Jeśli ktoś myślał, że granie bez kibiców rozwiąże wszystkie problemy Ekstraklasy i liga potoczy się dość dziwnym, ale spokojnym torem, to był w olbrzymim błędzie. To właściwie nie miało prawa się udać, musiało zrodzić komplikacje. I takie też się pojawiają. Choćby w ekstraklasowej Gdyni.
Krótko: miasto zamknęło obiekty treningowe klubu. Zespół na kilka dni przed derbami Trójmiasta musi szukać obiektu rezerwowego – tym był i jest Sopot, gdzie trenowano na przykład wczoraj. Ale po pierwsze: to nie jest podstawowe miejsce. Po drugie: zsyłka klubu poza swoje miasto brzmi kuriozalnie. Po trzecie: Sopot też się może zamknąć.
Czy to jednak waszym zdaniem ma sens? Czy to wygląda poważnie? Przecież problem tak czy siak nie zniknie po derbach, do kolejnych meczów też będzie trzeba się przygotowywać gdzie indziej.
Wiemy, że nasza liga nie jest zbytnio poważna, ale nie aż tak. Piłkarze po prostu nie mogą w sposób odpowiedni przygotować się do pracy. Sami są zmartwieni, sami mogą być w panice, ponadto zabiera się im podstawowe narzędzia, takie jak własne boisko (i żeby nie było – samą decyzję miasta rozumiemy).
Co zrobi klub? Rozmowy trwają. Być może będzie wniosek o przełożenie meczu.
Wygląda to wszystko fatalnie.