Reklama

Kaka, Zola, Cassano. Jak udawały się gwiazdom ich powroty do Serie A?

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

06 stycznia 2020, 11:17 • 12 min czytania 0 komentarzy

Jednych witano spod balkonu jak papieża, innych przyjmowano jak synów marnotrawnych. Jedni musieli pakować manatki po zwyzywaniu prezydenta, innych poprzedni szef chciał zatrzymać tak bardzo, że był gotów kupić ich nowy klub. Na przestrzeni lat do Serie A wielokrotnie wracali piłkarze, którzy wcześniej zdążyli już dobrze poznać świat calcio. Zanim Zlatan Ibrahimović spróbuje ponownie podbić San Siro, sprawdźcie, jak ponowną próbę zawojowania Italii wytrzymali inni wielcy zawodnicy.

Kaka, Zola, Cassano. Jak udawały się gwiazdom ich powroty do Serie A?

Powroty nie zawsze bywają udane. Doskonale wiedzą o tym w Milanie, bo dzień re-debiutu przeżywał tu nie tylko Ibra. Rossoneri uwielbiają uderzać w nostalgiczne tony. Problemów z powrotem do Mediolanu nie mieli Kaka czy Szewczenko, a co jakiś czas do włoskiej stolicy mody wpadały też gwiazdy u schyłku kariery: Beckham, Ronaldinho czy nawet Ronaldo.

My skupiliśmy się jednak nie tylko na Milanie. W naszym zestawieniu znajdziecie pięć unikalnych historii o powrotach do Serie A w wykonaniu piłkarzy, którzy po podbiciu włoskich boisk rozeszli się po świecie.

KAKA

Reklama

(L-R) E{ïcÆóC/Keisuke Honda, Kaka (Milan), APRIL 7, 2014 - Football / Soccer : Keisuke Honda of AC Milan celebrates scoring his team second goal during the Italian "Serie A" match between Genoa 1-2 AC Milan at Stadio Comunale Luigi Ferraris "Marassi" in Genova, Italy. (Photo by Enrico Calderoni/AFLO SPORT) [0391] LIGA WLOSKA SEZON 2013/2014 PILKA NOZNA FOT. AFLO/NEWSPIX.PL POLAND ONLY !!! --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: info@newspix.pl call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Ringier Axel Springer Poland

Gdyby zapytać kibiców Rossonerich co najbardziej złamało im serce w ostatniej dekadzie, najpewniej wskazaliby właśnie transfer Brazylijczyka do Realu Madryt. Ricardo Izecson dos Santos Leite, czyli po prostu Kaka, to gość kojarzony z największymi sukcesami Milanu w tym wieku. Nic dziwnego, że Hiszpanie rzucili na stół walizkę pieniędzy, żeby stał się częścią Galacticos. Jak wyglądała przygoda pomocnika w Madrycie dobrze wiemy: kontuzja goniła kontuzję, a Real niewiele w tym czasie wygrał. Dla fanów Milanu nie miało to jednak znaczenia. Kiedy w Deadline Day w 2013 roku ogłoszono, że ostatni zwycięzca Złotej Piłki przed erą Messiego i CR7 wraca do klubu, zapanował szał. Tak, kibice mogli być na niego nieco źli, kiedy pojawił się na balkonie via Turati. W końcu kilka lat temu w podobnej scenerii zapewniał ich, że nigdzie się nie wybiera. Ale w takich sytuacjach serce bierze górę – setki, może nawet tysiące osób przywitało go dobrze znaną przyśpiewką „Przyszliśmy tu, żeby zobaczyć jak Kaka strzela”, a on sam wziął udział w wyzwaniu „kto nie skacze ten za Interem”.

Zresztą wymowne były dwie statystyki. Pierwsza to ponad 30-procentowy spadek sprzedaży biletów na San Siro, kiedy Brazylijczyk przeniósł się do Realu. Druga to… sondaż wyborczy. Włosi przeprowadzili badanie, z którego wynikało, że Silvio Berlusconi uzyskałby 2% więcej głosów w wyborach, gdyby sprowadził Kakę z powrotem do Mediolanu. Absolutne szaleństwo.

Ale na końcu chodziło o to, o czym trybuny San Siro przed laty śpiewały niezwykle często – o Kakę, który strzela i wygrywa. W Mediolanie Brazylijczyka powitał tort z napisem „Some love stories never end”, jednak jego drugie podejście do Milanu zakończyło się bardzo szybko. Już re-debiut pokazał, że pomocnika mocno nadszarpnął czas. Dopiero kiedy Kaka zszedł z boiska z urazem, Milan zdołał doprowadzić do wyrównania. Kontuzja wykluczyła go z gry na miesiąc, a na premierową bramkę trzeba czekać blisko dwa miesiące. Łącznie uciułał w lidze 7 goli i 6 asyst. Wynik może i nie tragiczny, ale Rossoneri zawiedli jako drużyna. Ósme miejsce w Serie A i 1:4 w łeb od Atletico w Lidze Mistrzów, co jest ostatnim do dziś meczem Milanu w tych rozgrywkach – chyba rozumiecie, dlaczego misja „powrót Kaki” okazała się niewypałem i legenda zaledwie po roku opuściła Mediolan po raz drugi.

Sam zainteresowany mógł być jednak zadowolony. Marzył o tym, żeby ponownie usłyszeć uwielbienie z trybun San Siro i to marzenie spełnił. W nieudanym dla Milanu sezonie zagrał jeden wielki mecz i zrobił to w samą porę. Milan ograł Atalantę 3:0, a Kaka zaliczył dwa gole i asystę. Pierwsze trafienie było zarazem jego 100. golem w czerwono-czarnych barwach. Był to jeden z ostatnich momentów, kiedy Brazylijczyk doprowadził do wzruszenia Tiziano Crudeliego. Poczciwy komentator Diretta Stadio tak radował się błyskiem geniuszu Kaki, że kwestionującego jego radość Mimmo Pesce najpierw rzucił mandarynką, a potem pozbawił marynarki, aż w końcu dosiadł oponenta na środku studia.

Reklama

Jak widać niezależnie od okoliczności i postępującej degrengolady klubu, kościół wyznawców Rickiego zawsze miał swoich fanatyków.

ANTONIO CASSANO

28.06.2012 - Warszawa , Poland . UEFA EURO 2012 . Mecz 1/2 Finalu Niemcy - Wlochy / match Germany - Italy / fussballspiell Deutschland - Italien . n/z. gol bramka goal tor 0:2 Mario Balotelli radosc (L), Antonio Cassano (L), sedzia Stephane Lannoy (P). Fot. Tomasz Wantula / EDYTOR.net/NEWSPIX.PL --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: info@newspix.pl call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Ringier Axel Springer Poland

Najlepszy piłkarz, z jakim kiedykolwiek grał Francesco Totti i kolejny zawodnik, który w Madrycie brutalnie zderzył się z rzeczywistością.

Tylko kompletnie szalony gość mógł włożyć kiczowate futro na prezentację w największym klubie świata i tylko kariera takiego kogoś jak Antonio Cassano mogła prowadzić z Realu do Sampdorii Genua. Ok, Blucerchiati ocierali się wtedy o ligową czołówkę, a Antonio w Hiszpanii zajmował się głównie obżeraniem po upojnej nocy z modelkami, ale wciąż był to zawodnik, w którym jeszcze niedawno AS Roma widziała nadzieję na mistrzowski tytuł, dlatego była to spora niespodzianka i hit transferowy. W Genui szybko okazało się, że opowieści o destrukcyjnym trybie życia Cassano nie są przesadzone. Sampdoria wypożyczyła go latem, a po raz pierwszy więcej niż godzinę na murawie Serie A spędził w… grudniu. Trzeba mu jednak przyznać, że potrafił się wprowadzić. Od tamtej pory aż do marca w 10 meczach strzelił 5 goli i zaliczył 3 asysty. Co ważne – praktycznie w każdym przypadku były to kluczowe momenty spotkania. A to uratował drużynie remis, a to dał jej prowadzenie.

W dużej mierze dzięki FantAntonio Sampa wróciła do gry o wysokie cele po przeciętnym starcie rozgrywek.

Ale Cassano nie byłby sobą, gdyby czegoś nie spieprzył. W meczu z Torino sędzia Nicola Pierpaoli pokazał mu czerwoną kartkę, na co ten zareagował furią. W końcu zdjął koszulkę, rzucił nią sędziego w twarz, a potem wygrażał się, że będzie czekał na niego po meczu.

Liga zawiesiła go na pięć spotkań. Kiedy wrócił, kontynuował jednak dobrą passę i ostatecznie w 22 meczach Serie A zanotował 9 goli i 6 asyst, wprowadzając Blucerchiatich do europejskich pucharów. To zaważyło na decyzji o wykupieniu niepokornej gwiazdy, co było jednym z najlepszych interesów w historii Sampdorii. W kolejnym roku Cassano przyniósł genueńczykom więcej niż połowę ligowych goli (26/49), sezon później ponad 1/3 z nich (18/49) i 4 miejsce w Serie A – najwyższe od 15 lat. Wszystko wziął szlag, kiedy Antonio znów pokazał rogi. Cassano przegiął, kiedy pokłócił się z prezydentem Sampdorii, Riccardo Garrone, który miał usłyszeć od piłkarza krótki komunikat: wypierdalaj. Jak można się domyślić, szef klubu nie dostosował się do zaleceń i to wychowanek Bari wyleciał z klubu z hukiem.

Pytanie tylko kto wyszedł na tym lepiej? Genueńczycy pół roku po odejściu Cassano spadli z ligi, a Antonio świętował jedyne w karierze Scudetto, które wywalczył z Milanem. Pomijając mniejsze i większe skandale, po powrocie do Włoch wiodło mu się nieźle: do mistrzostwa dołożył superpuchar, wrócił do kadry Italii i zdobył z nią srebro Euro 2012. Bilans sprzed wyjazdu? 211 meczów, 58 goli i 6 asyst w Serie A. Bilans po powrocie? 275 spotkań, 54 bramki i 82 asysty plus wspomniane trofea.

Pozytywny bohater? Chyba tak, zwłaszcza że nawet w Sampdorii, którą po latach ponownie opuścił w niezbyt dobrej atmosferze, wybrano go do jedenastki dekady. Znaleźć się obok Karola Linettego? Taki zaszczyt nie przypada byle komu.

GIANFRANCO ZOLA

Polska - Wlochy 0:0 (Chorzow, 02.04.1997). Od lewej: COSTACURTA ALESSANDRO, ZOLA GIANFRANCO, CANNAVARO FABIO, VIERI CHRISTIAN, BAGGIO DINO - pilkarz reprezentant Wloch. Pilka nozna. Fot. Jacek Koziol/Agencja Przeglad Sportowy --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: info@newspix.pl call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Axel Springer Poland

Ktoś, o kim Diego Maradona mówi „pewnego dnia będzie lepszy ode mnie” nie może być przypadkowym piłkarzem. Gianfranco Zola z pewnością takim nie był, choć Włosi nie mieli zbyt wielu okazji, żeby się o tym przekonać. Raz, że odkryty został późno, bo niższe ligi na Sardynii opuścił dopiero w wieku 24 lat. Dwa, że swoje najlepsze lata spędził w Anglii, zupełnie nieoczywistym kierunku dla jego rodaków, co przełożyło się na niewielkie i bolesne doświadczenia w drużynie narodowej.

Wydawało się, że filigranowy Zola już na zawsze pozostanie dla rodaków symbolem wysp brytyjskich, kiedy sam zainteresowany podjął decyzję równie niekonwencjonalną, co jego boiskowe zagrania. W wieku 37 lat zdecydował się na powrót na Sardynię i grę dla Cagliari. Było to o tyle szlachetne, że Rossoblu grali wówczas w Serie B, więc o wielkim prestiżu nie mogło być mowy. Włoch znacznie lepiej wyszedłby, gdyby siedział na tyłku w Londynie. Roman Abramowicz był zdesperowany, żeby zatrzymać legendę klubu na Stamford Bridge. – Do klubu spływały kolejne oferty. Zola miał dostać od Chelsea 3 miliony funtów za rok kontraktu, jeśli anuluje umowę z Cagliari. Odrzucone. Potem ja miałem dostać milion funtów, jeśli cofnę transfer. Odrzucone. Na koniec Abramowicz stwierdził, że w takim razie chce kupić klub. Tę ofertę także odrzuciłem – wspominał później ówczesny szef klubu z Sardynii, Massimo Cellino.

Zola postawił na szali swoją reputację i napisał jedną z najpiękniejszych powrotnych historii w świecie calcio. W Serie B był jak piłkarz wyjęty z innego świata. Jako weteran rozegrał 43 z 46 meczów (!), raz za razem ładował bramki z rzutów wolnych, dyrygował drużyną i wniósł ją na plecach do ekstraklasy. Po awansie zdecydował, że zamknie karierę ostatnim pięknym aktem: sezonem na boiskach Serie A.

Ale zawodnik jego pokroju nie byłby sobą, gdyby był to zwykły sezon.

Gianfranco Zola w Serie A wciąż błyszczał. Potrafił załadować prosto w okno z rzutu wolnego w meczu z Chievo, a szczególnie upodobał sobie gnębienie Juventusu. W pierwszym starciu na minutę przed końcem spotkania dał Cagliari remis ładnym trafieniem głową. Warto przypomnieć: on sam mierzył 168 cm, a w pojedynku powietrznym przeskoczył samego Liliana Thurama. W rewanżu natomiast zdobył swoje dwa ostatnie gole w karierze. Zwłaszcza ten drugi zasługuje na uwagę: mierzony, precyzyjny strzał wolejem obok bezradnego bramkarza.

CHRISTIAN VIERI

Italian forward Christian Vieri (L) celebrates his goal against South Korea with team-mate Mark Iuliano which gives the Italians a 1-0 lead over the World Cup hosts. However, South Korea sensationally wins their World Cup round of 16 match against heavily favoured Italy on 18 June 2002 in Daejeon with a golden goal by a final score of 2-1. The game was tied 1-1 after regulation. (Credit Image: © DPA/ZUMA Press) PILKA NOZNA MISTRZOSTWA SWIATA KOREA POLUDNIOWA - WLOCHY FOT. ZUMA/NEWSPIX.PL POLAND ONLY! --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: info@newspix.pl call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Ringier Axel Springer Poland

– Nawet martwy Vieri jest lepszy niż każdy inny żywy napastnik. Chcę jego i tylko jego – trzeba przyznać, że Radomir Antić, trener Atletico Madryt, dość jasno sprecyzował swoje cele transferowe. Największym problemem szkoleniowca Rojiblancos był jednak fakt, że równie jasno swoje ruchy na rynku sprecyzował Luciano Moggi, ówczesny dyrektor Juventusu. – Vieri jest bezcenny i nie jest na sprzedaż. Słowa Moggiego musiały uspokoić kibiców Starej Damy, bo Bobo, jak nazywano Vieriego, był jednym z architektów zdobytego w dopiero co zakończonym sezonie Scudetto. Vieri potrafił w nim walnie przyczynić się do upokorzenia Milanu na San Siro (6:1 dla Juve) i… pobić się z trenerem. Podobnie jak w przypadku Cassano, piłkarskie umiejętności przewyższały wpisane w kontrakt ryzyko. Dlatego Atletico przelicytowało Juventus i dlatego Włoch w przeciwieństwie do FantAntonio podbił stolicę Hiszpanii.

Dosłownie i w przenośni. Pobyt Bobo w Madrycie był szalony. Za strzelone bramki otrzymał nie tylko trofeum dla króla strzelców La Liga, ale i… Ferrari. Do dziś nie wiadomo ile prawdy w legendzie o „ścianie zdobyczy”, jaką miał w sypialni. Snajper Atletico miał wieszać na niej bieliznę wszystkich kobiet, z którymi się przespał, a w tych sprawach także nie próżnował. Po roku intensywnego grania i życia zdecydował się jednak na powrót do ojczyzny.

Na jego punkcie tym razem oszalało Lazio.

Sergio Cragnotti rozbił bank, żeby ściągnąć go do Rzymu i zdobyć Scudetto. Mimo 12 strzelonych goli, misja stołecznej ekipy się nie powiodła. Wtedy sięgnął po niego Inter, znów zupełnie tracąc głowę. 90 miliardów lirów, na dziś ok. 30 milionów funtów, wpłynęło na konto rzymian i tyle Bobo widzieli. W Mediolanie zakotwiczył na dłużej i wciąż prowadził ulubiony tryb życia: strzelał na boisku i poza nim. Przygodę jednego z największych – dosłownie i w przenośni – bomberów z calcio przedwcześnie zakończyły jednak kontuzje. Kraj opuścił jeszcze raz, zaliczając krótki epizod w AS Monaco. Kiedy wrócił z Francji, już w zasadzie kończył karierę, ocierając się o granicę 150. trafień w Serie A. Ciężko jednak powiedzieć, że po powrocie z Atletico był piłkarzem spełnionym. W żadnym z klubów nie powtórzył już sukcesu z Turynu, gdzie zdobył jedyne mistrzostwo w karierze. Opuścił wszystkie imprezy, z których Squadra Azzurra wracała z medalem.

Bobo przyznał po latach, że drugi raz z Juventusu by nie odszedł. Życie wycisnął jak cytrynę, ale z kariery mógł wycisnąć jeszcze więcej.

GIANLUCA ZAMBROTTA

MEDIOLAN 15.09.2010 MECZ 1. KOLEJKA GRUPA G LIGA MISTRZOW SEZON 2010/11 --- CHAMPIONS LEAGUE MATCH GROUP G: AC MILAN - AJ AUXERRE 2:0 GIANLUCA ZAMBROTTA FOT. PIOTR KUCZA --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: info@newspix.pl call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Axel Springer Poland

Jedyny obrońca w stawce, który znalazł się w niej nie bez powodu – wystarczy przypomnieć, w jakich okolicznościach opuszczał Turyn. Juventus spadł właśnie do Serie B, a on był świeżo upieczonym mistrzem świata z Niemiec. Nic dziwnego, że 29-latkowi nie marzyła się gra na zapleczu włoskiej ekstraklasy. Nic dziwnego, że kibice Starej Damy nie mieli na ten temat podobnego zdania. Po pierwsze dlatego, że to Juve uczyniło z Zambrotty czołowego bocznego obrońcę świata – na tej pozycji, a nie na boku pomocy, w Turynie widział go Marcelo Lippi. Po drugie dlatego, że w obliczu decyzji Buffona czy Nedveda o pozostaniu w klubie, każdy kto opuścił pokład, z miejsca stawał się zdrajcą.

O ile wielu uczestników rejterady olało tę opinię, tak Zambrotta wziął to sobie do serca.

Nie zgadzał się z łatką zdrajcy i postanowił walczyć o dobre imię. W jednym z wywiadów opowiedział, że to nie on chciał opuścić klub, bardziej Juventus chciał się go pozbyć i załatać dziury w budżecie spowodowane karną degradacją. Obrońca żarliwie tłumaczył, że nie czuje się winny, a na dodatek dodał, że w zasadzie Buffon też by odszedł, ale Milan wycofał się z transferu, bo sam musiał borykać się z calciopoli.

Zambrotta fanów takimi słowami nie zyskał, ale w Barcelonie radził sobie przyzwoicie, dlatego kiedy miał wrócić do Juventusu po dwuletnim pobycie w Hiszpanii, dyskusja była gorąca. Kibice Bianconerich podzielili się na dwa obozy: tych, którzy chcieliby obrońcę z powrotem w Turynie i tych, którzy nie chcieli dopuścić do przebaczenia komukolwiek ze „zdrajców”. Pogodził ich dopiero sam zainteresowany, który ostatecznie wybrał Milan i uniknął kolejnego rozdziału wojny. Przy okazji też postawił na półce kolejne Scudetto, będąc częścią tej samej paczki, co Antonio Cassano.

***

Przykłady można oczywiście mnożyć, bo to zestawienie zupełnie subiektywne. Jedni wrzucą do tego worka powrót Andrija Szewczenki i my też się nad tym zastanawialiśmy, ale jego powrót był po pierwsze krótki, po drugie niezbyt ciekawy. Jasne, sam fakt, że niedawny król strzelców Serie A po powrocie do byłego klubu nie zdołał pokonać żadnego bramkarza to jakaś ciekawostka. Zwłaszcza że miał za plecami Pirlo, Kakę, Seedorfa i Ronaldinho. Ale z drugiej strony Ukrainiec był już wtedy wrakiem piłkarza, jego pobyt w Mediolanie był tak samo porywający, jak obecność Carlosa Peni w GKS-ie Tychy. Niewykluczone, że niektórzy już nawet zapomnieli, że Szewczenko grał dla Rossonerich dwukrotnie. Podobnie można ocenić też próbę reanimacji Ronaldo, tu jakąś ciekawostką jest jedynie gol strzelony Interowi w derbach Mediolanu.

O kim jeszcze warto wspomnieć? Na pewno o Fabio Cannavaro, który jako jeden ze „zdrajców” w przeciwieństwie do Zambrotty wrócił do Juventusu. Tyle że znów – na krótko. Przyszedł, zagrał przeciętny sezon, swoje wysłuchał i zapewne zastanowił się, po co mu to było, dlatego po roku zawiesił buty na kołku.

[etoto league=”ita”]

Pozostaje więc zadać pytanie – którą ścieżką podąży Ibra?

Cassano, czyli wyciągnięcia Milanu z tarapatów i wprowadzenia do europejskich pucharów? Tu pasowałby nawet charakter, bo Zlatan zdążył już przecież wypalić, że jeśli na jego re-debiut na San Siro nie przyjdzie 70 tys. kibiców, to nie wyjdzie na boisko. Zambrotty? Nie, to już zdarta płyta: przecież o zdradzie Szweda mówiono już po transferach do Interu i pierwszym przejściu do Milanu. Zola? Nie no, Rossonerich jeszcze z Serie B wyciągać nie trzeba. Aczkolwiek nawiązując do pięknych bramek, może tak być. W końcu sam przyznał, że jest już za stary na bieganie i zamierza po prostu strzelać z 40 metrów. To może jednak Vieri, który swoje postrzelał, ale za wiele nie wygrał? To zapewne wersja najbliższa prawdy.

Przede wszystkim jednak kibice Milanu powinni trzymać kciuki, żeby nie skończyło się jak z Kaką. Czyli z liderem, którego kochały trybuny i słupki marketingowe, ale na boisku niewiele z tego wynikało.

SZYMON JANCZYK

fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Ekstraklasa

Kędziorek skomentował porażkę z Koroną. „W takim meczu nie ma pozytywów”

Bartosz Lodko
0
Kędziorek skomentował porażkę z Koroną. „W takim meczu nie ma pozytywów”
1 liga

Zagłębie mogło wygrać po raz pierwszy od września, ale wypuściło dwubramkową przewagę

Bartosz Lodko
0
Zagłębie mogło wygrać po raz pierwszy od września, ale wypuściło dwubramkową przewagę

Weszło

Komentarze

0 komentarzy

Loading...