Nie widzimy często logiki w decyzjach władz ligi o zamykaniu stadionów, nie widzimy logiki w działaniach policji w nieudolnym ściganiu neandertalczyków robiących gnój na trybunach, to też trudno dostrzec czasem logikę w działaniach klubów. Lech Poznań postanowił wyprzedzić potencjalne zamknięcie całego stadionu i wydał trzy decyzje. Dwie z nich bardzo szanujemy, trzecia jest kompletnie pozbawiona zdrowego rozsądku.
Ale najpierw konkrety. Lech Poznań wypuścił komunikat, w którym informuje o trzech decyzjach:
– po pierwsze – kibice Lechii Gdańsk nie będą wchodzić na stadion przy Bułgarskiej przez następne dwa lata
– po drugie – kibice, którzy zasiedli w trakcie meczu z Lechią na trybunie obrzucanej racami, dostaną darmową wejściówkę na kolejne spotkanie Kolejorza u siebie
– po trzecie – Lech nie przyjmie zorganizowanych grup kibicowskich gości na następne trzy spotkania Ekstraklasy (Pogoń, Górnik, Legia)
Przy dwóch pierwszych decyzjach przyklaskujemy, ściskamy prawicę decyzyjnych, klepiemy po plecach. Kara wycelowana w konkretne środowisko lechistów ma sens. Nie umiecie się bawić, to na kolejny balik szkolny nie wchodzicie, zostajecie w domach i pykacie w Fortnite’a. Zwłaszcza, że Lech zapowiada też wyciąganie konsekwencji indywidualnych wobec tych, którzy odwalali największą manianę w trakcie niedzielnego meczu.
Wynagrodzenia własnym kibicom stresu i narażenia na headshota z racy? Klasa, tak to powinno wyglądać. Na sektorze za bramką często zasiadają dzieci z rodzicami i w sumie warto im pokazać, że nie co tydzień na stadionie można paść ofiarą niezrównoważonego ćwierćinteligenta.
Problem mamy jedynie z tym trzecim ruchem Kolejorza. To znaczy w jakiś tam sposób rozumiemy o co władzom Lecha chodziło – to ma być ruch wyprzedzający przed ewentualnym zamknięciem całego stadionu przy Bułgarskiej na następny mecz, bo wróbelki ćwierkają, że wojewoda na zalecenie policji mógłby podjąć taką decyzję. Pamiętajmy przecież, że w niedzielę nie tylko pofrunęły race w kierunku tzw. pikników, ale i spłonęły flagi Lechii na sektorze fanów Kolejorza. Zadyma z obu stron, śmierdziało tu pustym stadionem na jedno spotkanie, więc Lech szybko wziął się do roboty i pokazał policji “halo, panowie, mamy sytuacje pod kontrolą, działamy, nie musicie podbijać zakazowej stawki!”.
Sęk w tym, że za zrobienie obory przy Bułgarskiej głównie przez kibiców Lechii najbardziej ucierpieliby fani Pogoni, Górnika i Legii, którzy nie mogliby wpaść na stadion do Poznania w grupach zorganizowanych. Pewnie z zabrzanami fani z Poznania mogliby się jakoś dogadać, bo w przeszłości była już taka sytuacja, gdy kibice Górnika wpuścili lechitów do siebie mimo zakazu dla poznaniaków. Ale już z Pogonią czy Legią nie byłoby tak różowo. Trudno byłoby gdzieś umieścić chociażby legionistów przy pełnym stadionie przy Bułgarskiej.
Rozumiemy, że Lech chciał wyprzedzić ruch władz lokalnych, ale w ten sposób karze też i fanów przyjezdnych, którzy niczym nie zawinili. Przypomina nam to domówkę zorganizowaną w mieszkaniu rodziców, na której jeden z kumpli zarzygał ci dywanik w kiblu. Wobec gniewu rodzicieli odwołujesz trzy następne maratony filmowe przy czipsach i coli, choć zaproszeni wcześniej kumple nawet nie wiedzieli o wcześniejszej imprezie, na której wydarzył się incydent toaletowy.
Nie mamy też przekonania, że te trzy mecze kary dla fanów gości cokolwiek zmienią. Przecież po jej odbębnieniu i tak wrócimy do realiów, gdzie byle debil może wejść na stadion z racą i bawić się nią w jeden ze sportów nieolimpijskich, czyli rzut pirotechniką w dzieciaka na sąsiednim sektorze. Wtedy kolejny zakaz, kolejna kara. I tak się będziemy bawić.
fot. FotoPyk