Reklama

“Hazard dla ubogich” w Pogoni Szczecin. Dobry, ale krnąbrny

redakcja

Autor:redakcja

05 lipca 2019, 22:49 • 7 min czytania 0 komentarzy

Pogoń Szczecin w tym okienku czerpie pełnymi garściami z rynku greckiego. Sprowadziła już dwóch zawodników z Asterasu Trypolis – napastnika  Michalisa Maniasa i obrońcę Kostasa Triantafyllopoulosa, a teraz podpisała do czerwca 2022 roku skrzydłowego, Srdjana Spiridonovicia z Panioniosu  Ateny. Dysponuje on potencjałem, by grać pierwsze skrzypce w ekipie “Portowców”, ale jak niemal każdy piłkarz trafiający do Polski ma też swoje ewidentne ograniczenia. W tym wypadku – przede wszystkim charakterologiczne. 

“Hazard dla ubogich” w Pogoni Szczecin. Dobry, ale krnąbrny

Pogoń sprowadza piłkarza szybkiego i dobrego technicznie. Najczęściej ustawia się go jako lewoskrzydłowego, ale w razie potrzeby obstawi każdą ofensywną pozycję. W szczecińskim klubie nie ukrywają zadowolenia z doprowadzenia tej transakcji do końca. – Podobnie jak w przypadku pozyskania Igora Łasickiego, rozmowy były bardzo trudne i momentami pojawiało się ryzyko, że może nie dojść do finalizacji transferu. Dlatego dzisiaj tym bardziej cieszę się, że austriacki pomocnik jest już z nami – cytuje oficjalna strona dyrektora sportowego Dariusza Adamczuka.

Spiridonovicia obowiązywała jeszcze roczna umowa z Panioniosem i trzeba było za niego zapłacić. Chodzi o około 150 tys. euro, co potwierdziły nam greckie źródła. W maju 2018 dwa razy więcej oferował Partizan Belgrad, ale Grecy propozycję odrzucili. Zainteresowanie nie dziwiło. Piłkarz ten miał za sobą najlepszy sezon w karierze. Zdobył osiem bramek w greckiej ekstraklasie i dwie w krajowym pucharze, do tego dołożył trzy asysty.

Temat jego przenosin do Partizana wrócił po dwóch miesiącach, gdyż komplikował się temat kupna Gorana Zakaricia z Żeljeznicara Sarajewo i Partizan szukał alternatyw. Żeljeznicar w pewnym momencie zawiesił Zakaricia za negocjacje z belgradzkim klubem, ale ostatecznie wszystko poszło zgodnie z planem dla Partizana. Zakarić został jego piłkarzem, kwota transferu wyniosła 150 tys. euro. Oznaczało to, że Spiridonović przestał być na liście życzeń i został w Atenach. – Partizan musiał też sprzedać jednego ze swoich skrzydłowych. Zajęło to dużo czasu i w końcu sprawa nie poszła do przodu – dopowiada nam Dimitris Samolis, dziennikarz portalu Sport24.gr.

Reklama

Miniony sezon nie był już tak udany. Spiridonović grał mniej, w dziewiętnastu meczach Super League strzelił dwa gole i zaliczył trzy asysty. Jak teraz przekonuje, czuł już wtedy, że pora na kolejny krok, dlatego jest dziś w polskiej lidze. Ale jest tutaj drugie dno, o którym mówi Samolis.

 – Srdjan ma bardzo dobrą technikę. Mógłbym nawet powiedzieć, że był jednym z najbardziej technicznych graczy w Super League. W Grecji czasami nazywano go „Hazardem dla ubogich” ze względu na jego boiskowe cechy. Miał jednak problemy w Panioniosie. W klubie nie było stabilności finansowej i dlatego Spiridonović nigdy nie dał tego, co mógł. Gdyby nie było tych trudności, pokazałby więcej. Przez tę sytuację stracił apetyt na grę – tłumaczy grecki dziennikarz.

I dodaje: – Sądzę, że w stabilnym klubie, w którym rozegra pełen sezon, pokaże pełnię swoich możliwości. 

spiridonovic pogon accredito 2

Rodzice Spiridonovicia pochodzą z okolic Belgradu, on urodził się już w Wiedniu. Grał w młodzieżowych reprezentacjach Austrii, ale przekonuje, że bardziej czuje się Serbem niż Austriakiem. Treningi zaczynał w stołecznym Rapidzie, jednak jeszcze jako juniora przechwyciła go Austria Wiedeń. Przed debiutem w “jedynce” zaawansowany stał się temat przenosin do Herthy Berlin, ale stanęło na tym, że klubu nie zmienił. W pierwszym zespole Austrii wystąpił 11 razy (z czego osiem razy u Nenada Bjelicy), ma nawet w CV 15 minut przeciwko Atletico w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Ciułał te liczby na przestrzeni trzech sezonów i nigdy na stałe nie przebił się do seniorskiej drużyny. Wychodził wtedy jego krnąbrny bałkański charakter. Zdarzało się, że podpadał Bjelicy, co na pewno nie ułatwiało mu rozwoju i wreszcie doprowadziło do jego odejścia.

Ta łatka ciążyła na nim nawet wtedy, gdy szybko wrócił do Austrii po kompletnie nieudanym pobycie we Włoszech. Na Półwyspie Apenińskim został dość brutalnie sprowadzony na ziemię. Grał tylko epizody w drugoligowej Vicenzie, podobnie jak na wypożyczeniu w trzecioligowej Messinie. – Pojechałem tam sam, nie znałem języka, to było trudne. Sportowo zyskałem niewiele, ale jako człowiek wręcz przeciwnie. Dojrzałem, poznałem zupełnie inną kulturę – przekonywał.

Reklama

Mimo to są tacy, którzy z tamtego okresu kojarzą go jak najlepiej. Będący z nim wówczas w Vicenzie Nowozelandczyk Jesse Edge już wcześniej w jednym z wywiadów wypowiadał się o byłym koledze w samych superlatywach wspominając włoskie czasy, a ostatnio na Twitterze podczepił się pod rozmowę o przyjściu austriackiego Serba do Pogoni. – On pływa po boisku. Połączenie jego techniki i szybkości jest szalone. Ma serbską mentalność, dlatego nigdy się nie poddaje i zawsze chce wygrywać każdy pojedynek – stwierdził. Brzmi zachęcająco.

Spiridonović w barwach Austrii Wiedeń podczas meczu z Fluminense rozgrywanego w Warszawie w ramach Generali Deyna Cup (lipiec 2013).

Latem 2015 Spiridonović z podkulonym ogonem wrócił do Austrii, wiążąc się z Admirą Wacker Moedling. Tak naprawdę dopiero wtedy rozpoczęło się dla niego poważne seniorskie granie. – Znalazł właściwą ścieżkę po początkowych trudnościach, jest na dobrej drodze. Wiedzieliśmy, że ma wielkie umiejętności, które jednak nie zawsze przekłada na boisko i że nie jest łatwy w prowadzeniu. Jesteśmy jednak bardzo zadowoleni z jego rozwoju. Cały czas trzymamy go obiema nogami na ziemi. Jeśli utrzyma ten kurs, może eksplodować – mówił po kilku tygodniach współpracy ówczesny trener Admiry, Oliver Lederer.

“Speedy”, bo właśnie taką ksywkę nosi zawodnik, może nie eksplodował totalnie, ale grał co najmniej dobrze. W pierwszym sezonie w Admirze uzbierał 25 meczów w austriackiej ekstraklasie, w których miał cztery gole (debiutanckiego strzelił z… Austrią Wiedeń, z radości wręcz zdarł z siebie koszulkę) i sześć asyst. Wraz z kolegami doszedł do finału Pucharu Austrii. Co prawda Salzburg zlał ich tam 5:0, ale jako finaliści uzyskali przepustki do eliminacji Ligi Europy.

W tamtym czasie narzekał, że nadal jest postrzegany przez pryzmat starych grzeszków, jakimi miały być nierealistyczne oczekiwania wobec trenerów i lekceważenie partnerów z zespołu. – Myślę, że to niesprawiedliwa opinia, że jestem trudnym charakterem. Było kilka komplikacji z trenerem Nenadem Bjelicą, ale to nie w porządku, że to cały czas to ktoś przypomina. Wiele klubów w Austrii czuje się zastraszonych lub przerażonych. Kiedy słyszysz moje imię, wielu ludzi myśli „zły chłopiec” lub coś takiego. To po prostu nie fair. Miałem udany sezon. W tym czasie nie przeczytałem niczego złego w mediach na swój temat, nie było ani jednego negatywnego zdarzenia, ale zawsze przypomina się coś, co wydarzyło się już dawno temu –  cytuje oficjalna strona Pogoni jego wypowiedź dla portalu laola1.at.

Inna sprawa, że w Panioniosie także nie był święty. – Słyszeliśmy, że czasami jego relacje z trenerami i zarządem nie były dobre. Myślę, że wszystko przez wspomniane problemy z kasą. Nie chciał grać i dochodziło do spięć – tłumaczy nam cytowany już wcześniej Dimitris Samolis.

spiridonovic pogon accredito 3

W eliminacjach LE Admira wyrzuciła za burtę słowacki Spartak Myjava i azerski Kapaz, ale zatrzymała się na trzeciej rundzie, gdy oba mecze wygrał czeski Slovan Liberec. Spiridonović już wtedy chciał odejść. – To właściwy czas na zmiany. Prowadzone są różne rozmowy. Ale jeśli nie pojawi się oferta, która spełni moje oczekiwania, po prostu zostanę. Okno transferowe jeszcze długo będzie otwarte, zobaczymy – mówił. Jednym z chętnych na jego usługi miał być Lech Poznań.

Koniec końców został i nie zwiększył swoich notowań. Drugi rok w Moedling nie był już tak udany. Spiridonović grał w kratkę – zarówno jeśli chodzi o liczbę minut, jak i prezentowaną dyspozycję. Nie pomagały drobne urazy, które ciągle łapał. Tym razem jasno się określił co do odejścia i pod koniec sierpnia 2017 rozwiązał kontrakt. Klub przystał na jego prośbę, nie zatrzymywał go na siłę.

Po paru dniach został zaprezentowany jako zawodnik Panioniosu. Schemat był podobny jak w Admirze: dobry pierwszy rok, słabszy następny. W drugim sezonie nie pracował już z trenerem Michalisem Grigoriou, który potrafił do niego dotrzeć. Drużynę z Aten najpierw prowadził były szkoleniowiec Olympique Marsylia, Jose Anigo, później zaś stery przejął Apostolos Mantzios.

Jeśli motywacja, zaangażowanie i dyscyplina będą na odpowiednim poziomie, o jakoś czysto piłkarską raczej byśmy się nie martwili. Spiridonović nie ma wyjścia, musi trzymać fason, bo Kosta Runjaić niesfornych zawodników szybko się pozbywa. Z komunikacją nie będą mieli problemów, po niemiecku w razie czego wszystko sobie wyjaśnią. A gdyby okazało się, że gość robi furorę w Ekstraklasie, to znając jego biografię, na miejscu Pogoni chyba byśmy go spieniężyli już po roku pobytu w Szczecinie.

Przemysław Michalak

Fot. Pogoń Szczecin/Accredito/FotoPyk

Najnowsze

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Komentarze

0 komentarzy

Loading...