Katarczycy przeciwko USA rozegrali swój najlepszy mecz na mundialu U-20, ale znów przegrali i to ponownie do zera. Do domu jadą bez choćby jednej zdobytej bramki. Amerykanie natomiast pokonując ich zapewnili sobie drugie miejsce w grupie D, co jednak oznacza, że w 1/8 finału prawdopodobnie zmierzą się z Francją. Nie ma jednak co na siłę kombinować. Jeśli chce się coś osiągnąć na tej imprezie i tak trzeba będzie przejść najlepszych.
Frekwencyjnie tym razem aż takiego dramatu w Tychach nie było – przy założeniu, że mniej więcej miało się świadomość, czego należy się spodziewać. Przyszło dokładnie 3651 widzów, czyli o prawie tysiąc więcej niż dwa dni temu na mecz Korei Południowej z RPA. To nadal oznaczało ogólne pustki, ale zagłębiając się w szczegóły wychodzi, że z tych spotkań drugiego sortu dzisiejsze przyciągnęło tutaj najwięcej ludzi.
Ciągle jednak wracamy do problemu z dystrybucją biletów. FIFA naprawdę strzela sobie w kolano upierając się, że wejściówki można nabywać wyłącznie przez internet. Gdyby przynajmniej w dniu meczu normalnie w kasach przed stadionem były do kupienia “spady” (jak dwa lata temu podczas Euro U-21), na pewno przychodziłoby więcej ludzi. A tak do rzadkości nie należy sytuacja, że ktoś na zapas nakupił biletów po 10 zł i potem na jeden czy drugi mecz po prostu nie przychodził, bo przy wydaniu tak małej kwoty nie stanowiło to większego problemu. Inna sprawa, że z tego co słyszymy, koniec końców sporo biletów rozdawano w zakładach pracy czy szkołach. Kto chciał, to brał, ale potem niekoniecznie meldował się na stadionie. Chyba nie tędy droga.
Tyle dobrze, że to już najpewniej ostatni widok takich pustek na tyskim obiekcie. W piątek Argentyna z RPA na pewno przyciągnie liczniejszą publikę, nie mówiąc już o fazie pucharowej. Oby tylko w 1/8 finału nie wyłoniła się jakaś paździerzowa para. Wiadomo, że znajdzie się w niej Ukraina i teraz wiele zależy od tego, kto zostanie jej rywalem. Może to być Portugalia, ale może być też Panama. Chyba nie trzeba tłumaczyć, jaka jest różnica. Stanem pośrednim byłaby obecność Japonii lub Ekwadoru.
W scenariuszu najbardziej optymistycznym w 1/8 Tychy miałyby mecz Ukraina – Portugalia, a w ćwierćfinale Polaków. Stałoby się tak, gdyby biało-czerwoni zagrali teraz z Włochami w Gdyni i ich przeszli…
Ok, pozostańmy przy tym, że fajnie byłoby dodać Portugalię do Ukrainy.
We wtorek koreańskich akcentów na trybunach mieliśmy dużo. Tym razem publikę stanowili niemal wyłącznie miejscowi. Akcentów katarskich – nie licząc dziennikarzy i działaczy – nie odnotowano. Amerykańskie były, choć nieliczne.
Pani na pierwszym zdjęciu przyszła pokibicować Amerykanom, bo jej ojciec posiada również amerykańskie obywatelstwo i czuje się związana z tym narodem.
Piłkarze USA do przerwy sądzili chyba, że Katar sam się ogra. Popełnili identyczny błąd co Ukraińcy. Różnica polegała na tym, że nasi wschodni sąsiedzi nie stwarzali żadnych sytuacji, ale też do żadnych nie dopuszczali przeciwnika (dlatego pierwsze 45 minut było koszmarne dla widza). Amerykanie natomiast pozwolili Azjatom na znacznie więcej pod swoją bramką i tylko ich indolencji zawdzięczali to, że nie przegrywali. Pod koniec pierwszej połowy po stracie obrońcy Jankesów sytuację sam na sam zmarnował Hasim Ali, a dobijający z linii pola karnego Yusuf Abdurisag fatalnie spudłował. Ten ostatni niejako definiował problemy Katarczyków. Indywidualnie gość sporo umie, ma fajny balans ciała, potrafi minąć jednego czy drugiego przeciwnika. Kompletnie jednak nie myśli, jego decyzyjność jest na zatrważająco niskim poziomie. Scenki, gdy kogoś przedrybluje, a potem traci koncept, zatrzymuje się i wreszcie “po fakcie” podaje do najbliższego nie należały do rzadkości.
USA spięło tyłki w drugiej połowie i ruszyło do ataków. Wypracowało sobie kilka okazji, był nawet zmarnowany rzut karny – podyktowany po dwukrotnym skorzystaniu z VAR-u, bo najpierw sędzia z Tahiti gwizdnął po sugestii z wozu, a po chwili jeszcze samemu oglądał powtórki – i poprzeczka w doliczonym czasie. Przy wykonywaniu jedenastki zawiódł Alexis Mendez.
Jedyny gol był popisem Tima Weaha. Tak, to syn tego Weaha. On poważnej piłki klubowej trochę posmakował. Ma już na koncie kilka meczów i jednego gola w Ligue 1 dla PSG, a w zakończonym niedawno sezonie przebywał na wypożyczeniu w Celtiku, dla którego zdobył cztery bramki. Katarczycy stracili piłkę przed swoim polem karnym, Weah kapitalnie skręcił ich kapitana i spokojnie zrobił swoje. Klasa.
Tyska publiczność w pewnym momencie chyba nieco bardziej zaczęła kibicować Azjatom, żeby przynajmniej zdobyli jakąś bramkę. Starali się, ale po prostu zabrakło umiejętności. Jeśli 2-3 zawodników z tej drużyny zagra w 2022 roku na dorosłym mundialu, już będzie można mówić o sukcesie.
Po końcowym gwizdku Amerykanie szybko zeszli do szatni, natomiast Katarczycy mieli najpierw jakąś mobilizacyjną naradę na środku boiska.
Gdy udawali się do tunelu, pożegnały ich gromkie brawa od kibiców. Chyba podniosło ich to na duchu.
Niektórzy, zwłaszcza najmłodsi, liczyli, że uda się wyprosić koszulkę. Oryginalny trykot reprezentacji Kataru – dla kolekcjonerów prawdziwy rarytas. Kilku szczęśliwców dopięło swego.
Ok, czekamy na Argentynę, która pewnie w piątek zrobi przegląd wojsk, ale i tak powinniśmy zobaczyć w akcji paru kozaków. Warto przyjść, zwłaszcza że pogoda wreszcie będzie taka, jak na końcówkę maja przystało. Dziś było bardziej jak w marcu: kurtka i ciepła herbata.
Tekst i zdjęcia: Przemysław Michalak