Legia Warszawa remisuje z Dynamem Kijów. Nie psim swędem, nie po obronie Częstochowy, a po intensywnym, a co najważniejsze – wyrównanym meczu. Co więcej, tak do 30. minuty to właśnie Legia wyglądała jak ekipa, która przyjechała na boisko kompleksu Cornelia jak po swoje. Później legioniści złapali lekką zadyszkę, w drugiej połowie na boisku wystąpił w obu zespołach drugi garnitur, więc siłą rzeczy powinniśmy mówić o de facto dwóch różnych spotkaniach.
Ale co najważniejsze – oba skończyły się remisem, choć to w pierwszej połowie padły dwie bramki. Pierwszą zdobył Antolić po podaniu Luquinhasa, przygotowującego się do wiosennej roli playmakera – po transferze Niezgody wydaje się, że już na stałe Brazylijczyk przyspawa się do pozycji numer dziesięć. Aleksandar Vuković znalazł także miejsce dla Gwilii – nie posłuchał jednak rad początkującego gamera Wojciecha Kowalczyka stawiającego Gruzina na skrzydle, wybrał pozycję w głębi pola – ósemkę. I Martins, i Cafu pojawili się na placu gry dopiero w drugiej połowie.
Gdyby Antolić zamienił się ze swoim brazylijskim kolegą umiejętnością szybkiego prowadzenia piłki, miałby na koncie dwa trafienia. Dostał idealną piłkę, ale gdy tylko ruszył na bramkę, widać było, że – użyjmy delikatnego słownictwa – to nie za szybkość został sprowadzony do Legii. Dwa razy wyhamował tempo akcji, a chwilę po tym fakcie widzieliśmy, jak cała Legia redukuje z wysokiego biegu. W efekcie Dynamo pod koniec połowy trafiło do siatki. I właśnie o to pretensje po meczu miał Aleksandar Vuković. – Pozwoliliśmy sobie na kontratak z rodzaju takich, na jakie nie chcemy sobie pozwalać prowadząc 1:0 i mając koniec pierwszej połowy, a w zasadzie koniec meczu, bo grupa grająca pierwszą połowę za chwilę kończyła mecz. Tym bardziej warto myśleć o koncentracji, by nie pozwolić sobie na kontratak, który zabiera ci zwycięstwo – mówił po spotkaniu. Może to koncentracja, a może zwyczajne zmęczenie, bo legioniści już wcześniej mówili o ciężkich nogach, a jeszcze kilka godzin przed meczem odbyli regularną jednostkę treningową.
Wszystko wzięło się od dynamicznego rajdu Michała Karbownika – zdecydowanie jednego z najlepszych na placu – zakończonego pod polem karnym Dynama stratą. Jasne, otworzyła się lewa strona i właśnie nią zaatakował ukraiński zespół, ale gdzie była asekuracja? Wpadka przy bramce raczej nie osłabi mocnej pozycji piłkarza w Legii. Zwłaszcza, że Vuković jasno deklarował po meczu, że na lewej obronie ma tylko dwóch piłkarzy – Karbownika i Rochę. Cholewiak rozpatrywany jest głównie jako skrzydłowy i tak też dziś zagrał (poza jedną dobrą sytuacją, w której trafił w bramkarza, był raczej niewidoczny). – Nie biorę pod uwagę testowania Karbownika na środku pomocy. Grał tam całe życie, więc gdy przyjdzie okazja, by tam wystąpić, będzie potrzebował tygodnia – dodaje Vuković. Nie jest to zdecydowanie miód na uszy oglądającego mecz Mariusza Piekarskiego, agenta Karbownika, który – co nie jest żadną tajemnicą – zdecydowanie wolałby, by młodzieżowiec Legii grał na swojej nominalnej pozycji. „Piekario” dopinał dziś w Belek transfer Jacka Góralskiego do Kajratu. Na Karbownika przyjdzie jeszcze czas – choć podczas meczu skauci m. in. Hajduka Split dyskutowali o tym, za ile młody piłkarz zostanie sprzedany. I twierdzili – a znają się na rzeczy – że pęknie granica dziesięciu milionów euro.
Na trybunach można było spotkać wiele postaci polskiej piłki – Czesława Michniewicza, Sebastiana Szymańskiego, wysłanników Zagłębia czy Cracovii. – Pewnie kilku młodych zawodników zanotowało, że trener Michniewicz jest na trybunach. I raczej nie zabrało im to motywacji – puszcza oko Vuković. – Ale nie jest ważne to, kto nas obserwuje – ucina temat sugerując, że priorytetem Legii jest po prostu przygotowanie się do ligi.
Tomasz Kędziora rozegrał solidny mecz – ani niczego nie zawalił, ani nie dał się zapamiętać z czegoś ekstra. Legię uratowała w drugiej połowie jeszcze poprzeczka, ale i Dynamo skorzystało na niezdecydowaniu Kostorza, który w końcówce zmarnował dwie dogodne okazje. Koniec końców sparing lidera Ekstraklasy należy ocenić bardzo pozytywnie. Jasne, to tylko mecz towarzyski, ale cholera – mówimy o Dynamie, które przed sezonem 18/19 wydało prawie 24 miliony euro. O Dynamie, które wyciągnęło z Lecha dwóch obrońców za łącznie 4 miliony euro. O Dynamie, które jest stałym bywalcem europejskich pucharów. Mimo wszystko ma to swoją wymowę.
Sparing rozegrał dziś w Belek także ŁKS, który podejmował Astrę Giurgiu. Jak wypadł? Całkiem pozytywnie, choć wynik (0:2) może na to nie wskazywać. Opisalibyśmy to spotkanie jako typowy mecz ŁKS-u – wysoka kultura gry, budowanie akcji od tyłu, unikanie prostych rozwiązań jak długie podania czy wrzutki na pałę. Ale i głupie błędy, jak przy pierwszej bramce, gdy ełkaesiacy otworzyli na lewej stronie cały korytarz i zostali zaskoczeni jednym, 50-metrowym podaniem. Choć mimo wszystko cieszy, że ŁKS dalej zamierza pielęgnować swój styl. Zbyt wiele jest w tej lidze nijakich drużyn, by czepiać się tych, którzy chcą grać z pomysłem.
Legia Warszawa – Dynamo Kijów 1:1
13’ Antolić, 45’ Citaiszwili
Majecki (46. Cierzniak) – Vesović (46. Stolarski), Lewczuk (46. Remy), Wieteska (46. Jędrzejczyk), Karbownik (46. Rocha) – Antolić (46. Martins), Gwilia (46. Cafu) – Rosołek (46. Pyrdoł, 79. Cielemęcki) – Luquinhas (46. Praszelik), Novikovas (46. Cholewiak)
ŁKS – Astra Giurgiu 0:2
12’ Alibec, 67’ Stahl
Budzyński (46. Malarz) – Grzesik (30. Bogusz), Garcia (46. Rozwandowicz), Dąbrowski (46. Sobociński), Vidmajer (60. Grzesik) – Pirulo (46. Wolski), Srnić (46. Sajdak), Guima (46. Piątek), Wróbel (46. Trąbka), Ratajczyk (46. Ramirez) – Corral (46. Sekulski)
Fot. FotoPyK