Reklama

„Jest szansa na transfer z Polski do Australii. Pięć-sześć nazwisk jest w obiegu”

redakcja

Autor:redakcja

14 kwietnia 2020, 15:58 • 6 min czytania 11 komentarzy

Adrian Mierzejewski swoje w życiu zobaczył, dlatego też kiedy zabiera się za opowiadanie o karierze, wiadomo, że będzie ciekawie! Pomocnik był gościem Adama Kotleszki w Magazynie Lig Egzotycznych na Kanale Sportowym, w którym wrócił wspomnieniami do gry w Australii. Jak wspomina tamtą ligę? Czy chciałby do niej wrócić? Jak pomaga przy transferach do A-League i czy możemy spodziewać się takich ruchów w najbliższym czasie? Dlaczego australijskie pająki przestraszyły go w ogródku? Sprawdźcie solidną porcję anegdot od Adriana!

„Jest szansa na transfer z Polski do Australii. Pięć-sześć nazwisk jest w obiegu”

O grze w Australii

Myślę, że w Sydney byłem w najlepszej formie w życiu. Pomógł mi zespół, grałem w najlepszym zespole w lidze, cały czas atakowaliśmy, dlatego statystyki bardzo dobrze wyglądały. Cały mecz spędzaliśmy na połowie przeciwnika. W Lidze Mistrzów bez sukcesów, ale dwa razy wygrałem tytuł piłkarza meczu, czym zapracowałem na transfer do Chin, bo akurat na meczu z Shanghai Shenhua był trener mojego przyszłego zespołu. Ogółem podpisywałem kontrakt z takim założeniem, żeby pokazać się z jak najlepszej strony i wskoczyć na rynek azjatycki, albo zostać w Australii i skorzystać z życia. Plany wykonałem, może poza mistrzostwem, chociaż dla mnie tytuł Premiers był ważniejszy niż Champions. Może przybliżę o co chodzi: Premiers to mistrzostwo rundy zasadniczej, coś jak w Polsce po 30. kolejkach. Tyle że w Australii wygrywając Premiers dostajesz tytuł, medale i miejsce w Lidze Mistrzów.

Nie ma też co ukrywać, że współpracowałem tam z najlepszym sztabem szkoleniowym, jeśli chodzi o przyłożenie się do swojej roboty, wielki profesjonalizm. Od rana do wieczora analizy przeciwników, meczów, treningów. Dla mnie to była nowość, a przecież nie przyjechałem z trzeciego świata. Wszystko było tak zrobione, że rano po przebudzeniu musieliśmy wprowadzać ile godzin i jak spaliśmy, nasze samopoczucie, potem to było analizowane. Sztab medyczny w klubie miał to porównywać. Zdarzało się, że pod koniec tygodnia trener przygotowania fizycznego przychodził i mówił, że w ciągu tygodnia zrobiłem siedem sprintów mniej niż pozostali piłkarze i mógłbym nadrobić zaległości.

Mieliśmy bardzo doświadczoną drużynę, wielu graczy miało ponad 30 lat, taka ekipa trochę dinozaurów, ale daliśmy radę bez większych urazów. Dzięki temu, że tego wszystkiego spróbowałem, nadal gram. Od czasów Australii nie miałem żadnej kontuzji mięśniowej, cały czas jestem w kontakcie z tym sztabem. Fajnie było zobaczyć na miejscu, jak efektywnie można pracować z graczami.

O specyfice ligi australijskiej

Na pewno nie można na pierwszym miejscu patrzeć na pieniądze i to jest trochę problem tej ligi. Mają za małe salary cup, dlatego nie potrafią przeskoczyć pewnego poziomu. Może nie powinienem mówić o pieniądzach, ale w Australii miałem najmniejszy kontrakt, jaki dostałem po 23 roku życia. Chciałem się pokazać i wskoczyć na kontrakt marquee. Dwa lata temu marquee to było ok. miliona dolarów brutto, gdzie podatek zabiera ok. 50%, więc nie były to też wysokie kontrakty, a życie w Australii jest drogie. Można zarobić lepiej w pierwszych pięciu, sześciu klubach polskich. Trzeba też pamiętać, że to nie jest liga stojanowów i oldbojów. Radek Majewski mówił, że miał jeden z najcięższych obozów przygotowawczych w życiu, Filip Kurto i Michał Kopczyński mówili to samo. My biegaliśmy tam po 12-13 kilometrów w meczu.

Reklama

O atmosferze i życiu w Australii

Na meczach jest piknikowo, spokojnie, bez napinki. Chociaż w derbach Sydney było może nie nerwowo, ale bardzo przyjemnie, doping był cały czas. Widać nienawiść na trybunach, ale nie działo się nic takiego, żeby ktoś mógł bać się przyjść na stadion z rodziną. Dużo było atrakcji przedmeczowych, cała federacja dba o to, żeby to był sport kojarzony w dobry sposób. Fajna atmosfera była też na Melbourne Victory, kiedy śpiewają swoją piosenkę na rozgrzewce, można poczuć ciarki.

Dla mnie jest lepsze miejsce do życia, bo jestem zakochany w Dubaju i tam siebie widzę. Ale Australia jest na drugim miejscu. Najbardziej pozytywni ludzie, najbardziej pozytywny kraj ze wszystkich, w których byłem. Można spotkać ludzi w centrum miasta z deską surfingową, którzy idą sobie na plażę. Nie było czuć nerwowości, pędu za pieniędzmi. Typowy enjoy the life. Wszystko na plus, poza tym, że wszystkie zwierzęta na świecie, które chcą cię zabić, żyją w Australii.

O dzikich zwierzętach, które chcą cie zabić

Latały ogromne nietoperze, ptaki atakowały rowerzystów i biegaczy. Na północy rekiny pływają jak płotki, ja nawet w Sydney bałem się wejść do wody. Węży nie spotkałem, ale widziałem na filmach, że pukają do domów. Są mięsożerne pandy, spotkaliśmy kangury, ale tylko te „rodzinne”, które można karmić…

Pająki w ogrodzie były, to od razu mnie sprowadziło na ziemię. Mamy dom z basenem, trampoliną, wszystko super. Wychodzę sobie zrobić odnowę do basenu, a tam w rogu trzy jadowite pająki. Jakby ugryzł dziecko, mogłoby być tragicznie. Pamiętam taką historię, jak odprowadzaliśmy naszą córkę do szkoły. Od razu po powrocie do domu biegła do łazienki. Pytaliśmy się, czemu nie załatwia się w szkole, a ona mówi, że w łazience jest pająk. Zapytaliśmy nauczycielki czy mogłaby go zabić, bo Nadia się go boi, powiedziała, że nie ma sprawy. Za chwilę wraca do nas z tym pająkiem i mówi, że to jest friendly spider, bo on nie gryzie! W Australii podejście do pająków jest takie, jak my mamy do komarów – nie zwracają na to uwagi.

O szansach na powrót do Australii

Jestem w kontakcie z różnymi osobami w Australii – trenerami, agentami, dyrektorami sportowymi, także na pewno byłbym mile widziany, ale na razie się nie wybieram. Podpisałem nowy kontrakt w Chinach, zobaczymy, jak to będzie wyglądało, ale drzwi pozostają otwarte. Jest w Australii kilku starszych piłkarzy ode mnie, więc może na taką piłkarską emeryturę jeszcze się tam załapię.

Reklama

O szansach na transfery z Polski do Australii

Na pierwszym miejscu polecam to zawodnikom, którzy są bliżej niż dalej. Mają odłożone fundusze, są zabezpieczeni i chcą skorzystać z życia. Pograć, coś zobaczyć, czegoś się nauczyć, zabrać rodzinę i nauczyć dzieci języka. Z drugiej strony też takim zawodnikom na rozdrożu, którzy nie wiedzą, czy przedłużyć kontrakt w Polsce czy może spróbować czegoś nowego. To nie jest miejsce, do którego jedziesz na koniec kariery, wręcz przeciwnie, można pokazać się na nowym rynku.

Trzeba jednak zaznaczyć, że trenerzy nie chcą brać byle jakich zawodników, to muszą być doświadczeni albo wyróżniający się zawodnicy. Jedyna szansa to piłkarze po przejściach. Trochę problemem jest to, że tam zawodnik musi mieć kartę w ręku, nie ma płacenia za transferu. Jak rozmawiam z klubami i słyszę, że chcieliby piłkarza z dobrymi statystykami, niezbyt starego i za darmo, to utrudnia robotę. Jest jednak szansa na transfer z polskiej ligi do Australii, pięć, sześć nazwisk jest w obiegu. Nie tylko Polacy, ale też obcokrajowcy z polskiej ligi. Czekamy jednak na rozwój sytuacji.

Rozmawiał Adam Kotleszka w Magazynie Lig Egzotycznych

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Nestorzy kontra młode wilczki na ławkach trenerskich Ekstraklasy

AbsurDB
0
Nestorzy kontra młode wilczki na ławkach trenerskich Ekstraklasy

Komentarze

11 komentarzy

Loading...