat tak ci pasuje i tak ma być. Heerenveen podeszło do tematu bardzo honorowo i dżentelmeńsko. Gdyby nie było innego wyjścia, gdyby byli zdesperowani, to pewnie patrzyliby na to wszystko inaczej, ale na razie jest ok, w porządku, więc dadzą sobie radę.

Koronawirus pojawił się akurat w momencie, kiedy wywalczyłeś sobie miejsce w składzie. Frustrujące. 

Gdyby nie kontuzja mojego konkurenta, to w ogóle bym nie grał. Nie będę mydlił oczu. Dlatego też cieszę się, że dostałem szansę, mogłem zagrać sześć razy w Eredivisie i raz w pucharze, bo gdybym tych meczów nie rozegrał, to byłbym w czarnej dupie, nie wychodząc na boisko przez dwa lata i dodatkowe miesiące spowodowane wirusem. Serio, byłoby kiepsko. Na treningu możesz się pokazać, ale w meczu na dobrym poziomie zyskujesz dużo więcej. Akurat w czasie tych siedmiu rozegranych meczów były spotkania z Ajaxem, Feyenoordem, mogłem zaprezentować swoje umiejętności i przełożyć coś z zajęć na murawę. Zawsze frustracja jest, musi być, że tylko siedem meczów, ale z drugiej strony jestem wdzięczny za to, że w ogóle te siedem spotkań mam na koncie.

Kiedy wracacie do treningów?

W piątek mieliśmy wideokonferencję z klubem i wstępnie dowiedzieliśmy się, że w następnym tygodniu mamy indywidualnie spotkać się w klubie. Przejdziemy testy sprawnościowo-fizyczne, żeby dowiedzieć się, jak wyglądamy pod tym względem i od 11 maja mamy zacząć treningi w małych grupach. Będą prowadzone przez trzy tygodnie, potem dwa i pół tygodnia przerwy, później znowu trzy tygodnie treningów, tydzień przerwy, a potem już przygotowania do sezonu, który wstępnie ma rozpocząć się 12 września i być rozegrany bez przerwy zimowej.

Gadaliśmy ponad miesiąc temu. W Polsce zaczynały się pierwsze restrykcje, obostrzenia, w Holandii jeszcze o niczym takim nie było mowy. Byli wtedy u ciebie rodzice. Jak to się wszystko potoczyło?

Rodzice przyjechali do Fryzji w czwartek wieczorem. Wyjechali po pracy, byli około 22. Następnego dnia miałem mieć poranny trening w klubie, przygotowywałem się do meczu, który ostatecznie został odwołany. W tym momencie moja narzeczona pojechała na weekend do Paryża. Rodzice mieli mi pomóc z dziećmi. Następnego popołudnia wyszła wiadomość w polskich mediach, którą mój tata potwierdzał jeszcze wśród znajomych, że przy wjeździe do Polski wszystkich czeka obowiązkowa dwutygodniowa domowa kwarantanna. Moi rodzice się przestraszyli. Dodatkowo jeszcze mogli pomyśleć, że pewnie teraz cały zachód zjeżdża do kraju, żeby przed sobotnim wieczorem znaleźć się w Polsce, więc tak naprawdę byli u mnie 23 godziny, bo w piątek wieczorem, o 21, wyjechali i byli w domu około 6 rano. Sytuacja jest wyjątkowa, więc trzeba podejmować wyjątkowe i racjonalne decyzje. Uważam, że rodzice zachowali się odpowiedzialnie i podjęli odpowiednią decyzję w odpowiednim momencie. Nie stali też na granicy po dziesięć godzin, więc bardzo dobrze zadecydowali.

Nie jest łatwo. Czasami trzeba odrzucać emocje na rzecz racjonalności. Mogli zrobić inaczej: przyjechali, nie widzieli wnuczek od świąt, przyjechali do mnie na długi weekend, a musieli wyjeżdżać po 23 godzinach. To są trudne czasy. Jest, jak jest, trzeba z tym żyć.

ROZMAWIAŁ JAN MAZUREK

Fot. SC Heerenveen/ YouTube

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

9 komentarzy

Loading...