Okazałe wyjazdowe 4:0 z Kosowem na koniec eliminacji. Zapewniony pierwszy koszyk Euro 2020 i okazja do przyjemnych podsumowań: na ten moment Anglia strzeliła najwięcej bramek w Europie, do tego Kane z historycznym wynikiem: gol w KAŻDYM meczu eliminacji. A wszystko to zespołem piekielnie młodym – Southgate dziś w Kosowie dał zagrać dziewięciu zawodnikom U23. Najstarszy zawodnik z pola liczył sobie dwadzieścia sześć lat. Na pewno dzisiaj w Anglii humory dopisują.
Warto szczególnie docenić ich bramkostrzelność. Mieli grubo powyżej czterech bramek na mecz, a przecież w ich grupie nie było jakiegoś europejskiego outsidera. Sami pamiętamy ile goli dało się wbić Gibraltarowi czy San Marino, ale Anglicy rywalizowali z Czechami, Bułgarią, Czarnogórą i Kosowem. Można było trafić mocniejszy zestaw rywali? Zdecydowanie. Czarnogóra w odwrocie? Jasne. Ale zarazem nikt tu nie wypuszcza na boisko amatorów, a Kosowo było bodaj najmocniejszym rywalem dostępnym z piątego koszyka. Z szóstego koszyka nie dolosowano im nikogo, więc odpadały dwa spotkania z tymi, którym można było wtłuc worek goli.
Przed takimi meczami trzeba uchylić czoła:
5:0 z Czechami u siebie
6:0 z Bułgarią na wyjeździe
5:1 z Czarnogórą na wyjeździe
7:0 z Czarnogórą u siebie
Może w ogólnej liczbie bramek wyprzedzą ich jeszcze na przykład Belgowie, ale na pewno nie jeśli chodzi o średnią bramek na mecz. Przypomnijmy jednak, że Anglicy raz w eliminacjach polegli – z Czechami na ich terenie. Czesi to inna historia, kompletnie nieprzewidywalny zespół – to zaskoczą Angoli, to przegrają z Bułgarami, którzy grali cały rok piach.
Cztery do zera wskazuje na mecz jednostronny, ale takim dopiero się stał w końcówce – długimi fragmentami było to spotkanie otwarte, w którym jedni i drudzy chcieli grać w piłkę. Trudno się zresztą dziwić, skoro sytuacja Kosowa była jasna, czekają na baraże Ligi Narodów D – nie mieli nic do stracenia, ugrać coś mogli tylko pokazując się. Korzystali z tego czasem niemal do przesady, bo raz wychodzili spod własnego pola karnego piętkami – pewnie niejeden trener uznałby, że to jednak przegięcie, lekkomyślność, ale oddajmy, że tymi piętkami faktycznie udało im się zacząć kontrę. Naprawdę są tu gracze z polotem i dużym wyszkoleniem technicznym. Jeśli Kosowo pojedzie na finały, to nawet jeśli za długo nie pogra, powinno dać trochę fantazji.
Akcje Kosowa mogły się podobać, ich gra na pewno nie była murarką. Początek należał do nich: pierwszy strzał w pierwszej minucie, potem Nuhiu przetestował Pope’a strzałem głową, nieźle strzelał aktywny Rashica, próbował z dystansu Dresević.
No ale Anglia to jednak ciut inna półka i po pół godzinie Winks z golem, a jeszcze z asystą do siebie. Jedno przyjęcie i czysta pozycja. Choć coś nam się wydaje, że lepsza obrona po prostu wykopałaby piłkę w maliny i dziękuję, a tutaj rozwinięto czerwony dywan.
Kosowo nie zmieniło podejścia, ale brakowało koncentracji pod polem karnym. Celina miał naprawdę dobrą pozycję, tuż przed polem karnym, sporo miejsca. Co chciał zrobić? Nie wiemy. Ni to lobik, ni to strzał, on chyba sam nie wie. Po zmianie stron próbował Berisha, Kosowo ostrzeliwywało kornerami, fatalnie spartaczył Rrahmani. Jeśli chodzi o przebieg gry, Kosowo być może zasłużyło na bramkę wyrównującą, ale w piłce za zasługi nie ma nic.
Sporo ożywienia u Anglików wniósł wprowadzony w 60 minucie Rashford, chwilę po jego wejściu Kane trafił w słupek. Anglia potem wreszcie wrzuciła piąty bieg, a Kosowo pokazało, że choć owszem, w ataku wiedzą o co chodzi, tak ich defensywa potrafi stoczyć się do poziomu dołu tabeli rzeszowskiej okręgówki. Gol Kane’a na 2:0: Aliti powinien przeciąć podanie, zamiast tego zagrywa jakąś kuriozalną świecę, Kane ze zbiórką i pewnym strzałem. Gol na 3:0: świetnie rozprowadzenie Sterlinga do Rashforda, tu akurat rozklepali. Ale 4:0 Mounta to już prawie że B-klasa.
Southgate na pewno nie może narzekać na brak głębi w zespole – jest kim grać. Dzisiaj w pierwszym składzie wystąpił Nick Pope, dla którego był to dopiero drugi występ w kadrze, podobnie jak dla stopera Tyrone’a Mingsa. Zadebiutował Fikayo Tomori, pierwsze gole dla Synów Albionu strzelili Harry Winks i Mason Mount. Kiwkami imponował Hudson-Odoi, przypomnijmy: rocznik 2000. Był to dla niego trzeci mecz w reprezentacji.
Anglia ma spokój, ma wysokie morale, a Southgate ma zespół bardzo młody, głodny sukcesów, przy tym już z kluczowymi ogniwami ogranymi w grze o medale na mundialu. To naprawdę wybuchowa mieszanka. Wątpliwość jest jedna i zasadnicza – Anglicy już niejeden raz po eliminacjach wyglądali na niezłych kozaków, a potem jak przychodziło co do czego, to kończyło się jak zawsze.
Ale rok temu w Rosji nie było jak zawsze, może więc zmiany będą postępować.
***
Mecz Albania – Francja miał całkiem niezłą temperaturkę z kilku przyczyn. Po pierwsze, przypomnijmy jaką kompromitację zrobili Francuzi w pierwszym meczu: zamiast hymnu Albanii puścili hymn Andory. Albańczycy byli wściekli, odmówili grania, kilka minut trwał chaos. W końcu obiecano, że puści się dobry hymn i jakoś to będzie. Wtedy spiker puścił hymn Armenii. Jaja, ktoś tego dnia z hukiem wyleciał z roboty. Nic dziwnego więc, że dzisiaj hymn Francji został w Albanii głośno wygwizdany.
Po drugie, mecz Albania – Francja był inauguracją naprawdę pięknego obiektu w Tiranie. Cacuszko.
Choć, rzecz jasna, pewne rzeczy trzeba jeszcze dopracować.
Inauguracja stadionu w Tiranie. Nie wszystko się udało. pic.twitter.com/aDfVzH0nBo
— Kamil Rogólski (@K_Rogolski) November 17, 2019
Nie dziwiło nas wcale, że Albania – ze starych ekstraklasowych kumpli w pierwszym składzie Bekim Balaj – wyszła z animuszem, widać było, że wierzą, że coś tu ugrają.
Ale nie dziwiło na też, że w szóstej minucie dostali dzwona, bo choć z mistrzami świata można pograć – przecież dopiero co męczyli się z Mołdawią, – ale przemotywowanie jest bodaj największym ryzykiem. Tolisso głową po rzucie wolnym, 1:0.
Albania wciąż próbowała, akcje dalekimi wyjściami przecinał Mandanda, Francuzi natomiast chyba naoglądali się Ekstraklasy, bo gustowali głównie we wrzutkach. W końcu wbili na 2:0 po akcji może nieszczególnie pięknej, ale skutecznej – to jest bodaj znak rozpoznawczy tej drużyny. Trafił Griezmann, chwilę potem Lenglet mógł – a jakże – po wrzutce ze stałego fragmentu podwyższyć na 3:0.
Albańczycy nie byli aż o tyle słabsi, ale co z tego, to piłka nożna, decydują momenty, więc wystarczy, że gwiazdy podkręcą tempo w niektórych chwilach, a będzie wynik. Dwa celne strzały, dwa gole – dziękujemy bardzo, tak właśnie gra Francja.
W szatni Albanii musiały latać tablice i buty, bo w przerwie Edoardo Reja dokonał dwóch zmian, weszli Memusaj i Rosi. Tuż po zmianie stron coś drgnęło, ciekawa interpretacja strzału braci Tashibana, coś w stylu podwójnego wślizgostrzału, ale ostatecznie niecelnie Djimsiti. Niestety dla Albanii później przede wszystkim pudłował raz po raz Giroud, choć w zasadzie mógłby zejść z hat-trickiem. Trójkolorowi się nie przemęczali, w końcówce klepali prawie jak Japonia z nami, byle zleciało do ostatniego gwizdka.
Setny mecz Deschampsa za sterami Trójkolorowych bez wielkich sensacji – ta drużyna już czeka na finały.
***
Komplet dzisiejszych meczów:
Luksemburg – Portugalia 0:2
Bruno Fernandes 39, Ronaldo 86
Serbia – Ukraina 2:2
Tadić 9 (karny), Mitrović 56 – Jaremczuk 32, Besiedin 93
Filip Mladenović (Lechia) cały mecz na ławce
Bułgaria – Czechy 1:0
Bożikow 56
Kosowo – Anglia 0:4
Winks 32, Kane 79, Rashford 83, Mount 91
Albania – Francja 0:2
Tolisso 9, Griezmann 30
Andora – Turcja 0:2
Unal 17, 21
Mołdawia – Islandia
Milinceanu 63 – Bjarnason 17, Sigurdsson 65
O meczu Serbia – Ukraina pisaliśmy szerzej TU
Fot. NewsPix