Nie posuniemy się do wniosku, że to nowy król stadionu. Ale do księcia Antoine Griezmann pewnie już aspiruje. Wymowna była te jego cieszynka po drugim golu, gdy podbiegł do podstawionego kubka, włożył doń rękę i konfetti się brokatem w kolorach blaugrana. It’s showtime.
Ciekawi byliśmy tego występu Francuza pod nieobecność Leo Messiego i Luisa Suareza. Dziś zagrał na szpicy, to wokół niego kręciła się gra, to na niego pracował zespół. W przeciwieństwie do tego, jak grał w Atletico – dziś był właściwie zwolniony z obowiązków defensywnych. Mógł się bawić, mógł zachwycać, mógł spożytkować całą swoją energię na błyszczenie.
I błyszczał tak, że pan Leo z dzieciakami na trybunach wyglądał błogo i beztrosko:
Francuz sieknął dwa gole i zaliczył asystę, a do siatki Betisu trafiał w kluczowych momentach – przy stanie 0:1, bo pierwsi prowadzenie objęli goście po stracie Busquetsa i trafieniu Fekira, a później trafił na 2:1. Dwukrotnie pokazał swój sznyt snajpera i technika. Najpierw wyczuł podanie Roberto za linię obrony i piszczelem (ochraniaczem?) dzióbnął piłkę do siatki, później – już na początku drugiej połowy – wkręcił rogala zza pola karnego przy słupku. Gdyby z tej kępki trawy i w taki sam sposób uderzał ten mały z dychą, to piłka pofrunęłaby pewnie dokładnie w to samo miejsce.
Griezmann pokazał, że w takich meczach, jak z Betisem, życie bez Messiego czy Suareza będzie w Barcelonie. To raczej nie będzie labilny Coutinho, to nie będzie wiecznie nieogarnięty Dembele, to nie będzie niemrawy Malcom. Ex-piłkarz Atletico jest z półki tych wielkich. I dziś to udowodnił. To było pierwsze zwycięstwo Barcy w tym roku bez Leo Messiego w składzie (dotychczasowy bilans: 0-1-4).
Barca miała do przerwy problemy z Betisem… No, właściwie to miała problemy sama z sobą. Gospodarze grali nieźle, ale brakowało postawienia stempla na tych akcjach – piłka krążyła przed polem karnym, ale brakowało w tym wszystkim nagłego przyspieszenia, zrywu, magicznego dotyku. Betis był bardzo bojaźliwy, grał niecelnie (w pewnym momencie miał poniżej 60% celności podań), a oba gole padły właściwie ze wszystkich groźnych wypadków ekipy z Sewilli. Choć zaznaczmy – Loren Moron huknął tak, że ter Stegen musiałby stać w tym miejscu, a i tak nie mamy przekonania, czy zdołałby sparować tę piłkę. Problem w tym, że to była bramka na 2:5 i choć piękna, to nic nie warta.
W oko wpadł nam dziś też Carles Perez, gość z rocznika 1998, dla którego to był pierwszy mecz w tym sezonie, a drugi w ogóle w pierwszej drużynie. Nie znamy jego potencjału, nie wiemy gdzie ma sufit, ale dzisiaj na skrzydle wyglądał jak wchodzący do Barcy Pedro. Ponad 50 występów w Barcelonie B, 24 spotkania w młodzieżowej Lidze Mistrzów – widać, że sroce spod ogona nie wypadł. Gola strzelił, czuł barcelońskie granie – może akurat u Valverde spisze się jako ten piętnasty-szesnasty do grania, akurat na czas kadrowego szpitala.
Nie sposób też nie wspomnieć o debiucie Ansu Fatiego. Chłopak nie ma nawet 17-stki na karku – dzisiaj na liczniku ma 16 lat i 300 dni. Został tym samym drugim najmłodszym debiutantem w historii Barcy, młodszy był tylko dawno, dawno temu Vicenc Martinez, młodszy od niego w dniu pierwszego swojego meczu o 20 dni. Fatiego kojarzą na pewno ci, którzy w zeszłym sezonie śledzili młodzieżową Ligę Mistrzów, bo chłopak robił tam furorę. Załadował dwupak Chelsea, asystował dwukrotnie w starciu z Interem, ustrzelił PSV. W przeszłości zdarzało mu się strzelać w młodzieżowych zespołach Barcy prawie 60 goli w sezonie. Ten niecały kwadrans w starciu z Betisem pokazał, że coś tam w nim tkwi. Natomiast niedługo będzie miał co opowiadać w szkole na dużej przerwie – „wiecie, prawie sto tysięcy na trybunach, na boisku Vidal, Griezmann, Alba, a wtedy wchodzę ja – cały na blaugrana”.
Zresztą niech wymowny będzie fakt, że Fati musiał uzyskać zgodę swoich rodziców na udział w tym meczu z uwagi na przepisy La Liga dotyczące gry piłkarzy niepełnoletnich w meczach wieczornych.
FC Barcelona – Betis 5:2 (1:1)
Antoine Griezmann (41. i 50.), Carles Perez (56.), Jordi Alba (60.), Arturo Vidal (77.) – Nabil Fekir (15.), Loren Moron (79.)
fot. NewsPix