Fatalnie zaczął się ten sezon dla Wisły Płock. Alen Stevanović, który miał być wiodącą postacią zespołu w tych rozgrywkach, już po raz trzeci przepadł jak kamień w wodę i w efekcie nie znalazł się w kadrze na mecz z Lechem Poznań. W dwóch poprzednich przypadkach dawano mu jeszcze szansę, teraz podobno klub stracił cierpliwość i Serb jest skreślony.
Wczoraj przy Bułgarskiej “Nafciarze” przegrali aż 0:4 i mają jeden punkt po dwóch kolejkach, ale najgorsze miało dopiero nadejść.
Jak grom z jasnego nieba w sobotnie południe gruchnęła wieść, że Leszek Ojrzyński odchodzi z Płocka. W oficjalnym komunikacie podano, że chodzi o bardzo poważne problemy osobiste. Sprawy prywatne często są wygodną zasłoną, żeby w takich okolicznościach nie podawać prawdziwych powodów i szybko ucinać temat. Zweryfikowaliśmy to jednak zakulisowo i możemy was zapewnić, że w tym wypadku żadnego blefowania nie ma, nie znajdziemy drugiego dna. Na miejscu trenera Ojrzyńskiego każdy z nas zrobiłby to samo. Decyzję podjął jeszcze przed spotkaniem z Lechem. Są sprawy zdecydowanie ważniejsze niż piłka. Pozostaje się pomodlić lub trzymać kciuki.
Wisła ma jednak duży problem, bo znów traci trenera w przededniu sezonu lub zaraz po jego rozpoczęciu. Zamiana Marcina Kaczmarka na Jerzego Brzęczka dwa lata temu okazała się bezbolesna. Rok temu Brzęczek na tydzień przed ligą został selekcjonerem. Zastąpił go Dariusz Dźwigała i szło mu bardzo przeciętnie, Kibu Vicuna spisał się jeszcze słabiej i dopiero trzeci człowiek na ławce trenerskiej zdołał wyjść z płocczanami na prostą. Dziś klub jeszcze raz spotyka się z czymś takim i nie wiadomo, czy znów wyjdzie z tego suchą stopą. Na razie, na prośbę Ojrzyńskiego, tymczasowym szkoleniowcem będzie Patryk Kniat, który teraz zastępował pierwszego trenera na ławce w okresie jego zawieszenia.
Ojrzyński przyszedł do Płocka w kwietniu, gdy drużyna zajmowała przedostatnie miejsce w tabeli ze stratą trzech punktów do strefy bezpiecznej. Trener ten już kilka razy sprawdzał się jako ratownik, ale historia pokazywała, że jeśli ma utrzymać “Nafciarzy” będzie musiał zacząć pracę znacznie lepiej niż w poprzednich klubach, gdzie średnią punktową rozkręcał dopiero z czasem. Tutaj czasu nie było, jednak podołał zadaniu. Zaczął od czterech zwycięstw z rzędu i choć później w trzech meczach Wisła wywalczyła tylko punkt, to po wygranej w Zabrzu w przedostatniej kolejce niemalże zapewniła sobie ligowy byt, który przypieczętowała dość dramatycznym remisem z Zagłębiem Sosnowiec.
Latem doszło do dużych zmian kadrowych. Odeszli m.in. Adam Dźwigała, Igor Łasicki, Semir Stilić, Nico Varela i Jakub Łukowski, a sprowadzono aż ośmiu nowych zawodników. Doszli też zakontraktowani już zimą Damian Michalski, Titus Milasius (zadebiutował na Lechu i podziękowano mu w 32. minucie) i Maciej Spychała plus wracający z wypożyczenia do GKS-u Tychy Hubert Adamczyk. Zupełnie nowa ekipa, której atutem ma być większe doświadczenie w osobach Jakuba Rzeźniczaka, Piotra Tomasika i Jarosława Fojuta. Na razie brakuje jednak jakości, sam Dominik Furman w formie to za mało. Już widać, że nie będzie łatwo, by powalczyć o coś więcej niż w poprzednim sezonie.
Ojrzyński temu wszystkiemu będzie się przyglądał z boku, ale dla niego to teraz naprawdę najmniejsze zmartwienie.
Fot. FotoPyk