Na starcie Korony Kielce z Arką Gdynia można było patrzeć z wielu różnych perspektyw, ale dla nas była to przede wszystkim niezwykła możliwość zobaczenia w tym samym czasie kilku “wyrobów napastnikopodobnych”. Z jednej strony Uros Djuranović z Michałem Żyrą (łącznie 0 goli przez 1124 minuty snucia się po boiskach Ekstraklasy), a z drugiej – Fabian Serrarens, czyli gość, który przez 529 minut nie był w stanie oddać celnego strzału na bramkę rywali. To, że ktoś się skompromituje, było pewne – nie zawieliśmy się. Kto najmocniej? Zdecydowanie Djuranović.
Jezu, ależ to jest patałach! Korona Kielce naprawdę nieźle zaczęła dzisiejsze zawody, mogła wyjść na prowadzenie i ustawić sobie starcie z Arką, ale ten gość knocił wszystko, wyglądając przy tym tak, jakby w szkole miał co najwyżej trójkę z WF-u.
1. minuta: źle trafił w piłkę po akcji Pućki
2. minuta: za daleko wypuścił sobie piłkę w dogodnej sytuacji
7. minuta: Steinbors nieudanie wybił piłkę, Żyro dograł ją do Czarnogórca, ale przerosło go przyjęcie futbolówki
19. minuta: dostał kapitalne podanie od Pacindy, ale nie najlepiej przyjął i walnął w Steinborsa.
Do tego jakiś strzał w maliny, sporo prostych strat… Masakra. Trzeba przyznać, że dużo cierpliwości miał Mirosław Smyła, ściągając go z boiska dopiero w przerwie. Jak on strzelił te sześć goli w poprzednim sezonie ligi czeskiej – nie mamy pojęcia. Z drugiej strony gdyby nasi południowi sąsiedzi coś w nim widzieli, to pewnie dalej biegałby po ich boiskach, a nie występował w Koronie Kielce.
A jak prezentowała się reszta naszych “snajperów”? Żyro poza wspomnianym dograniem nie pokazał zbyt wiele, a na dodatek zmarnował w drugiej połowie świetną okazję po podaniu Spychały. Serrarens jak zwykle był nieporozumieniem i może sobie dopisać do dorobku kolejne 66 minut bez celnego uderzenia. Do tego poziomu dostosował się też Michal Papadopulos, który zmienił Djuranovicia w przerwie i zmarnował kapitalną okazję, gdy strzał Pacindy dobił w łotewskiego bramkarza Arki. Inaczej to ujmując – z napastników najlepiej wypadł dziś Siemaszko, który przez 25 minut pobiegał i powalczył, ale nic wielkiego nie pokazał.
A gdy Djuranović marnował kolejne sytuacje na początku meczu, Arka zadała cios, który okazał się strzałem za trzy punkty. Deja wrzucił piłkę w pole karne, Jankowski z łatwością uporał się z kryciem Spychały i zapakował piłkę obok Kozioła. W dalszej części spotkania Arka nie wypuściła tego prowadzenia z rąk, w dużej mierze za sprawą Steinborsa. Goście nic wielkiego nie grali, nawet trudno powiedzieć, że byli drużyną lepszą, ale bronili się całkiem mądrze i skutecznie, od czasu do czasu szukając szczęścia po stałym fragmencie (kapitalną interwencję zaliczył Kozioł po strzale Maghomy!), kontrze czy uderzając z dalszej odległości.
I dzięki tym punktom Arka wyskoczyła ze strefy spadkowej, spychając do niej Koronę. Mieli kielczanie zwyżkę formy, zdobyli 7 punktów w 3 meczach, ale po meczu z Legią i szczególnie po tym dzisiejszym starciu z Arką trzeba powiedzieć, że z tego składu węgla i papy raczej nie da się wiele więcej wycisnąć.
Fot. FotoPyK