Zaczynamy się poważnie zastanawiać, o co w tym wszystkim chodzi. Wielu trenerów widziała ta liga, którzy na konferencjach prasowych wygadywali skrajne dyrdymały, ale i oni brali sobie czasem wolne, notując nudne spotkania z dziennikarzami, z których do zacytowania nie nadawało się nic. Tymczasem Aleksandar Vuković, parafrazując Irenę Kwiatkowską, żadnej konferencji się nie boi i jest gotowy w każdym momencie powiedzieć coś kontrowersyjnego (w milszej dla niego wersji), albo po prostu głupiego (tu już wersja mniej miła, a może i bardziej realistyczna). Cóż, konferencja po meczu ze Śląskiem nie okazała się wyjątkiem od tej przykrej reguły. Na początku było to zabawne, teraz jest już trochę smutne.
– Jeżeli ktoś dzisiaj uważa, że Legia zagrała słabo, to obawiam się, że nigdy nie zagra dobrze – stwierdził serbski szkoleniowiec.
Jakby to ująć, by nie rozpalać grilla – bo też ile można – ale jednak spróbować przemówić szkoleniowcowi do rozsądku? Wydaje się nam, że wszystko tutaj rozbija się o ambicję i poziom, na jakim zawieszona jest poprzeczka. To szokujące, że musimy na to zwracać uwagę akurat przy Vukoviciu, który był bardzo ambitnym piłkarzem, ale tak się niestety sprawy mają. Vuković-trener chciałby słyszeć pochwały za każdą pierdołę, a krytykę dopuszczałby tylko wtedy, gdy Legia dostawałaby regularnie po głowie (ale też tylko wtedy, jeśli byłyby to porażki 0:4). A tak się niestety nie da, tak nie działa Legia i kto, jak kto, ale Vuković powinien o tym wiedzieć. Chyba nie ma takiego trenerskiego ananasa, który umiałby z Legią na przykład spaść, ponieważ to zespół zbyt mocny w polskich warunkach i każdy ma prawo od niego wymagać wiele.
Tymczasem Vuković po nudnym 0:0 ze Śląskiem nie chce zauważyć, że:
– Legia znów nie miała większego pomysłu na akcje ofensywne, zaproponowała strzał Luquinhasa, rykoszet po uderzeniu Novikovasa i parę farfocli, które złapałby nawet Kanibołocki wyciągnięty z imprezy,
– Legia nie potrafiła przycisnąć przez cały mecz rywala, który grał bardzo przeciętnie, a i tak musiała głęboko odetchnąć, gdy Jędrzejczyk był centymetry od samobója,
– Legia nie wygrała ligowego meczu u siebie od 20 kwietnia, czyli mając pięć prób.
My naprawdę pamiętamy spotkania, w których Wojskowi grali lepiej, ale nic, albo prawie nic nie chciało wpaść do bramki i też dlatego rywal wywoził jakieś punkty. Ba, takim spotkaniem było to z Pogonią Szczecin, kiedy wręcz cudów dokonywał Stipica, umożliwiając Pogoni zwycięstwo. Putnocky nie był wystawiany na takie próby. Gdyby ekipa Vukovicia zagrała ze Śląskiem chociaż tak, jak z Pogonią, wygrałaby to spotkanie.
Problem polega na tym, że mimo wszystko i ten mecz z Portowcami nie był zbyt dobry. Ten ze Śląskiem uznajemy za gorszy. Legia cofa się więc w rozwoju, który i tak nie był specjalnie zaawansowany. Na końcu nie widzi tego trener.
Jest to wszystko smutne, bo Vuko z boiska kojarzymy jako gościa, który umiał wypowiadać się rozsądnie, gdyż nie nosił różowych okularów. Teraz mamy wrażenie, że na kolejne konferencje prasowe przychodzi w coraz mocniejszych szkłach. Nie wiemy, czy tak go zjada presja, czy tak reaguje na stres, czy tak trudno odnaleźć mu się w roli jedynki. Wiemy, że jeśli nie ściągnie tych pingli, to raczej prędzej niż później zostanie ściągnięty ze stanowiska.
Fot. FotoPyk