Reklama

Typowe starcie pod londyńskim pubem

redakcja

Autor:redakcja

01 września 2019, 20:19 • 4 min czytania 0 komentarzy

O rety, czego tutaj właściwie nie było? Najistotniejsza wiadomość to oczywiście wynik, od 0:2 do 2:2, ale przecież suche cyferki nie oddadzą dramaturgii spotkania, gdzie mieliśmy słupki, parady bramkarskie, głupiutkie błędy, szarpaniny i całe tony kontrowersji, zarówno w kwestii nieodgwizdanych rzutów karnych, jak i pobłażliwości w kartkowaniu. Derby północnej strony Londynu zakończyły się remisem, ale takim, po którym kibice przez tydzień nie muszą pić kawy. 

Typowe starcie pod londyńskim pubem

Wystarczy wspomnienie o tej londyńskiej naparzance, by ciśnienie samo skoczyło do poziomu z 95. minuty, gdy Moussa Sissoko wpadł w pole karne Arsenalu. Fani Kanonierów od razu przypomną sobie lęk przed utratą trzeciego gola w takim momencie, gdy już wydawało się, że to oni odwrócą 0:2 w zwycięstwo 3:2. Kibice Tottenhamu – wkurzenie po tym, gdy ich zawodnik uderzył ponad bramką. To była bardzo mocna puenta meczu, ale przecież poziom adrenaliny utrzymywał się na tym poziomie praktycznie przez całe spotkanie.

Zaczęło się szybko i od razu bardzo spektakularnie. Potężny błąd Leno, który wypluł piłkę po dość prostym strzale wprost pod nogi Eriksena był widoczny na powtórkach bramkowych, ale przecież wcześniej kompletnie pogubili ustawienie Luiz z Sokratisem i zawodnikami środka pola. Sposób w jaki Tottenham przedostał się spod swojej bramki do siatki Arsenalu to jeden wielki zarzut do gry defensywnej Kanonierów. Zresztą, tu poprawy nie było tak naprawdę aż do samej przerwy – podczas gdy Arsenal w przodzie jeszcze jakoś się trzymał, w defensywie rozdawał kolejne prezenty rywalom. Największy: Granit Xhaka, któremu odcięło prąd w tak efektowny sposób, że nawet VAR był niepotrzebny. Jedna z wielu akcji, gdy Tottenham utrzymywał się przy piłce w polu karnym Arsenalu, ale jeszcze bez wypracowania pozycji strzeleckiej. Piłka trafia do Sona, który wcale nie jest jakoś wybitnie dobrze ustawiony, zresztą od razu planuje oddać futbolówkę dalej, do środka. I wtedy – bum. Xhaka wjeżdża w niego obiema nogami, nie jest dla niego wcale okolicznością łagodzącą, że w ostatniej fazie nieco je podkurczył. Jedenastka, Harry Kane, cyk, 2:0.

Triumf prostoty nad kombinowaniem? Tak mogło się wydawać, czego najlepszym dowodem był jeden z rzutów rożnych Arsenalu. Wyjątkowe celebrowanie, narada, zmiana wykonawcy – całość wyglądała, jakby Kanonierzy szykowali jakąś dotąd nieużytą w piłce nożnej broń. Po czym chlast – dośrodkowanie na głowę pierwszego obrońcy. Kontaktową bramkę zdobyli dopiero w momencie, gdy i oni postawili na prostotę. Pepe najlepiej odnalazł się w chaosie gdzieś na boku pola karnego, wstrzelił piłkę „zewniakiem” do środka, a tam kapitalnie zachował się Lacazette. Co to była za pazerność, niemal wypisana na twarzy. Dopadł do piłki, podbił ją nad obrońcami i sieknął bezlitośnie w górny róg.

Po przerwie? Cóż, Arsenal poczuł krew. Tak naprawdę już w pierwszych trzech minutach dwukrotnie był bardzo bliski wyrównania, po akcjach Kolasinaca i Lacazette’a. Tottenham odgryzł się właściwie jedynie uderzeniem Kane’a w słupek, poza tym ograniczał się do momentami dość rozpaczliwej obrony. Świetnie spisywał się Lloris, między innymi przy strzale Ceballosa, poza tym trochę przysypiał VAR, który chyba miał podstawy, by choć raz zareagować, szczególnie, że sędzia bardzo oszczędnie dysponował kartkami. Arsenal jednak był cierpliwy – i cierpliwość się opłaciła. Guendouzi, który ogólnie grał fajny mecz, zagrał bajeczną piłkę nad obrońcami i Aubameyang musiał jedynie dołożyć nogę.

Reklama

Dopiero po wyrównaniu obudził się VAR i słusznie anulował gola na 3:2, przy którym na spalonym był Kolasinac. Obudził się także Tottenham, który w doliczonym czasie gry dwukrotnie zagroził Arsenalowi. Najpierw Kane próbował wymusić karnego, potem piłkę meczową zmarnował wspomniany Sissoko.

Ten opis doliczonego czasu dobrze oddaje klimat meczu. No bo spójrzmy na ten Tottenham. Wygrywa 2:0, trwoni przewagę, potem jeszcze traci gola na 2:3, ale ratuje ich VAR. W drugiej połowie ma ogromne problemy z powstrzymaniem huraganowych ataków Kanonierów, wydaje się, że powinien się modlić o szybki gwizdek. Ale nie, Spurs zamiast tego porwali się jeszcze na kilka kontrataków w końcówce, do samego gwizdka walcząc o komplet punktów.

Remis wydaje się wobec tego wynikiem sprawiedliwym. Oczywiście, Arsenal miał więcej z gry, szczególnie po przerwie, gdy prowadził nalot na bramkę Llorisa. Ale pamiętajmy – to goście mieli jeszcze słupek oraz dwie świetne okazje w końcówce. Na boisku nikt nie wygrał, natomiast my się czujemy zwycięzcami – takie beztroskie barowe starcia to domena orlików i boisk osiedlowych. Tymczasem dzisiaj taki show odstawiły dwa mocne angielskie kluby, a gdy przy linii bocznej doszło do otwartej szarpaniny, poczuliśmy się jak dzieciaki pod blokiem.

Takie mecze są najlepsze.

Fot.Newspix

Najnowsze

Anglia

Anglia

Zmiany w FA Cup. Brak powtórek w przypadku remisów

Bartosz Lodko
1
Zmiany w FA Cup. Brak powtórek w przypadku remisów
Anglia

Schorowany trener i asystent-skandalista. Pierwsza złota era Manchesteru City

Michał Kołkowski
2
Schorowany trener i asystent-skandalista. Pierwsza złota era Manchesteru City

Komentarze

0 komentarzy

Loading...