Tegoroczny Lech mógłby posłużyć się mickiewiczowską frazą o młodości, która dodaje skrzydeł i wznosi ponad poziomy. Klub z Bułgarskiej zdecydowanie postawił na młodzież i efekty widać już teraz. Legitymuje się największą liczbą i najdłuższym łącznym czasem gry młodzieżowców wychodzących na boisko w meczach PKO Bank Polski Ekstraklasy, a także najniższą średnią wieku pierwszych „jedenastek” spośród wszystkich ligowców. I z pozoru wszystko wygląda kolorowo, bo strategia opierania drużyny na wychowankach zawsze spotykać się będzie z gremialnym entuzjazmem środowiska, ale kiedy uważniej przyjrzymy się poczynaniom ekipy Dariusza Żurawia, tym bardziej powstaje wątpliwość, czy aby na pewno hurraoptymizm jest wskazany i czy w Poznaniu wystarczy cierpliwości, bo niewykluczone, że na upragnione sukcesy przyjdzie jeszcze trochę poczekać.
5 października. Lech roznosi Wisłę Kraków, a przez całe spotkanie swoje talenty eksponują wszystkie największe perełki klubowej akademii. Najlepszy na boisku jest najbardziej doświadczony z tej młodzieżowej ekipy – Kamil Jóźwiak, który mądrze podchodzi do pressingu, przejmuje odpowiedzialność za rozgrywanie, strzela gola i dokłada asystę. Od razu pojawiają się głosy, że to jego czas. Drugi z rząd udany występ notuje Jakub Moder, który choć biega, gdzie chce i jak chce, to idealnie sprawdza się w roli gracza box to box, który potrafi odebrać piłkę, nie spanikować przy konieczności prowadzenia jej, przetrzymać ją, mądrze rozprowadzić grę. W starciu z ekipą Macieja Stolarczyka dużo bardziej doświadczony duet Muhar-Jevtić wypadł przy nim bardzo blado. Solidne występy zaliczają też Robert Gumny, Tymoteusz Puchacz, Jakub Kamiński, a bramkę dokłada Filip Marchwiński.
Ten Lech wyglądał naprawdę groźnie i nieźle. Oczywiście dopóki człowiek nie przypomniał sobie, że wyszedł na przeciwko zdziesiątkowanej i słabnącej z tygodnia na tydzień Wisły.
– Wisła faktycznie ma swoje problemy, ale według mnie nie można lekceważyć takich zwycięstw. Tym bardziej, jeśli skład jest młody i zrozumiałe byłoby, że może przydarzyć mu się jakaś wpadka – kontruje były piłkarz poznańskiego klubu, Bartosz Bosacki i przy okazji zwraca uwagę, że zespoły oparte na młodzieżowcach teoretycznie mogłoby mieć problemy ze stabilizacją formy. Tymczasem obserwując wyniki Lecha nie sposób nie zauważyć innej prawidłowości: Lech nie radzi sobie w meczach z silniejszymi, bardziej zgranymi, znajdującymi się w danym momencie na fali zespołami, a spokojnie wygrywa, kiedy staje naprzeciw słabeuszom. I w tym jest raczej konsekwentny:
Mecze ze słabszymi zespołami: 4:0 z Wisłą Płock, 2:1 z ŁKS-em, 0:0 z Arką Gdynia, 3:2 z Rakowem Częstochowa, 3:1 z Górnikiem Zabrze, 4:0 z Wisłą Kraków
Mecze z lepszymi zespołami: 1:1 z Piastem Gliwice, 1:3 ze Śląskiem Wrocław, 1:2 z Cracovią, 1:2 z Lechią Gdańsk, 1:1 z Jagiellonią Białystok.
Pięć zwycięstw i jeden remis w spotkaniach pierwszego typu. Trzy porażki i dwa remisy w spotkaniach drugiego typu. Znamienne.
– W tym momencie nie sądzę, żeby Lecha było stać na coś więcej niż walkę o środek pierwszej „8”. Ekipa Dariusza Żurawia w starciach z doświadczonymi, stabilnymi zespoły z zdolnymi taktykami na ławkach trenerskich okazywała się po prostu słabsza. Lepiej to wygląda z „ofiarami” typu Wisła czy Górnik, gdzie trochę młodzieńczej fantazji i najprostszych ofensywnych schematów wystarczało, żeby kilka razy skutecznie przebić się przez blok defensywny rywali. Wychodzi idealnie środek tabeli – twierdzi Radosław Nawrot, dziennikarz „Gazety Wyborczej”.
Czy to oznacza więc, że Lech w tym wydaniu nie dorasta jeszcze do poziomu ligowej czołówki?
Nawrot: – Trener Żuraw przedstawił swoją teorię i według niej problemy w meczach z mocniejszymi zespołami wcale nie wynikały z siły przeciwników, a raczej indywidualnych błędów piłkarzy Lecha. Według niego kluczem do zwycięstwa jest wyeliminowanie niefrasobliwości własnej, która jest główną przyczyną tegorocznych niepowodzeń. I tak dokładnie „niepowodzeń”, bo w tej kategorii w Poznaniu rozpatruje się grę w środku tabeli. Żuraw twierdzi, że Lech dobrze radzi sobie w ofensywie, ale dalej trzeba pracować nad obroną. I nic dziwnego, bo defensywie brakuje stabilności. Praktycznie w każdym meczu na boisko wychodzi inne ustawienie defensorów, a to nie sprzyja zgraniu formacji.
Bosacki: – Na młodsze zespoły zawsze powinno patrzyć się nieco pobłażliwiej, pewne błędy są zrozumiałe i wynikają z braku ogrania. Niemożliwe jest zrobienie wszystkiego przez sztab szkoleniowy w czasie jednego okresu przygotowawczego. To za mało czasu na wdrożenie wszystkich schematów. Wcześniej w Lechu brakowało mi, żeby ktoś jasno zadeklarował i pokazał, że klub ma plan i strategię na następne dwa-trzy lata. Nie chodzi tu nawet o grę w Lidze Mistrzów, a regularne awanse do Ligi Europy w oparciu na wychowankach ze wsparciem pożytecznych obcokrajowców.
Nawrot: – Nagle okazało się, że Lech w lecie sprowadził wielu nowych zawodników, którzy nie wytrzymali konfrontacji z piłkarzami z akademii. Wydaje się, że te transfery były listkiem figowym, który zakrywał pewien wstyd władz klubu. Wyczyścili drużynę z większości piłkarzy i kogoś na ich miejsce musieli ściągnąć, bo obawiali się, że zostaną z samą młodzieżą. Nie chcieli, żeby z tych wszystkich ruchów wyszedł im Lech II. A tu okazało się, że różnica jakościowa jest minimalna.
Bosacki: – Nie można odbierać tym chłopakom potencjału do walki o najwyższe cele tylko przez wzgląd na ich wiek. Taki Kamil Jóźwiak ma już porządne doświadczenie ligowe i podobnymi występami jak z Wisłą tylko pokazuje, że jest w stanie prowadzić drużynę do zwycięstw. I nie tylko on. Każdy z tych młodych daje drużynie coś pozytywnego. Niewielu jest takich młodzieżowców w innych zespołach Ekstraklasy, którzy wchodzą na murawę i nie stanowią osłabienia.
I z tym nie sposób się nie zgodzić. Lech zwyczajnie całą swoją siłę opiera na wychowankach i z każdym tygodniem widać to coraz bardziej. Każdy z młodzieżowców wchodzących do zespołu jest gotowy, żeby sprawdzić się na poziomie Ekstraklasy. Poza tym nie wszyscy są nieopierzonymi debiutantami. Jóźwiak i Gumny mają na koncie ponad sześćdziesiąt występów ligowych, Marchwiński błyszczał już w rundzie wiosennej minionego sezonu, a Puchacz i Moder mają przynajmniej jeden sezon na poziomie I ligi.
Nawrot: – Wychowankowie Lecha budzą duży entuzjazm, ale tylko do czasu. Jeśli młody piłkarz rozegra porządną porcję meczów i nie pokaże się ze strony wybitnej, a w polskich warunkach to nie jest takie proste, naraża się na bardzo mocną krytykę. Jóźwiak tego doświadczył, bo spotkał się z najmocniejszym atakiem ze strony kibiców od czasów Dawida Kownackiego. Żadna z tych ocen nie będzie do końca sprawiedliwa. Ani dołowanie piłkarza, ani przesadne ekscytowanie się jego poczynaniami. Słyszałem wiele razy, że o jednym zawodniku Lecha w jednym tygodniu mówiło się, że jest wkładem do koszulki, a tydzień później wychwalało się go pod niebiosa. Wszyscy młodzi piłkarze Lecha są nauczeni obcowania z piłką. Oni nie bają się grać, brać na siebie odpowiedzialności za kreowanie. Z tym problemy może mieć Muhar, ale nie ta smarkateria. Dla nich to chleb powszedni. Nie mają kompleksów. O Marchwińskim wiosną mówiło się, że to będzie pierwszy zawodnik, który pójdzie na zachód za dziesięć milionów euro. Co chwilę pojawia się jakaś perełka. Takich zawodników nie brakuje w Poznaniu. Wszyscy mają podobne atuty i podobną charakterystykę. Jóźwiak też jest takim graczem. Pamiętna historia, kiedy Bjelica sadzał go na ławce, bo nie chciał przedłużyć kontraktu, a wiceprezes publicznie ogłosił, że facet przegrał rywalizację sportową i jest przeciętny w skali ligi. Nie jest! To widać. To że on czasami rozgrywa słabsze mecze, ma problemy w defensywie, to nie znaczy, że swoimi parametrami talentu się nie wyróżnia. Do pierwszego składu Lecha wchodzą tylko i wyłącznie zawodnicy gotowi do gry na tym poziomie. Oni są przygotowani na każdym etapie swojego rozwoju. Również mentalnie. Przyszłość ich zweryfikuje, ale pierwszy krok ich piłkarskiej edukacji był wysoko jakościowy. Akademia dobrze szkoli.
Zdrowe i skuteczne funkcjonowanie akademii Lecha stanowi oczywistość. Klub zainwestował w odpowiednie długofalowe działanie w dziedzinie szkolenia młodzieży, a każda planowania strategia w końcu musi przynieść efekt nie tylko w postaci wyszkolenia całej grupy perełek, ale przede wszystkim w walce o mistrzostwo.
Bosacki: – Ta drużyna powinien dostać czas i kredyt zaufania, ale oczywistym jest, że w Poznaniu zawsze będą oczekiwania. Jeśli Lech przegra dwa mecze i wpadnie w dołek nie należy się spodziewać zachwytu kibiców. Absolutnie. Tutaj nikt nie akceptuje przeciętności, a tym bardziej beznadziei. Takie jest to miasto i z tym trzeba sobie umieć dawać radę. Wierzę, że ci chłopcy są przystosowani do tego, żeby udźwignąć ciężar kibicowskiej presji. Nie można co roku mówić, że się buduje zespół i zarazem deklarować, że idzie się na mistrza. Latem drużyna przeszła duże zmiany i Dariusz Żuraw potrzebuje jeszcze trochę czasu, żeby wyeksponować wszystkie atuty swoich podopiecznych.
Nawrot: – Miejsce w pucharach czy mistrzostwo nie jest celem samym w sobie. To musi być pewna wypadkowa szerszej strategii. W Lechu doszli do wniosku, że sam awans do eliminacji europejskich pucharów nic nie znaczy. W Poznaniu uważają, że dopiero zbudowanie określonego modelu funkcjonowania i radzenia sobie na boisku pozwoli awansować do grupy Ligi Europy. To wszystko ma być efekt, a nie przypadek. Kibice tego nie rozumieją, bo od pięciu lat na Bułgarskiej jest posucha. Ludzie domagają się zaklęć. Deklaracji. Pustych czarów. Tu chodzi o realne włączenie się o mistrzowską grę, ale nie wiadomo, kiedy tak naprawdę będzie na to gotowy. Może nawet przez następne dwa lata to będzie niemożliwe. I nie mam pojęcia, jak wobec tego Lech chce przejść przez ocean gniewu swoich kibiców.
Z tego wszystkiego powstaje sympatyczny obraz wesołej ferajny, która ze swoją młodzieńczą fantazją nie będzie miała problemów z cotygodniowym konsumowaniem ligowego dżemiku, ale przy tym będzie dostawała regularnie obuchem w głowę, kiedy przyjdzie jej zmierzyć się z bardziej wymagającymi rewolwerowcami. I choć długofalowy model budowania zespołu na pewno spotka się z docenieniem w środowisku, tak nie wiadomo, na ile tą przeciętność akceptować będą, stęsknieni za wielkością, kibice Kolejorza.
Fot. 400mm.pl