Droga donikąd, którą idzie w sposobie swojej gry kadra Jerzego Brzęczka, w najbardziej jaskrawy sposób jest widoczna, gdy popatrzymy na Roberta Lewandowskiego. W ostatnim czasie wracają najgorsze koszmary „Lewego” z czasów Franciszka Smudy i – zwłaszcza – Waldemara Fornalika. Pod wodzą trenera, który dopiero co wywalczył mistrzostwo Polski z Piastem Gliwice, nasz kapitan w trzynastu reprezentacyjnych występach zdobył zaledwie trzy bramki, z czego dwie z rzutów karnych przeciwko San Marino.
Jeśli nic się nagle nie zmieni na lepsze, wiele wskazuje na to, iż kiedyś równie marnie będziemy oceniali statystyki Lewandowskiego u Brzęczka. Znów widzimy napastnika, który w wielu momentach musi radzić sobie sam, nie ma żadnego wsparcia, a jeśli nawet cofnie się po piłkę i tak nie ma jej komu podać do przodu, więc odpada wszelki element zaskoczenia.
Gołym okiem widać, że snajper Bayernu jest coraz bardziej zdegustowany kierunkiem, w którym obecny selekcjoner podąża. Już po jesiennej porażce w Chorzowie z Włochami jasno dawał do zrozumienia, że jemu i kolegom zdecydowanie bardziej odpowiadała taktyka z drugiej połowy, która była powrotem do rzeczy znanych i sprawdzonych. Po żenującym jeśli chodzi o ofensywę meczu z Macedonią złość Lewandowskiego była jeszcze większa i została wyrażona w bardziej dosadny sposób. „Męczyliśmy się sami ze sobą„. „Ciężko znaleźć jakieś pozytywy poza wynikiem„. „Stwarzamy za mało sytuacji i to jest nasza bolączka„. „Musimy pomyśleć, żebyśmy częściej atakowali, żeby były strzały na bramkę. Dzisiaj strzeliliśmy przypadkową bramkę„. Brzmi to jednoznacznie.
DWADZIEŚCIA ZŁOTYCH FREEBETU ZA SAMĄ REJESTRACJĘ – NAJNOWSZA OFERTA ETOTO DLA NOWYCH GRACZY
Nie będzie niczym szczególnym stwierdzenie, że tkwiąc w dotychczasowym układzie w najlepszym razie nadal będziemy wygrywali w okropnym stylu ze słabeuszami lub średniakami – o ile szczęście ciągle będzie po naszej stronie. Nadejdzie jednak pierwszy wielki sprawdzian (czyli pewnie dopiero na Euro 2020) i będzie płacz.
– Widać, że Lewy się cofa, a i tak nie ma komu dograć do przodu. Im mniej kolegów koło niego, tym bardziej uwaga obrońców skupia się na nim. Chwilami przypominało to niektóre mecze za Smudy, gdy śmiałem się, że grał ustawieniem 1-9-1 i Robert był zupełnie sam. Uważam, że z taką Macedonią należało wyjść odważniej. Musimy wymagać więcej i to nie tylko od Lewego, który stara się jak może. Główny problem to brak wsparcia ze strony pomocników, nie mają parcia w pole karne. Normalnie jak drużyna atakuje i jest dośrodkowanie, w polu karnym powinno być 4-5 zawodników. My mamy dwóch, góra trzech, z czego ten trzeci stoi przed szesnastką – mówi Sylwester Czereszewski.
I dodaje: – Sposób gry naszej reprezentacji na co dzień jest widoczny w Ekstraklasie, jedno z drugiego wynika. Wystarczy zobaczyć, ilu w czołowych klubach typu Legia, Lech, Jagiellonia mamy pomocników ofensywnych, a ilu defensywnych. I jakie są liczby ofensywne zawodników ze środka pola. Większość z nich jest przywiązana do swoich pozycji, rzadko decydują się na wejścia w pole karne rywala. Pamiętam pucharowe eliminacje z tamtego roku, często nasze drużyny atakowały nieśmiało 2-3 piłkarzami, czwórka to już było szaleństwo. Ogólnie mamy tu zapaść, bo uważam, że jeśli ktoś gra w Legii czy Lechu, to musi mieć 7-8 goli i koło 10 asyst na sezon. Ilu takich pomocników znajdziemy w polskiej lidze?
Jednak trudno powiedzieć, że Piotr Zieliński czy Mateusz Klich to nie są kreatywni piłkarze. Wydaje się więc, że problem leży przede wszystkim w tym, jak są ustawiani i jakie mają zadania, bo widać, że Brzęczek większe nadzieje w grze do przodu pokłada w skrzydłowych niż w zawodnikach z centralnej strefy boiska.
Czereszewski uważa jednak, że kredyt zaufania dla pomocnika Napoli powoli powinien się kończyć. – Mamy wiele przykładów piłkarzy, którzy bardzo dobrze grają w klubach, a w swojej reprezentacji zawodzą. Zieliński znów rozczarował. Jako dziesiątka nie istniał, a po wejściu Piątka i przejściu na bok też prawie go nie było. Zaginął. Piłkarz tej klasy sam musi znaleźć sobie miejsce na boisku. Dziś wymienność funkcji w linii pomocy jest tak duża, że umowna pozycja naprawdę nie ma aż takiego znaczenia – uważa 23-krotny reprezentant Polski i były król strzelców Ekstraklasy w barwach Legii Warszawa.
LEWANDOWSKI STRZELI DZIŚ GOLA IZRAELOWI? KURS W ETOTO WYNOSI 1,74. GOLE MILIKA I PIĄTKA WYCENIONE PO KURSIE 2,40
Zgadza się za to z tym, że gra kadry w pierwszej kolejności zmieni się na lepsze, gdy Lewandowski nie będzie z przodu samotnym wędrowcem. – Robert cały czas musi mieć kogoś do pomocy. Ustawienie z Milikiem w przeszłości wiele razy zdawało egzamin. Można go dać na lewą pomoc, skoro mamy teraz tak mały wybór na skrzydłach. Jeżeli ustawiony na prawym boku Frankowski koncentruje się tylko na bieganiu blisko linii i próbie dośrodkowania, to trudno o element zaskoczenia. Milik często schodził do środka, wbiegał w pole karne, był wsparciem – podsuwa pomysł „Czereś”.
– Sądzę, że para Lewandowski-Milik prędzej będzie się sprawdzać, bo ci zawodnicy bardziej różnią się charakterystyką niż Lewy i Piątek, który jest typowym lisem pola karnego. Ale mecz trwa 90 minut, na pewno byłby czas również dla Krzyśka – dodaje i od razu sugeruje odważnie rozwiązanie: – A w sumie nie wiem, czy nie czas, by w najbliższych meczach – może już nawet z Izraelem – spróbować pójść na maksa z przodu: Milik na lewym skrzydle, Lewy jako cofnięty napastnik i Piątek na szpicy. Warunek jest taki, że wszyscy muszą sumiennie pracować w defensywie. Gdy z Portugalią w Lidze Narodów mieliśmy w ataku Lewego i Piątka, w zasadzie nie brali oni udziału w pressingu, byli odseparowani od reszty i to też nie zdawało egzaminu. W tej sytuacji poświęciłbym Zielińskiego w pierwszym składzie, bo w środku pola mielibyśmy dwóch defensywnych pomocników. Coś za coś, ale może warto. Zielińskiemu kadra jakoś nie służy, nie możemy na niego wiecznie chuchać i dmuchać, licząc, że odpali. Od kilku lat próbuje odpalić, na dziesięć meczów dwa zagra dobrze i na tej podstawie, że sześć miesięcy temu fajnie się pokazał, wierzymy, że znów tak będzie. Niech wejdzie z ławki i wtedy pomoże zespołowi.
Odważne propozycje. Chętnie byśmy się przekonali, jak tak układ może funkcjonować, ale dziś to raczej sfera marzeń.
W każdym razie, krótko mówiąc: nie ma przypadku w tym, że Lewandowski zdecydowaną większość swoich reprezentacyjnych goli strzelił pod wodzą Adama Nawałki. Wówczas miał na boisku największe wsparcie, a jeśli nawet zdarzały się mecze, w których nie mógł się odczepić od kilku obrońców, to przynajmniej korzystali na tym inni. Dopóki Jerzy Brzęczek nie znajdzie recepty na ten problem, oglądanie gry tego zespołu będzie męką dla kibiców.
Czereszewski dostrzega jeszcze jeden problem. – Martwi mnie, że na wielu pozycjach nie widać potencjalnych następców, brakuje świeżej krwi. Czas leci, chłopakom lat przybywa. Tacy piłkarze jak Krychowiak lepsi już nie będą, raczej zadziała to w drugą stronę. Patrząc na zaplecze z młodzieżówki, poważnych kandydatów do przejęcia ich ról mamy bardzo mało. Najprędzej pewnie wskoczy Dawid Kownacki, który może niedługo pomóc rozwiązać część problemów na skrzydłach. Ale wiele innych problemów pozostanie – analizuje.
To jednak kwestia na przyszłość. Dziś martwimy się tym, czy w poniedziałek wreszcie zobaczymy reprezentację biało-czerwonych potrafiącą choćby tylko w pewnych fazach fajnie grać w piłkę.
PM
Fot. newspix.pl