Czekaliśmy na występ Daniego Ramireza w nowych barwach, bo jednak rzadko zdarza się, by wyróżniająca się postać tej ligi zmieniała klub wewnątrz rozgrywek. Raczej przychodzą Bułgarzy czy inni Amerykanie, rzucają na stół jakieś niewielkie w swojej skali pieniądze, mówią „ty z nami” i tyle gościa widzieliśmy. A tutaj było inaczej, oczywiście Lech wyjątkowo szarpał się z ceną, ale w końcu ściągnął Hiszpana do siebie. I co, od pierwszego meczu dostał wyjątkową jakość? Cóż, niespecjalnie.
Choć de facto Ramirez mógł skończyć to spotkanie ze świetnym bilansem konkretów, bo wiele nie brakowało, żeby miał chociaż dwie asysty. Najpierw wrzucił z rożnego idealnie na głowę Satki, ale ten w dość prostej sytuacji spudłował, kiedy chyba nieco przestraszył się szansy i dostawił głowę nieco bojaźliwie. Następnie Ramirez znów ładnie obsłużył kolegę z kornera, tym razem Rogne, ale ten też nawet nie potrafił trafić w bramkę. A podkreślmy: to były eleganckie piłki, w przypadku tej Satki możemy wręcz mówić o sytuacji stuprocentowej.
Do tego po stronie plusów możemy zaliczyć Ramirezowi małą grę w trójkącie z Tibą i Gytkjaerem, kiedy ten ostatni wyszedł sam na sam z Peskoviciem, ale za daleko wypuścił sobie piłkę.
I… to tyle. Ramirez był najgroźniejszy, gdy przychodziło mu kopać stojącą piłkę, ale gdy nie było ani kornera, ani wolnego, wiele pożytku Lech z Hiszpana nie miał. Dani był nieco schowany, nie brał na siebie tak chętnie odpowiedzialności, jak czynił to w ŁKS-ie. Jeśli porównać go do Tiby, jego występ wygląda blado, to Portugalczyk parokrotnie potrafił zaczarować, na przykład gubiąc przeciwnika samym przyjęciem.
Jak wrażenia estetyczne znajdują odzwierciedlenie w liczbach?
– trzy strzały, zero celnych (Tiba cztery i dwa celne),
– dwa razy faulowany (Tiba czterokrotnie),
– trzy kluczowe podania, w tym jedno udane (Tiba odpowiednio cztery i dwa),
– 87% celnych podań (Tiba 83%),
– 58% wygranych pojedynków (Tiba 44%).
Tak, w tej ostatniej statystyce Ramirez jest dużo lepszy, ale też Tiba częściej próbował: podjął 16 pojedynków, a Ramirez dwanaście. I wiadomo, panowie grają na różnych pozycjach, ale mamy wrażenie, że często to właśnie Portugalczyk będzie odnośnikiem dyspozycji Ramireza. Tiba ma taką renomę, jaką miał Ramirez w ŁKS-ie, lideruje, jeśli jemu idzie, często Lechowi również (a to wbrew wynikowi nie był zły mecz Kolejorza).
No i dzisiaj naszym zdanie Tiba to symboliczne starcie wygrał.
Natomiast wiadomo – pierwsze koty za płoty, mimo dość przeciętnej postawy Ramireza i tak było widać, że chłop w piłkę grać potrafi i nie zostawił umiejętności w Łodzi. Z każdym meczem powinien rosnąć, bo jak widać, ma z kim grać. A też, jak wspomnieliśmy, Lech prezentował się naprawdę przyzwoicie i Ramirez nie musi się martwić, że znów będzie musiał kogoś ciągnąć za uszy.
Fot. Newspix