Reklama

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

redakcja

Autor:redakcja

28 lutego 2020, 13:26 • 5 min czytania 0 komentarzy

Doprowadziłem kiedyś do ruiny trzecioligowy klub piłkarski. WKS Wieluń był na tyle poważną firmą, że znalazł się w bazie Championship Managera 01/02, a tu cyk, mija parę lat, podrzynam mu gardło. Kolegom, którzy mówią, że mam fajną robotę, tłumaczę na tym przykładzie odpowiedzialność za słowo.

Jestem z regionu, więc wiem, że Wieluń to nie jest Las Vegas województwa łódzkiego, ba – nie  jest to nawet Las Vegas powiatu wieluńskiego. Pierwszego września 1939 miasto zbombardowali naziści, można zjeść tam też tanio dobry obiad za parę złotych – tyle pamiętam ze swojej wizyty. Na nieszczęście działu PR urzędu miasta w Wieluniu, ktoś złośliwy na Wikipedii zamieścił malowniczą panoramę.

 

 

Reklama

 

 

***

Smutna rozmowa Krzysztofa Brommera z Łukaszem Surmą w katowickim „Sporcie”. Zacytuję fragment:

Czuł pan, że tak to się wszystko może skończyć?

Łukasz SURMA: – Ja ciągle wierzyłem, że do tego nie dojdzie. Ale teraz tak sobie myślę, że musiało do tego dojść. To było jak bomba z opóźnionym zapłonem. Proszę zobaczyć, że nasza drużyna była systematycznie osłabiana, z sezonu na sezon, z rundy na rundę. Gdy w arcytrudnych warunkach zdobyliśmy 3 miejsce, zamiast przekuć to w sukces, było coraz gorzej. Spora część chłopaków, która odeszła w ostatnich latach, nadal chciała grać w Ruchu, ale z różnych przyczyn musiała podjąć inne decyzje. Nie byłem w stanie zrozumieć sytuacji z Patrykiem Lipskim, który przecież rozwiązał kontrakt z winy klubu. Jak można opowiadać, że ktoś nie ma sobie nic do zarzucenia i jeszcze obrywa się Patrykowi… Ja się z tym nie zgadzam. Inny przykład – Michał Helik – sól tego klubu, wychowanek, chłopak „stąd”, a obecne władze mówią, że takich nie potrzebują. To ja się pytam kogo potrzebują, jeśli nie takich chłopaków? On grał najlepiej jak potrafi, mimo że miesiącami czekał na wypłaty… Naprawdę zawsze gdy dochodziło do rozmów, miałem nadzieję, że będzie lepiej, że uda się wyjść na prostą. Moje nadzieje zawsze jednak były gaszone. Nie potrafiłem tego zrozumieć, jak lekką ręką osłabiano drużynę, która tak tanim kosztem – bo śmiem twierdzić, że z płacami na poziomie I ligi – potrafiła wykręcić taki wynik. To była idealna drużyna do wydźwignięcia klubu z tarapatów, bo była młoda, utalentowana, tania i dobrze ze sobą się czująca.

Reklama

Dlaczego w takim razie to się nie udało?
Łukasz SURMA: – Wcale nie chodzi o pieniądze, bo one nie były najważniejsze. Poślizgi w wypłatach są w wielu klubach, ale to nie jest najgorsze. Bardziej bolało mnie, że nikt nie dbał o tę drużynę, a w dodatku odbierano nam punkty nie za nasze – piłkarzy – grzechy. Byliśmy jak mała roślinka, która mogła urosnąć, wystarczyło ją pielęgnować, podlewać i czekać na efekty. Ale niektóre osoby wolały ją zdeptać. O to mam największy żal do ludzi zarządzających Ruchem. 

To trzecie miejsce w lidze wydaje się z dzisiejszej perspektywy nierealnym rezultatem. A pucharowe boje sezon później? To była kapitalna, niedoceniana po dziś dzień podróż, przyćmiona medialne przez eurowpierdol Lecha ze Stjarnanem i sprawę Bereszyńskiego w Legii. Oglądałem te mecze, bez cienia przesady powiem – miałem przyjemność. Po dramatycznym wyeliminowaniu Esbjergu pisałem tak:

– Wszyscy w Danii uważamy, że Ruch Chorzów będzie dla nas łatwym przeciwnikiem – czytałem taką wypowiedź duńskiego dziennikarz przed dwumeczem z „Niebieskimi”. Nawet Niels Fredriksen, szkoleniowiec Esbjerga, dość otwarcie lekceważył zespół z Polski. I powiedzmy sobie szczerze: miano tam podstawy do takiego myślenia. Duński pucharowicz nie osłabił się znacząco w porównaniu z zeszłym sezonem, kiedy to zrobił w Lidze Europy naprawdę konkretny wynik. Dwa zwycięstwa z St Etienne w fazie Play-Off, 4:3 i 1:0. Potem wyjście z grupy, gdzie w pokonanym polu Duńczycy zostawili między innymi właśnie stukający do bram Ligi Mistrzów Standard Liege. Nawet Fiorentina, która ostatecznie uporała się z Esbjergiem, nie miała lekko i jeden z meczów zremisowała 1:1.Ładnie, co? Ile nam emocji dałaby taka pucharowa przygoda polskiej drużyny?

A teraz, kilka miesięcy później, europejski sezon zespołu Fredriksena kończy Ruch. 

Sam mecz oglądała pewnie garstka ludzi w kraju. A i to tymczasem był spektakl o wyjątkowej dramaturgii. Zepchnięty do obrony Ruch, broniący się wszystkimi siłami w drugiej połowie. Duńczycy marnujący sytuacje, których nie da się zmarnować, strzały do pustaka z kilku metrów lądujące obok siatki. Wreszcie polski autobus rozmontowany i znikąd wypatrywać optymizmu, bo „Niebiescy” przecież byli totalnie zdominowani. Nie istnieli.

Co robi Kocian? Facet nie ma ławki rezerwowych, ratuje się więc wprowadzeniem Kusia. Rozumiecie to? Ostatnie minuty, masz strzelić bramkę, by grać dalej, walczysz z poważnym zespołem, ogranym w Europie.

I atakujesz Kusiem. Skrajna desperacja.

A potem okazuje się, że ten manewr, ten konkretny Kuś, sprawdza się! Magia.

To właśnie Kuś przedłużył głową wrzutkę z rożnego, którą potem dobił z bliska Surma. Gol w momencie,gdy nie było widać żadnej nadziei na zmianę rezultatu, bo w drugiej połowie chorzowianie ze trzy razy przekroczyli linię środkową, a z ławki trzeba było wprowadzać bocznego obrońcę. Mały cud, w Danii będą dziś rano wywoływać duchy z meczu Brondby – Widzew, to pewne.

Osłabiony Ruch Chorzów, już wtedy żyjący coraz bardziej na kocią łapę, a o pół kroku od Ligi Europy, bijąc się do ostatnich sekund dogrywki z Metalistem Charków w fazie Play Off.

Surma słusznie mówi – to nie musiał być jednorazowy wyskok, bal na Titanicu, tylko to powinien być kapitał, na którym można by budować.

Ruch, rękami działaczy, zaprzepaścił tę szansę.

***

Swoją drogą, to działacz Ruchu jest bohaterem mojej ulubionej transferowej sagi lata.

2 czerwca – Mirosław Mosór, były kierownik, dyrektor i wiceprezes Ruchu, dyrektorem sportowym Cracovii.

21 czerwca – Mirosław Mosór zatrzymany przez ABW.

***

Najnowsze

Felietony i blogi

EURO 2024

Pracował dwa dni w Niecieczy, teraz pojedzie na Euro. Wielki sukces Probierza

Patryk Fabisiak
0
Pracował dwa dni w Niecieczy, teraz pojedzie na Euro. Wielki sukces Probierza
Felietony i blogi

Futbol w dobie późnego kapitalizmu – czyli jak firma ubezpieczeniowa z Miami szturmuje piłkarskie salony?

redakcja
7
Futbol w dobie późnego kapitalizmu – czyli jak firma ubezpieczeniowa z Miami szturmuje piłkarskie salony?

Komentarze

0 komentarzy

Loading...