Jedną Messi, jedną Griezmann, jedną Suarez, a Eibar bez celnego strzału, końcówka w sparingowym tempie – to nie było najbardziej ekscytujące piłkarskie popołudnie, mecz Barcy potoczył się według spodziewanego scenariusza, ale trzeba przyznać, że kilka akcji Katalończyków mogło się podobać nawet najbardziej wymagającym koneserom futbolu.
Eibar nie położył się w tym meczu, nie wręczył Barcelonie trzech punktów na złotej tacy – wyszli z planem ambitnym, wyszli z determinacją, wyszli z pomysłem. Przecież w pierwszej połowie mieli nawet więcej posiadania piłki, a pressing, jaki zakładali, sięgał samego Ter Stegena. Robił dym raz i drugi Orellana, którego defensywa Barcy nie mogła upilnować, swoje dokładał Leon.
I kto wie, może coś by z tego klepania na połowie gości wynikło, ale Eibar miał plan przekraczający możliwości jego realizacji. Bo OK, chcesz wrzucać jak Podbeskidzie z Górnikiem Łęczna, wrzucaj, to może się z Barcą udać, dlaczego nie. Wszystko rozbija się jednak o jakość dośrodkowań – tu się nie ma do czego przyczepić – ale też o wykańczającego, a Eibar po prostu zabrakło dziś Carstena Janckera czy chociaż ustawionego na dziewiątce Tomasza Kłosa.
Barca nie przemęczała się, czekała dość głęboko w pierwszej części gry, a Griezmann otworzył wynik po wielbłądzie obrońcy. No dobrze, może nie było to aż tak bezpośrednie, niemniej efektowna przewrotka o własne nogi otworzyła Francuzowi cały korytarz przestrzeni.
Sporo luzu i zabawy futbolem pokazywał dzisiaj Leo Messi i to – wyłączając akcję bramkową – z nim związana jest najciekawsza akcja pierwszej połowy. Ale show Leo skradł w tej akcji Dmitrović: Messi już wymanewrował defensywę, usadził golkipera Eibar na tyłku, był pewien, że ma pustą bramkę. A Dmitrović jednak go sięgnął, choć już przecież leżał. Tak czy siak Barca, choć miała więcej jakości, wcale nie musiała pierwszej połowy wygrać – Dmitrović miał dobry dzień, świetnie zatrzymał też De Jonga odważnym wyjściem, poza tym w całej pierwszej połowie padł tylko JEDEN CELNY STRZAŁ, oczywiście bramkowy.
Po zmianie stron jednak wszystko się zmieniło. Tak jakby Eibar wyłączyło wtyczkę. Sami nie wiemy – uznali, że tu nie poszaleją, a może tyle sił kosztowało ich pierwsze 45 minut? Przecież to wcale nie tak, że Barca przyspieszyła, cały czas statecznie jechała na trzecim biegu, a jednak widać było, że kolejne bramki są nieuchronne. Najpierw strzelił Suarez po podaniu Leo, ale sędzia gwizdnął spalonego – ten, jeśli był, to naprawdę minimalny. Wkrótce gola dołożył sam Leo po ładnej akcji całej trójki ofensywnej Barcy: przyjął Suarez, zostawił Griezmannowi, ten wyłożył Messiemu, a Argentyńczyk pewnie skierował piłki do siatki, jeszcze strzałem zakładając dziurę jednemu z defensorów. Wynik na 3:0 ustalił Suarez i znowu trio zadziałało: najwięcej roboty tak naprawdę wykonał tu Griezmann, którego jedno podanie z głębi własnej połowy sprawiło, że Messi i Suarez wyszli we dwójkę na osamotnionego Dmitrovicia.
Potem mecz tak naprawdę się skończył, Barcelona chciała przede wszystkim się nie napocić, czeka ją na tygodniu mecz Ligi Mistrzów, gdzie trzeba klepnąć ze Slavią trzy punkty. Eibar też miał już dość, wystarczyło mu emocji i wrażeń – myślami ewidentnie był już przy meczu z Valladollid.
Oczywiście z punktu widzenia Barcy nie ma tu czego przeceniać – ot, takich zwycięstw się od nich oczekuje. Wykonana robota, koniec pieśni. Ale przecież ostatnio, delikatnie mówiąc, nie zawsze wychodziło im pisanie tak bezbolesnych dla siebie scenariuszy.
Eibar – Barcelona 0:3 (0:1)
Griezmann 13, Messi 58, Suarez 68
Fot. NewsPix