
weszlo.com / Live
Opublikowane 01.06.2019 19:08 przez
redakcja
To ten dzień. Znamy już praktycznie wszystkie najważniejsze rozstrzygnięcia w europejskim futbolu, znamy mistrzów, pucharowiczów, spadkowiczów i beniaminków. Został jeszcze ten jeden uszaty puchar do podniesienia, jeszcze ten jeden Graal do odnalezienia, jeszcze ten jeden mecz do wygrania. Obecna edycja Ligi Mistrzów była prawdopodobnie najlepszą w ostatnich kilkunastu latach. Finaliści napisali swoje wielkie historie, w których brakuje już tylko kropki nad i. Tak czy owak, wygra romantyzm. Albo ten heavy metalowy futbol Jurgena Kloppa, najsympatyczniejszego Niemca w historii tego narodu, albo odrobinę kopciuszkowaty na salonach, a już na pewno zdecydowanie najbardziej oszczędny wśród gigantów – czyli Tottenham z Pocchetino za sterami. To będzie wielki wieczór. Spędźcie go z nami!
Co polecamy przeczytać przed livem?
- o rządach Premier League, które zwyczajnie musiały w końcu nadejść
- o gigantach fachu trenerskiego, którzy walczą o pierwsze od lat poważne trofeum w klubowej gablocie
- o nieoczekiwanym powrocie Harry’ego Kane’a
- o fenomenie Christiana Eriksena
- o tym co będzie musiał zawiesić nad łóżkiem Leszek Milewski i co wsadzić w ucho Krzysztof Stanowski po finale LM
23:35 Koniec relacji!
To co, kończymy i my. Dzięki wielkie, trzymajcie się!
23:34
Nasz tekst o ręce – tutaj.
Robert Sibiga, polski sędzia, który prowadzi mecze w amerykańskiej MLS. Docenia go Howard Webb, który jakiś czas temu zdecydował się powierzyć mu spotkanie pomiędzy gwiazdami MLS a Juventusem Turyn, więc nie mówimy o przypadkowym gościu.
I co sędzia Sibiga sądzi o tej sytuacji? Proszę bardzo:
– Całkowicie poprawna decyzja. Ręka tak wysoko i tak nienaturalnie podniesiona zawsze będzie ręką. Gdyby była kolo ciała, w naturalnej pozycji, to fakt, ze dotknęła ciała zawodnika najpierw dawałby podstawy, by nie gwizdnąć karnego. Ale nie w tej sytuacji, gdzie ręka była tak nienaturalnie wyciągnięta.
23:18
No i brawo, Liverpoolowi należało się coś za ten sezon. Mają trofeum, o którym tak marzyło City, City ma to, o którym tak marzył Liverpool 🙄 pic.twitter.com/Xm3zucGk1g
— Szymon Podstufka (@PodstufkaSzymon) June 1, 2019
23:16
Co za wykonanie tej legendarnej pieśni. Liverpool pod względem klimatu wokół klubu to naprawdę absolutny top topów.
23:13
Mamy pomeczówkę, cała TUTAJ.
Ten mecz zaczął się… nie, nie będziemy 40105194141591 używać ładnego, ale wyświechtanego jak stare sztruksy odwołania do dziadka Hitchcocka, powiemy lepiej: ten mecz zaczął się, jakby był tegorocznym rewanżem półfinału Ligi Mistrzów.
Specjalnie sprawdziliśmy: wiecie co można zrobić w mniej niż trzydzieści sekund? Zrobić około siedmiu przysiadów;
przeczytać 1/13659 „Nad Niemnem”; zamówić chińskie (jak nie jesteś wybredny i nie kręcisz przy sosach, przecież i tak będziesz jadł z ostrym); Wysłać mamie smsa, że ją kochasz; Sprokurować karnego w finale Ligi Mistrzów.
To ostatnie dołączyło do listy stosunkowo nie dawno, bo dzisiaj: to rekordowo szybko podyktowana jedenastka, historyczna dla europejskich finałów.
Co się w zasadzie stało? O to musicie zapytać Sissoko:
23:10
Świetne obrazki, szpaler Liverpoolu dla piłkarzy Tottenhamu. Trzeba szczerze przyznać, Spurs za ten sezon też należą się wielkie brawa, zwłaszcza z uwagi na tę wielokrotnie podkreślaną przepaść w wydatkach transferowych. Stadion jest, trener jest, teraz chyba czas poszaleć na zakupach. Finaliście Ligi Mistrzów nie wypada nie poszaleć.
23:05
Rok temu bohaterowie Liverpoolu
– Salah z wybitym barkiem w szpitalu
– Alisson na wakacjach
– Origi – utrzymywał Wolfsburg w barażu o Bundesligę z Holstein Kiel (strzelając nawet gola , co mu się zbyt często nie zdarzało)— Piotr Żelazny (@ZelaznyPiotr) June 1, 2019
23:03
Co można napisać o tym meczu? Najpierw ten kontrowersyjny rzut karny, potem zabijanie meczu przez Liverpool, kompletna bezradność Tottenhamu. Wreszcie kwadrans otwartego ataku londyńczyków, naprawdę blisko gola, dobra, płynna gra, no i fenomenalny Alisson. Puenta? Bohater ostatniej akcji, Origi, który potwierdza, że niemożliwe nie istnieje, zarówno w kwestii kreatywności rodziców przy doborze imion, jak i ogółem, w futbolu. W końcu kto by się spodziewał, że to właśnie poczciwina Divock odegra tak fantastyczną rolę na finiszu Ligi Mistrzów.
Narracja? Cóż, wreszcie wygrany Klopp, to bankowo zdominuje przekaz. Po tylko nieudanych próbach, wreszcie Klopp finiszuje z istotnym pucharem nad głową. Fakt, nie jest to Premier League, ale czy to się liczy przy TAKIM sezonie? Ostatecznie… wilk z City syty, a i owca z Liverpoolu cała.
22:58 KONIEC! Liverpool zwycięzcą Ligi Mistrzów!
22:56
Jeszcze dwie niezłe próby Tottenhamu – przy pierwszej jednak Kane zbyt chamsko próbował wymusić rzut karny, przy drugiej znów doskonale broni Alisson. Ojciec sukcesu, bez wątpienia. I dziś, i przez cały sezon.
22:55
Przypomnijmy archiwalny tekst…
5. Być może przeszukaliśmy zbyt pobieżnie, ale nie miało prawa się zdarzyć nadanie dziecku imienia Divock. Państwo Origi byli chyba pierwsi na świecie, którzy zdecydowali się na taki ruch.
6. Divock Origi w momencie pojawienia się na murawie w meczu z Newcastle miał na koncie trzy gole w sezonie – w przegranym meczu Pucharu Anglii, w wysoko wygranym meczu z Watford oraz w derbowym meczu z Evertonem w grudniu. W 61 ligowych występach dla The Reds strzelił całe 14 goli. Z Newcastle zastąpił bodaj najlepszego piłkarza w klubie, po czym ciachnął na 3:2.
7. Divock Origi przed meczem z Barceloną miał na koncie dokładnie zero goli w spotkaniach Ligi Mistrzów. W swoim 24-letnim życiu rozegrał w tym prestiżowym turnieju łącznie 100 minut, łapiąc między innymi szalony występ w przegranym 0:2 meczu z Crveną Zvezdą Belgrad. Statystycznie rzecz ujmując, rzeczą bardziej rozsądną niż oczekiwanie gola Origiego było odpisywanie na maile nigeryjskich książąt.
8. Divock Origi zapakował dwa gole. W całej swojej karierze miał tylko trzy mecze, w których zdobywał więcej niż jedną bramkę. Ostatni – ze Stoke City – w kwietniu 2016 roku.
22:51 GOL! 2:0!
Po meczu! Divock Origi wykorzystuje podanie od Matipa, ale przede wszystkim – Matip wykorzystuje kompletną bezradność Tottenhamu przy próbach wybicia piłki z własnej szesnastki. Trochę szkoda Tottenhamu, bo naprawdę, ten ostatni kwadrans w ich wykonaniu pachniał wyrównaniem, tymczasem tracą gola, jak to się teraz ładnie określa, totalnie z dupy. Ale oddajmy Liverpoolowi – tak działają prawdziwi zwycięzcy. Masz półtora akcji w meczu? Ładujesz dwa gole i czekasz na dekorację.
22:47
Alisson znów ratuje swoją drużynę, tym razem świetnie parując zawijasa Eriksena z rzutu wolnego z boku pola karnego. Chwilę później uderzenie Moury trafia do Sona, który strzela nad bramką z bardzo niewielkiej odległości – może i półtora metra od linii. Co prawda był na spalonym, ale i tak – duch Ekstraklasy cały czas unosi się nad murawą.
22:44
Trzy interwencje Alissona na przestrzeni kilkudziesięciu sekund – huknięcie Sona, potem dobitka Moury – to dwie, które zasługują na szczególne pochwały. Jasne, Lucas mógł tutaj zachować się lepiej, uderzyć mocniej, wyżej, ale i tak – z Kariusem mogłoby tu już być ze 2:1 dla Tottenhamu. Ostatnia zmiana pana Maurycego – wjeżdża Llorente w miejsce Alliego. Czyli co? Kick & rush!
22:32
Mogło być po meczu. Świetna akcja Mane, odegranie Salaha już w polu karnym, strzał Milnera z lewej nogi i… tuż obok słupka. Teraz można się zastanawiać, czy nie powinien tego jeszcze przegrać na lewą flankę, którą Tottenham niemal zupełnie odsłonił, ale też przyznajmy – uderzenie było naprawdę minimalnie niecelne, trudno krytykować Milnera za akurat taką decyzję.
22:28
Moura za Winksa, czyli Tottenham z kolei przesuwa się delikatnie do przodu.
22:26
Mamy wrażenie, że dzisiaj w wyjątkowy sposób rozczarowuje Son. Najpierw ta zmarnowana piłka od Eriksena, gdy wdał się w niepotrzebny drybling, potem brak zrozumienia przy podaniu Kane’a, teraz znów nieco za wolno wystartował do zagrania od Alliego. Rozumiemy, że Liverpool gra dość bezwzględnym pressingiem, ale jednak, spodziewaliśmy się czegoś więcej. Zwłaszcza od niego i Alliego, bo przecież Kane jest niejako usprawiedliwiony.
22:24
Milner za Wijnalduma. Liverpool prawdopodobnie zagęszcza strefę przed własnym polem karnym, przed nami dłuuugie 30 minut.
22:20
Origi za Firmino. Zgadzamy się z Żewłakiem – występu Firmino na dobrą sprawę nie zapamiętamy. Trudno nam nawet wskazać jakieś jego konkretne zagranie.
Fot.Newspix
Opublikowane 01.06.2019 19:08 przez