Jeśli wydaje ci się, że raporty skautingowe klubu z absolutnego topu wypełnione są sformułowaniami niezrozumiałymi dla zwykłego śmiertelnika i terminologią rozszyfrowywaną tylko przez tęgie głowy po UEFA Pro, uwierz mi, nie możesz się bardziej mylić. Sam tak twierdziłem i, lubiąc od czasu do czasu obnażać własną ignorancję, zapisałem się na kurs „Football Scouting Courses” u Emila Kota.
Emila poznałem przy okazji tworzenia TEGO (KLIK!) materiału o polonijnym klubie PFC Victoria w Londynie. Niegdyś odpowiedzialnego za wyszukanie piłkarzy do Polonii Warszawa, gdzie zamiast listy zawodników zastał czystą kartkę. Dziś współpracującego z angielskimi klubami. Polecał tam już zresztą niejednego rodaka – choćby Marcina Bułkę do West Hamu czy Mateusza Bogusza do Tottenhamu. Dziś twórcę projektu „Ty Też Masz Szansę” pomagającego wybić się chłopakom z niższych lig. Założyciela Bedfont Casuals Football Academy.
Tak, Emil nadal nie ma trzydziestki i jeśli wydaje wam się, że macie mało czasu, pomyślcie o tym, ile już w swoim życiu widział i zrobił. Jeśli Emila nie znacie, albo kojarzycie, ale nie znacie jego historii – świetnie przedstawił się w wywiadzie Leszka Milewskiego (KLIK!).
Skauting pochłania sporą ilość czasu, jaki Emil dzieli pomiędzy działalność w Londynie i w Polsce. Przerwę między pierwszą częścią kursu spędził odprawiając się na samolot, po zakończeniu drugiej pędził już do Pyrzowic. Dowodzi watahą skautów „Ty Też Masz Szansę”, którzy co weekend są obecni na dziesiątkach spotkań, dostarczając z nich raporty odnośnie tego, kto na tytułową szansę najbardziej zasługuje.
– Oni są w chwili próby bardziej zestresowani niż sami zawodnicy, gdy przyjeżdżają do nas. Przy każdym piłkarzu na TTMS jest nazwisko skauta, który go obserwował i polecił, więc kluby wiedzą, kto za kim stoi – mówi Kot.
Z drugiej strony jednak „Ty Też Masz Szansę” jest świetną formą promocji, bo jak wyszperasz perełkę, to także nie ujdzie uwadze ludzi z klubów zapraszanych na mecz testowy. Stamtąd wcale nie tak daleko do pracy w klubie. Pytam więc Emila o to, jak wygląda to liczbowo. Jest imponująco:
– Paweł Belina jest skautem Rakowa Częstochowa;
– Marcin Wołoszczak i Kamil Drzewiecki są skautami Cracovii;
– Tymoteusz Łukaszczyk jest skautem Lecha Poznań;
– Krzysztof Pijanowski jest skautem Ursusa Warszawa;
– Gracjan Labus jest skautem Odry Wodzisław;
– Kamil Olszewski jest koordynatorem skautingu, a Mateusz Sokołowski skautem Polonii Warszawa.
Naprawdę nieźle, jak na sześć edycji „Ty Też Masz Szansę” i rok „Football Scouting Courses”.
– Przeszkoliliśmy w dwanaście miesięcy 162 osoby w Łodzi, Krakowie, Radzionkowie, Trójmieście, Warszawie i Gliwicach. Prelegentami byli u nas już Michał Probierz, Piotr Dziewicki, Marcin Matuszewski, Łukasz Masłowski, a w planach są kolejni, również zagraniczni – mówi Kot. Uchyla rąbka tajemnicy, że chodzi o gościa z Manchesteru United, który prawdopodobnie będzie obecny na FSC w 2020 roku.
Cały czas ktoś z kursów wpada do „sitka” „Ty też masz szansę”. Ale to nie tak, że na kursy przychodzą tylko ludzie, którzy chcą zacząć swoją przygodę z piłką i szukają na siebie pomysłu. W Gliwicach, na przedwczorajszym kursie, był na przykład Piotr Stawarczyk, a wcześniej choćby były dyrektor sportowy Lecha Poznań, GKS-u Katowice, Zagłębia Lubin czy Odry Opole Dariusz Motała, szef skautingu GKS-u Katowice Dawid Dubas czy… piłkarz Śląska Wrocław Kuba Łabojko.
– Kuba chciał zrozumieć, jak to wszystko wygląda od drugiej strony plus myśli już też o życiu po piłce – mówi Kot.
Swoją drogą Łabojko jawi się jako jeden z piłkarzy ekstraklasy, którzy najwięcej czasu i starań inwestują w swój rozwój. Gdy trafiał do Rakowa Częstochowa, gdzie wypłynął i zainteresował swoją osobą kluby ekstraklasy, sam przygotował film ze swoimi zagraniami, który agent – Łukasz Krupa – musiał wyłącznie rozesłać po klubach.
Z jednej strony więc na kursie można było spotkać ludzi obecnych w piłce od lat, z drugiej piłkarskich freaków, którzy pracują kompletnie w innym zawodzie, ale chcieliby pewnego dnia móc zarabiać na swojej największej pasji. Na przykładzie Jacka Hixona, człowieka który wypatrzył Alana Shearera, pokazuje, dlaczego spojrzenie pasjonata wcale nie musi być gorsze niż oko trenera czy dyrektora sportowego.
– Hixon był freakiem. Starszym panem chodzącym do parku i oglądającym tysiące spotkań. Pewnego dnia zobaczył trzynastoletniego Alana Shearera i zaprowadził go do Southampton. Resztę historii znacie.
Reszta historii Shearera jest doskonale znana, ta Hixona jest zaś taka, że dla Burnley wyszperał Ralpha Coatesa, a w oko wpadł mu też między innymi Steve Bruce, który ostatecznie stał się niezwykle istotną postacią w Manchesterze United.
– Coraz częściej kluby stawiają w skautingu na połączenie dwóch światów. Mają jednego byłego zawodnika sparowanego z człowiekiem o bardziej analitycznym umyśle, niekoniecznie z piłkarską przeszłością czy wielkim przygotowaniem trenerskim.
Jak się okazuje, raporty skautów nawet tych największych klubów na świecie, regularnie grających w fazach pucharowych Ligi Mistrzów, nie wyglądają tak, jakby pisał je doktor habilitowany Uniwersytetu Najtrudniejszych Futbolowych Fraz.
Opis kilku najważniejszych akcji, ogólne wrażenie, atuty i braki, końcowa, podsumowująca ocena. Zwykle w skali A-C, gdzie A oznacza zawodnika wartego sprowadzenia, B – do dalszej obserwacji, C – do odpuszczenia.
Kot zdradził też, że jest w Polsce jeden chłopak z oceną A, którego rozwojowi niezwykle uważnie przygląda się finalista tegorocznej Ligi Mistrzów, Tottenham.
Nie jemu jednak mieliśmy się przyglądać (Emil chyba nie obrazi się, jeśli zdradzę, że nie zagrał przedwczoraj na Stadionie Miejskim w Gliwicach), a grze dwóch młodzieżowców – Sebastiana Milewskiego i Jana Sobocińskiego. Na bazie meczu Piast – ŁKS przygotować przykładowy raport skautingowy dla Sampdorii na temat tej dwójki.
W drodze na stadion na Twitterze lądują składy. Milewskiego nie ma w podstawowym. Rozczarowanie? W żadnym wypadku, można zobaczyć, jak zawodnik zachowuje się, gdy wchodzi na boisko jako rezerwowy. Naładowany energią? Przygaszony?
W przypadku Milewskiego zdecydowanie to pierwsze.
Ale czy to zaleta? Kilku z nas zauważa, że jak piłkarze ŁKS-u łapali Milewskiego w trójkąty, to tylko biegał za piłką jak kot za wskaźnikiem laserowym, a po kwadransie sprawiał wrażenie mocno tym wypompowanego. Przy okazji gubił też pozycję, lewy obrońca łodzian wjeżdżał jego stroną raz za razem. Wychodziły nawyki gry w środku pola.
Ostateczna konkluzja? Milewski nie zagrał wybitnie, a jednak jego dwa przerzuty napędziły dwie groźne akcje Piasta. W tym tę na 2:1, zwycięską. Względem Dominika Steczyka, którego zmienił w przerwie, skok jakościowy. Ale niekoniecznie tak duży, jak mogło się wydawać na pierwszy rzut oka, oglądając mecz jako całość, a nie skupiając się na grze Milewskiego.
To też Kot wpajał w zasadzie od początku: oglądacie zawodnika, a nie mecz.
I tak można było zaobserwować wiele detali niewidocznych okiem kamery, często też okiem obecnego na stadionie kibica. W przypadku Janka Sobocińskiego ta przypominajka – by niekoniecznie podążać wzrokiem za piłką – pozwoliła zauważyć sporo detali. To, jak krótkimi komunikatami pomaga się ustawiać partnerom w linii obrony. Jak bije brawo po pojedynczych zagraniach, dodaje animuszu. To, że gdy partner leżał na murawie po starciu, jako pierwszy – choć nie miał najbliżej – podbiegł sprawdzić, czy wszystko z nim okej. To, że po drugim straconym golu na kilka dłuższych chwil skrył się za słupkiem i to, że po ostatnim gwizdku dobrą minutę leżał na murawie załamany wynikiem 1:2. Żaden z partnerów nie przeżywał porażki tak długo po końcowym gwizdku.
To wszystko są detale, które w obserwacji mają ogromne znaczenie. No bo czy pożądanym jest, by po takiej porażce jak ta w Gliwicach, gdy ŁKS wypuścił prowadzenie, zawodnik natychmiast po zakończeniu spotkania nie okazywał większych emocji? Tym bardziej, że Sobociński pierwszą połowę rozegrał w obronie niemal idealnie, wygrał wszystkie główki z Parzyszkiem i Steczykiem, by przegrać tę najważniejszą w drugiej części meczu, gdy gliwicki „Pio” załadował na 1:1.
– Każda taka drobna obserwacja ma znaczenie, każdy kolejny element układanki pozwala mieć pełniejszy obraz obserwowanego zawodnika. Tylko tak koordynator skautów może zyskać jakiś pogląd na piłkarza, którego nie widział osobiście, a oczami jednego ze swoich wysłanników – mówił Kot. – Oczywiście musi też dobrze znać swoich ludzi. Wiedzieć, kto ma tendencję do szybkiego zachwycania się graczem, a kto bywa sceptyczny.
A raporty na temat jednego zawodnika autorstwa różnych skautów mogą się diametralnie różnić. Wymownym przykładem były dwa skautów angielskiego klubu na temat pewnego obrońcy. Jeden przyznał mu najniższą klasę C i w raporcie napisał krótkie „Nie.”. Drugi zaś stwierdził: „Jeśli rozpatrujemy go jako środkowego obrońcę – nie. Jeśli zaś zostanie przestawiony na bok obrony – A”.
Każda opinia jest cenna, każda kolejna para oczu oznacza, że ogląd na piłkarza będzie pełniejszy. I wcale nie jest powiedziane, że musisz zjeść wszystkie piłkarskie rozumy, przeczytać wszystkie książki o nauczaniu i rozumieniu futbolu, a w międzyczasie przegadać setki godzin z ekstraklasowymi trenerami.
SZYMON PODSTUFKA