Pamiętacie wszyscy bajkę o Strusiu Pędziwiatrze? Pewnie, że pamiętacie, jak można nie pamiętać. A więc informujemy: wczoraj obrońcy Widzewa byli jak Willie Coyote, a Ukrainiec Serhij Krikun wyglądał, jakby na murawie wsiadł na motor.
Kilka kontekstów, które dodają temu sprintowi wagi.
– To był mecz na szczycie, o lidera;
– Widzew u siebie jeszcze w tym sezonie ligowym nie przegrał;
– Mało, Widzew dopiero co w środę pokazał się dobrze na tle Legii;
– Był doliczony czas gry, a Krikun wyszedł w wyjściowym składzie, w teorii nie powinien mieć paliwa na takie zrywy;
A jednak chłop zerwał się, zrobił życiówkę na sześćdziesiąt metrów, wyprzedził Tanżynę, który był w tej akcji zwrotny jak załadowany pustakami po dach Żuk. To Tanżyna powinien przeciąć akcję, miał o wiele bliżej, Rudol próbował ratować, poszedł wślizgiem – Krikun znowu był szybszy, wyszedł sam na sam. Szanujemy nawet jak to wszystko skończył: mądrze, z chłodną głową, wykładając piłkę do pustaka Adamskiemu. Aż dziwimy się reakcji strzelca – jasne, wiadomo, że zwycięstwo z Widzewem smakuje wyjątkowo, ale przede wszystkim powinien pogratulować biegaczowi, a nie pędzić pod chorągiewkę i świętować jakby właśnie trafił hat-tricka.
Nie jest też tak, że to jedna, zaplątana akcja Resovii, która przesądziła – nie, rzeszowianie przyjechali grać w piłkę i nie byli zespołem gorszym. Można mówić, że Widzew sporo kosztował mecz z Legią, ale my w te tony uderzać nie będziemy, klasyk klasykiem, ale wystarczy 50152052 przypomnieć sobie o ile więcej od reszty stawki zarabiają widzewiacy, by stało się jasne, że oni wymówkarstwa uprawiać nie mogą. Po prostu znowu okazało się, że mecz meczowi nierówny.
Źródło: 90minut.pl
To cenna lekcja dla Widzewa, kubeł zimnej wody po dobrym meczu z Legią. To było piłkarskie święto, ale nikt nie będzie o tym meczu, ani o wyeliminowaniu Śląska Wrocław pamiętał, jeśli nie zostanie wykonana najważniejsza praca, czyli awans. Kolejny rok w II lidze byłby katastrofą, tymczasem na razie przede wszystkim widać, że Widzew ma z kim promocję przegrać – II liga to naprawdę trudne rozgrywki, a czołówka wie o co chodzi w grze zwanej piłką nożną.