Reklama

Czy możemy już przestać udawać, że Lech ściągnął przyzwoitego bramkarza?

redakcja

Autor:redakcja

20 października 2019, 12:29 • 4 min czytania 0 komentarzy

Wczorajszy mecz z Legią musi boleć kibiców Lecha jak, w przypadku mężczyzn, drzazga w wiadomym miejscu. Wydawało się, że poznańska lokomotywa w ostatnich spotkaniach wskoczyła na tory, po których pomknie w kierunku ścisłej ligowej czołówki, czego nie można było powiedzieć o rywalu, który przegrał dwa ostatnie spotkania, a skład musiał klecić naprędce, uciekając się do eksperymentów. Tymczasem Lechowi nie pomógł nawet gol strzelony na początku drugiej połowy, końcowy wynik znów w dupę. Ale choć otoczenie Kolejorza musi przełknąć pigułkę, która jest gorzka ze względów prestiżowych, bardziej niż na wczorajszym spotkaniu skupialibyśmy się na całym sezonie. Za chwilę 1/3 będzie za nami, o pewne wnioski można się już pokusić. A wniosek numer jeden w przypadku Lecha jest taki, że władze klubu dały ciała z obsadą bramki. 

Czy możemy już przestać udawać, że Lech ściągnął przyzwoitego bramkarza?

Prawdopodobnie dały ciała z transferami tak generalnie, ale to Mickey van der Hart najmocniej rzuca się w oczy. I to niekoniecznie przez zamiłowanie do tureckich frykasów. Cały czas pobrzmiewają nam w uszach słowa Karola Klimczaka, który po ostatnim sezonie zapowiadał, że mimo rewolucji w szatni transferów nie będzie wiele, ale będą to ruchy bardzo jakościowe. Jeszcze nie przekreślamy Satki, w przypadku Crnomarkovicia i Muhara jedną kreskę zdążyliśmy już postawić, a holenderski bramkarz na dziś pasuje nam do deklaracji szefa Lecha jak gumiaki do smokingu.

Nieporozumienie na boisku i poza nim.

Zacznijmy od podstaw – czy Lech w ogóle potrzebował zmian w bramce? W poprzednim sezonie do dyspozycji trenerów byli Matus Putnocky i Jasmin Burić, przeważnie bronili przeciętnie, więc na podstawie samych rozgrywek 18/19 możemy powiedzieć: tak, jak najbardziej, należało poszukać kogoś nowego. Wątpliwości pojawiają się u nas jednak w momencie, w którym zastanawiamy nad tym, czy byli to słabi bramkarze i czy Kolejorz powinien odpalać obu w tym samym czasie. Trzeba brać bowiem pod uwagę to, że Lech po prostu nie potrafił wykorzystać potencjału tych zawodników, co poniekąd potwierdzają występy Putnockiego w Śląsku i chyba także Buricia w Izraelu, gdzie gra regularnie. Nie jest żadną tajemnicą, że choćby sztabowi Nawałki z pierwszym z nich było nie po drodze z powodów pozasportowych. No i – po drugie – pozostawienie w klubie jednego z nich dla wzmocnienia wewnętrznej rywalizacji chyba nie zaszkodziłoby drużynie.

Lech postanowił w bramce budować od zera, co tyczy się również trenera bramkarzy, bo między sezonami rolę tę przejął Michał Chamera. I nie byłoby z tym żadnego problemu, gdyby ten dział skautingu, który chciałby uchodzić za zajebisty, znalazł dla Kolejorza bramkarza pokroju na przykład Dante Stipicy. Skoro Chorwat był w zasięgu Pogoni, to Lecha tym bardziej. Ba, nie zdziwilibyśmy się nawet, jeśli okazałoby, że był Kolejorzowi proponowany, bo nierzadko tak to właśnie działa. Wtedy szybko można by zapomnieć o Słowaku i Bośniaku, a władze klubu mogłyby z czystym sumieniem przybijać sobie piątki. Jeśli nie podoba się wam ten przykład, to wspomnimy jeszcze, że w Lechu bardzo chciał grać pochodzący z Poznania Adam Stachowiak, podstawowy golkiper Denizlisporu.

Reklama

No ale Stipica bawi u lidera ligi, Stachowiak obronił trzy karne w lidze tureckiej, a w Poznaniu mają van der Harta, który zaczyna być problemem dla wszystkich. No bo nie dość, że chłop nie wystawia najlepszej opinii prowadzącym go trenerom, to jeszcze trzeba się sporo napocić, żeby wybronić go w mediach. Podsumowując jego występy, wychodzi nam, że:

– pomógł drużynie z Rakowem i Górnikiem (choć beniaminek raczej po prostu w niego ładował),
– zaszkodził drużynie ze Śląskiem, Cracovią i Legią.

W pozostałych meczach był co najwyżej przyzwoity, czyli puszczał to, co miał puścić, a bronił to, co miał obronić, ale wtedy też nie brakowało sytuacji, w których sam wywoływał pożar – po prostu obywało się bez konsekwencji. To jest bardzo zły bilans, bo w przypadku czołówki ligowych bramkarzy możemy mówić już nawet o pięciu-sześciu meczach, w których ratowali drużynę i co najwyżej o jednym nieudanym występie, który każdemu może przydarzyć.

ekstraklasa-2019-10-20-10-10-39

O sylwetce byłego golkipera Zwolle i całym zamieszaniu z tym związanym napisaliśmy już tyle, że nie będziemy się powtarzać. Możemy jedynie jeszcze raz wrzucić nasz apel do Dariusza Żurawia – panie trenerze, ten piłkarz nie jest warty tego, by rozstawać się ze zdrowym rozsądkiem, próbując go bronić.

Co Lech może w takiej sytuacji zrobić? Szczerze mówiąc, dalibyśmy szansę 20-letniemu Miłoszowi Mleczce, który zbierał całkiem niezłe recenzje na wypożyczeniu do Puszczy Niepołomice w poprzednim sezonie. Gorszy raczej nie będzie, a może i van der Hart na ławce zrozumie to i owo. I byłaby szansa na przełamanie, bo tak generalnie dziwmy się temu, że Lech przez te wszystkie lata nie wypromował żadnego młodego golkipera. Za konkretne pieniądze odchodzili już wychowani w klubie:

Reklama

– obrońcy (Bednarek, Kędziora, za chwilę Gumny),
– pomocnicy (Linetty, za chwilę Jóźwiak),
– napastnicy (Kownacki),

…a do bramkarzy zaufania nie ma żadnego. A może po prostu to szkolenie nie na wszystkich odcinkach jest tak dobre, jak próbuje się to sprzedawać?

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...