Damian Zbozień wyrzuca piłkę z autu w pole karne. Było jak za dawnych czasów – trochę pomogło szczęście, bo Pućko nie musiał przecież mijać się z piłką, a trochę czujność, bo Vejinović znalazł się tam, gdzie trzeba. Korona napoczęta, trzy punkty zgarnięte. Niby gol jak każdy, a jednak… niewiele było ostatnio w Ekstraklasie bardziej symbolicznych trafień.
To była bowiem typowa Arka z poprzedniego sezonu. Arka, która nie chciała wymyślać kwadratowych jaj. Arka, której mecze nie były pierwszym wyborem na sobotni wieczór. Arka, która punktowała.
WISŁA LEKKIM FAWORYTEM ETOTO: 1 – 2,25, X – 3,45, 2 – 3,30
Jeśli ktokolwiek wygrał na rozstaniu gdyńskiego klubu z Ojrzyńskim, to tylko trener i to nawet mimo faktu, że przez prawie rok pozostawał na bezrobociu. Czy Arka Ojrzyńskiego była drużyną grającą tiki-takę? No nie, to była jedna z najbardziej topornych piłek w Ekstraklasie. Ale wyniki się zgadzały – wygrana w Pucharze Polski i finał w kolejnym sezonie, dwukrotne utrzymanie w lidze – raz po udanej akcji ratunkowej, drugi raz po spokojnym, niezagrożonym spadkiem sezonie.
Ale czy Arka faktycznie miała kadrę na coś więcej niż walka o utrzymanie? Czy dwukrotne dojście do finału PP to nie „coś ekstra”, które powinno zadowolić sterników klubu? Na jak dużo można liczyć, gdy twoim napastnikiem jest Rafał Siemaszko, a w obronie musisz stawiać na Krzysztofa Sobieraja? Odpowiedzi są znane, nie trzeba zjeść zębów na futbolu, by ich dokonać.
Dopiero zatrudnienie Zbigniewa Smółki pokazało, jak odrealnione ambicje mieli w Gdyni. Trener dostał ogromny kredyt zaufania, przyszło kilku uznanych piłkarzy, którzy mieli grać w jego grę. Grę całkiem ambitną – nie opierającą się tylko na autach i stałych fragmentach, ale piłce po ziemi, ładnych dla oka akcjach, efektownych zagraniach. Wiadomo – projekt, któremu trudno nie kibicować. Ale i projekt, który kompletnie nie wypalił i po raz kolejny udowodnił słuszność hasła: szanuj trenera swego, bo możesz mieć gorszego.
Dziś Ojrzyński gości Arkę u siebie w Płocku i to on może chodzić z wypiętą klatą, mimo że znów nie zaufał mu żaden klub z ambicjami na coś więcej niż spokojny ligowy byt. Podjął się kolejnej misji ratunkowej i po raz kolejny okazuje się ona skuteczna. Wejście do Wisły Ojrzyński ma piorunujące – z drużyny apatycznej, która nie wie jak grać, szybko zrobił ekipę zdolną wygrać cztery na pięć ostatnich meczów. Kluczem – jak w Arce, ale i wcześniej Koronie – zerwanie z kwadratowymi jajami. Prosta piłka, proste rozwiązania, jazda na tyłkach.
Na polską ligę wystarczy.
Zwycięstwo w tym meczu będzie kluczowe dla obu ekip, bo w przypadku utraty punktów i wygranej Śląska w Sosnowcu, dolnośląska czerwona latarnia zbliży się do bezpiecznej strefy albo na kontakt (w przypadku porażki Arki) albo będzie tracić do niej tylko jeden punkt (porażka Wisły). Gospodarze przystąpią do meczu bez ubytków, niewykluczone nawet, że Thomas Daehne wróci do bramki. W Arce posypała się z kolei obrona – za kartki pauzują Maghoma i Marciniak, więc na boisku obejrzymy pewnie defensywę złożoną ze Zbozienia, Dancha, Helstrupa i Olczyka. Ogromne problemy są również w ataku gdynian – Kolew i Siemaszko mają już po sezonie, a w ostatnim meczu kontuzji nosa doznał Maciej Jankowski, choć ten uraz nie musi go rzecz jasna eliminować z dzisiejszego meczu.
Fot. FotoPyK
***
Piotr Wołosik i Łukasz Olkowicz zapraszają na “Ofensywnych”. Gościem odcinka Dariusz Bayer, temat – finał Pucharu Polski.