Przypomniał o swoim istnieniu Sa Pinto, publikując na Instagramie trochę odezwę do kibiców z Warszawy, a trochę dzieło z gatunku surrealizmu.
Lepiej się czegoś trzymajcie, to lektura wymagająca mocnych nerwów.
Jak wiadomo w kwietniu skończyłem pracę w Legii Warszawa. Po kilku dniach refleksji i odpoczynku rozumiem, że to dobry czas by skierować kilka słów do kibiców Legii Warszawa oraz wszystkich tych, którzy śledzą moją karierę. Wciąż czuję wielką dumę, jaką uczynił mnie wybór na idealnego człowieka do prowadzenia drużyny Legii. To wielki klub z milionami kibiców, którzy są bez dwóch zdań jednymi z najlepszych jakich widziałem na świecie, i którzy są prawdziwą duszą Legii. Kiedy tam przyjechałem, Legia zajmowała piąte miejsce w lidze, brakowało jej pewności siebie, która wywodziła się z frustrującego początku sezonu po porażce w Superpucharze Polski i wczesnym odpadnięciu z kwalifikacji Ligi Mistrzów i Ligi Europy z rąk półamatorskich drużyn.
Aby osiągnąć to, o co zostałem poproszony (wygranie podwójnej korony) wymagało wiele pracy, poświęcenia, pasji i odwagi podejmowania trudnych decyzji, by zawrócić ze ścieżki, którą Legia podążała przed moim pojawieniem się i skierować ją na tor godny jej rozmiaru. To dzięki tej pracy była możliwa passa siedemnastu meczów z zaledwie jedną porażką i dotarcie do momentu, w którym na dziesięć kolejek do końca sezonu mistrzostwo zależało tylko od nas.
Jestem zachwycony, że mogłem pomóc piłkarzom przywrócić pewność siebie i jakość, a kibicom, ponownie wypełniającym stadion, przywrócić radość. Szanowałem także zasadę klubu stawiania na młodych piłkarzy z akademii.
Piłkarzom zostawiam słowo: mieliśmy znakomite wspólne chwile, dokonaliśmy razem wspaniałego powrotu, dziś są dużo silniejsi, bardziej konkurencyjni i w pozycji o obronienie tytułu. Wiedza o tym sprawia mi dumę i wdzięczność za to co zbudowaliśmy.
Oczywiście nie wszystko było dobrze, dziwne czy nie, Legia w ostatnich dziesięciu latach miała dwudziestu trenerów, ale z mojej strony szczerze chciałbym życzyć wielkich sukcesów wspaniałym sportowcom i kibicom jakich spotkałem w tym wielki klubie.
Do boju Legia.
A raczej „do boju wciskanie kitu”! Zachowajmy jednak formy.
Drogi Ricardo!
Mamy nadzieję, że jesteś zdrów. Posiadamy obawy, że tak jest, bo ewidentnie mieszają ci się fakty. Czy byłeś ostatnio u lekarza? Jeśli nie damy Ci namiar oraz list polecający.
W swoim liście napisałeś, że odziedziczyłeś zespół, który odpadł z europejskich pucharów z półamatorskimi zespołami. Otóż zapomniałeś wspomnieć, że – cóż – tak po prostu nie było, bo klub wciąż w pucharach grał, a do pożegnania się z nimi przyłożyłeś rękę, bo – drobny szczegół – PROWADZIŁEŚ LEGIĘ Z DUDELANGE, przegrywając w tym meczu z półamatorami 0:2 po siedemnastu minutach. Miałeś wszelkie narzędzia, by do wypadnięcia nie dopuścić, ale dopuściłeś. Zapomniałeś też przyznać, że odpadłeś z Pucharu Polski, mecz kończyłeś porażką 0:4 z Wisłą Kraków, która dopiero co otarła się o bankructwo. Wszystko to ze zdecydowanie największym budżetem w Polsce i otrzymywaniem zawodników, których chciałeś. Ciekawa jest passa, o której mówisz – wybiórcze wybranie meczów jest niezmiernie wygodne, szkoda, że nie postawiłeś jednak na przykład na cztery porażki w siedmiu ostatnich spotkaniach.
W swoim liście sugerujesz, jakoby kibice dzięki porywającej grze Legii wrócili na trybuny. To nie miało miejsca, frekwencja w żadnym momencie nagle nie skoczyła. Czy potrzebujesz również wizyty u okulisty? A może korepetycje z matematyki? Masz też ewidentne problemy z postrzeganiem relacji z ludźmi, bo nawet pod twoim listem ludzie przypominają ci, że te „wspaniałe chwile” to twoje urojenie, bo raczej pamiętany ci jest brak szacunku wobec współpracowników, a żaden człowiek nie może być większy niż klub.
W zasługach przypisujesz sobie przywrócenie piłkarzom pewności siebie i wyprowadzenie zespołu na prostą. Zapomniałeś przypisać sobie również wynalezienie elektryczności oraz rozwiązanie problemu przeludnienia Bombaju.
Legia miała wielu trenerów? Ano miała, ale i ty pod tym względem sroce spod ogona nie wypadłeś, średnio prowadząc klub przez grubo mniej niż rok.
Pozdrowienia i oceanu cierpliwości dla nowego pracodawcy,
Weszło
Fot. FotoPyK