Reklama

Odmrażanie Ekstraklasy będzie przeciąganiem liny

redakcja

Autor:redakcja

18 kwietnia 2020, 18:17 • 6 min czytania 26 komentarzy

– Premier Mateusz Morawiecki, minister sportu Danuta Dmowska-Andrzejuk, Ministerstwo Zdrowia, Ekstraklasa SA i PZPN walczą i chcą powrotu piłki. Ciekawi mnie postawa klubów, bo już widzę różne, drobne ruchy. Obym się mylił – napisał dzisiaj na Twitterze Zbigniew Boniek, co niestety jest zapowiedzią zdarzeń w polskim futbolu od poniedziałku, 20 kwietnia, do czasu powrotu do pełnej normalności.

Odmrażanie Ekstraklasy będzie przeciąganiem liny

Wszystko wskazuje na to, że skończył się czas, podczas którego polski futbol pozostawał zjednoczony w obliczu pandemii. Albo inaczej: ten czas nigdy się nie zaczął, ale powoli przestają obowiązywać już resztki pozorów, że kiedykolwiek było inaczej.

Tak naprawdę od pierwszego dnia, gdy stało się jasne, że liga nie będzie miała szansy odbyć się według normalnych zasad i w przyjętych wcześniej terminach, trwa bezpardonowa walka. Frontów jest tyle, ile problemów w polskim futbolu. Obniżać kontrakty solidarnie, według odgórnego zarządzenia, czy może każdy osobno, drogą negocjacji z piłkarzami? Odgórne zarządzenie powinna wystosować Ekstraklasa SA, a może jednak PZPN? To czas luzowania kryteriów Komisji Licencyjnej, wyrozumiałości dla wiecznie zadłużających się klubów, czy wręcz przeciwnie, to czas premiowania tych, którzy zawsze płacili na czas? Jeśli skończyć ligę bez grania, to ze stanem na teraz, po 26. kolejce, czy może z anulowaniem całego sezonu? Jeśli kończyć, to co z awansami? Co ze spadkami? Co z podziałem pieniędzy za Pro Junior System, co z premiami za poszczególne miejsca? Wreszcie co z prawami telewizyjnymi?

Zaczęło się tak naprawdę w piątek, 13 marca, w chwili, gdy Górnik Zabrze zdecydował, że nie wsiada do autokaru i nie jedzie na swój mecz z ŁKS-em Łódź. Przypomnijmy – chwilę wcześniej PZPN uchwalił, że jeśli sezonu nie uda się skończyć, z ligi spadają drużyny pozostające na miejscach spadkowych po ostatniej pełnej rozegranej kolejce. Od tej pory nagły wzrost zainteresowania kwestiami bezpieczeństwa nastąpił w zespołach, które w ligowej tabeli są na swoich wymarzonych pozycjach – list otwarty wystosował Jakub Błaszczykowski z Wisły Kraków, z gry zrezygnował Górnik Zabrze. Oczywiście, trudno zarzucić, że zabrzanom bardziej niż bezpieczeństwo zawodników na sercu leżało bezpieczeństwo w ligowej tabeli, ale zdecydowanie łatwiej zabiega się o zaprzestanie wszelkiej gry ze świadomością, że to może być udany koniec walki o utrzymanie.

Gdy coraz popularniejsze stały się scenariusze, w których ligę kończylibyśmy z awansami z niższych lig, za to bez żadnych spadków – z powiększeniem Ekstraklasy do osiemnastu czy dziewiętnastu zespołów, nieco zmalał upór dołu tabeli, by koniecznie dograć ligę. Zaczęły za to pojawiać się wątpliwości, czy na pewno możemy sobie pozwolić na takie scenariusze, jak choćby dość śmiały plan Rakowa Częstochowa, by grać przez 6 tygodni w absolutnej izolacji.

Reklama

Czy to może dziwić? No nie, nie może, zwłaszcza, jeśli popatrzymy nieco szerzej na świat piłki nożnej w Polsce.

Czy on kiedykolwiek był zjednoczony w dowolnej kwestii? Czy on potrafił chodzić na kompromisy i ustępstwa, nawet w tak banalnych sprawach, jak odpuszczenie morderczych licytacji o poszczególnych zawodników, jak dbanie o to, by informować się nawzajem o prowadzeniu rozmów transferowych z zawodnikami rywala? Nie, wręcz przeciwnie, kluby od dawna grały pod siebie, od dawna były gotowe działać na szkodę swoich ligowych towarzyszy, jeśli miałoby to przenieść korzyści im samym.

Dlatego już przy dyskusji o obniżkach pensji niektóre kluby wyrwały się przed szereg i dogadywały cięcia po swojemu. Dlatego prezesi podszczypywali się wzajemnie niemal w każdej rozmowie dotyczącej planów na wyjście z obecnej sytuacji. Okres odmrażania futbolu będzie jednym wielkim przeciąganiem liny, albo raczej targowaniem znanym z najgwarniejszych rynków.

Weźmy na przykład Wisłę Kraków. Czy zależy im na graniu w piłkę? Oczywiście, Wisła nie narzeka na frekwencję, dzień meczowy to dla niej żniwa, w dodatku sportowo karta idzie im wyśmienicie, realny był scenariusz, w którym Biała Gwiazda robi awans do górnej ósemki. Ale czy Wiśle zależy na graniu bez kibiców? Na przyspieszaniu startu ligi, byle mieć co transmitować? Otóż nie – ostatnia transza z praw telewizyjnych trafi głównie do najbogatszych i najmocniejszych, tak zostały podzielone porcje przed sezonem. Dla Wisły zagranie meczu z Legią Warszawa bez publiczności to praktycznie żaden zysk, zwłaszcza, że być może 2 tygodnie później będzie można ten mecz zagrać z udziałem – na przykład – 999 kibiców w specjalnie przygotowanych, limitowanych maseczkach. Realne na 30-tysięcznym stadionie, prawda? Realne przy obecnej dynamice zmian, gdzie z tygodnia na tydzień zmieniają się wytyczne co do zamkniętych obszarów czy limitu osób w danych miejscach takich jak kościoły.

Następny przykład, ŁKS Łódź. Do niedawna wydawało się, że oni będą w pierwszym szeregu krzyczących o powrocie do grania – bo według obowiązującej uchwały PZPN-u lecą do I ligi, więc wypadałoby wyrwać z tej Ekstraklasy, ile jeszcze jest do wyrwania. Ale wobec obecnie najpopularniejszych scenariuszy, jeśli sezonu nie uda się dograć, liga miałaby zostać powiększona. Czyli innymi słowy – ŁKS-owi o utrzymanie w Ekstraklasie byłoby o wiele łatwiej, gdyby do czerwca nie rozegrano już ani jednego meczu. Strata z dnia meczowego? Ha, ŁKS ponad 80% trybuny wyprzedał już w sierpniu, sprzedając ponad 4 tysiące karnetów na cały sezon. Jasne, mógłby zarobić na trzech domowych meczach po podziale na grupy, ale czy to jest zysk, który skłania ich do desperackiego zabiegania o powrót do gry?

Ale nie dajmy się zwieść, że nagle Legia i Lech, bo to te kluby chyba najmocniej dążą do wznowienia rozgrywek, czynią to wyłącznie z troski o dobro psychiczne kibiców piłkarskich. To właśnie ligowe „grubasy” mają najwięcej do ugrania z ostatniej transzy telewizyjnej, więc ich celem jest jak najszybsze dostarczenie telewizji produktu – nawet jeśli to mecz dwóch nieprzygotowanych drużyn na stadionie bez kibiców. A taka Korona Kielce? 30 czerwca pół składu wypada z grania, dla nich najlepiej, gdyby liga wróciła we środę, najpóźniej w czwartek. Lechia Gdańsk, gdzie wkrótce kolejni piłkarze mogą zacząć składać wnioski o rozwiązanie kontraktu?

Reklama

W tej atmosferze zresztą już teraz pojawiają się wzajemne pretensje. Dlaczego zaczęliście ćwiczyć na własnych obiektach, skoro umawialiśmy się, że wszyscy zostają w domach? Czemu negocjujecie z naszymi zawodnikami? Czemu obniżacie pensje w sposób drastycznie inny od tego, co wspólnie ustaliliśmy? Czemu inne stanowisko przedstawiacie w PZPN-ie, inne w Ekstraklasie SA, a jeszcze inne w rozmowach z mediami?

Zaczyna się prawdziwa jazda bez trzymanki – odmrażanie ligi, wraz z całymi przyległościami, będzie się toczyło w atmosferze targowania o każdą pierdółkę, w atmosferze pretensji o wszystkie, najdrobniejsze ruchy z ostatnich dwóch miesięcy. A przecież w tle cały czas mamy nadchodzące wybory na prezesa PZPN w przyszłym roku. W tle mamy ewentualne powiększenie ligi, w tle mamy decyzje Komisji ds. Licencji, która będzie musiała też ocenić stan drużyn z górnej tabeli I ligi – a przecież Stal Mielec już teraz ledwo dyszy.

Zdrowo zarządzane kluby mogą powiedzieć – okej, grajmy, ale niech parodyści, którzy od lat zalegają z pensjami zostaną poważnie potraktowani przez Komisję ds. Licencji.

Kluby z wysoką frekwencją mogą powiedzieć – okej, grajmy, ale skoro ma to się odbywać bez publiczności, podzielmy inaczej pieniądze z praw telewizyjnych.

Kluby z bezpieczną przewagą nad strefą spadkową mogą powiedzieć – okej, grajmy, ale w przypadku pierwszego zakażenia kończymy ligę i postępujemy według uchwały PZPN-u o uznaniu tabeli po ostatniej pełnej kolejce.

Kluby, które do tej pory zgodnie z zaleceniami nie trenowały mogą powiedzieć – okej, grajmy, ale wy, którzy już trenujecie od parunastu dni, dajcie nam chociaż tydzień na wyrównanie szans.

Kluby, które mają wielu zawodników z kontraktami do 30 czerwca mogą powiedzieć – okej, grajmy, ale po 30 czerwca jest koniec sezonu, żadnego dogrywania ligi w lipcu czy sierpniu.

Takich powodów do kłótni można wymienić dziesiątki. I mamy wrażenie, że najbliższe 3-4 tygodnie w polskiej piłce będą się składać właśnie z tego typu awantur. Wobec epidemii wszyscy są solidarni – solidarnie walczą o swój interes.

Fot.Newspix

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

26 komentarzy

Loading...