Sport tworzy bohaterów. Kibice piłkarscy mają Lionela Messiego. Niesamowitego gracza, który wydaje się być ulepiony z innej gliny niż pozostali uczestnicy piłkarskiego spektaklu. Patrząc na jego grę odnosi się wrażenie, że nic nie sprawia mu trudności. Kibice koszykówki mają LeBrona Jamesa, wielbiciele lekkiej atletyki Usaina Bolta… W każdej generacji rodzi się potencjalny talent, który rozkwita przed naszymi oczami i ku naszej przyjemności.
Najprzyjemniejsze jest to, jak wracamy we wspomnieniach do momentu, kiedy pierwszy raz zobaczyliśmy w akcji tych wielkich. Kiedy nieopierzony junior staje się osobą, na którą weterani patrzą z uznaniem i szacunkiem a dyscyplina, którą uprawiają staje się nagle ciekawsza.
Kolarstwo jest takim sportem, którego historia wypełniona jest życiorysami gigantów. Belg Eddy Merckx, francuz Hinault, włosi Binda i Coppi czy hiszpan Indurain, żeby wymienić jedynie kilku. Zwycięzcy wielkich tourów czy wiosennych klasyków zapisywali piękne karty swoją walką i nieustępliwością i stawali się bohaterami dla kolejnych pokoleń kibiców.
Wiosną tego roku urodził się prawdopodobnie taki zawodnik. Jego historia jest dość ciekawa i po krótce postaram się państwu ją przedstawić. Zacznijmy od lat sześćdziesiątych…
***
Raymond Poulidor był ulubieńcem fanów kolarstwa. „Wieczny drugi”, bo tak go nazywano, przyciągał na trasę Tour de France tysiące fanów. Trzykrotnie był drugi, pięciokrotnie trzeci a jego zmagania z Jacquesem Anquetilem opisywała każda francuska gazeta. W 1961 udało mu się wygrać klasyk Milan – San Remo a w 1964 roku pokonał wszystkich zwyciężając na trasie hiszpańskiej Vuelty. Po zakończeniu kariery wraz z żoną zamieszkał niedaleko francuskiego Limoges. Tam też urodziła się ich córka Corinne.
***
Adri van der Poel był holenderskim kolarzem szosowym. Zwycięzcą renomowanych wyścigów jednodniowych (Ronde von Vlaanderen, Liege-Bastogne-Liege) i wicemistrzem świata z 1983 roku gdzie pokonał go jedynie amerykański kolarz Greg LeMond trzykrotny zwycięzca Tour de France. Żeby podtrzymać formę zimą i dobrze przygotować się do sezonu, zaczął uprawiać bardzo popularną w krajach Beneluksu formę kolarstwa – cyclocross.
Adri van der Poel na zdjęciu trzeci od lewej, fot. NewsPix.pl
Są to wyścigi na naturalnych trasach, podczas których zawodnicy pokonują wiele przeszkód terenowych. Dodając do tego porę, w której sezon tej dyscypliny jest w pełni – jesień i zima – wyścigi odbywają się w śniegu i błocie. Czasami kolarze muszą zamiast pedałować biec z rowerem na ramieniu. Wyścigi rozgrywane kilka razy w tygodniu trwają około jednej godziny i stanowią doskonałe przygotowanie kondycyjne i techniczne przed wiosennymi zmaganiami.
Z czasem Adri stał się jednym z czołowych zawodników błotnych wyścigów. Tak doskonałym, że w roku 1996 zdobył mistrzostwo świata a rok później zwyciężył w klasyfikacji generalnej pucharu świata i najważniejszego cyklu wyścigów cyclocrossowych – Superprestige.
Zakończył karierę po cyclocrossowych Mistrzostwach Świata w roku 2000 i od tego czasu mógł zająć się w pełni wychowywaniem dwóch synów. Ich matką jest wspomniana wyżej Corinne.
***
Bohater dzisiejszego artykułu urodził się w 1995 roku w belgijskim Kapellen. W przeciwieństwie do ojca zajął się przede wszystkim cyclocrossem. Od wieku juniorskiego zaczął wygrywać seriami pokonując często starszych zawodników. Nie było rzadkością, że piętnastoletni Mathieu przyjeżdzał na metę z ogromną przewagą nad przeciwnikami. W sezonie 2012-2013 wygrał we wszystkich wyścigach w jakich wystartował, a jego ukoronowaniem był tytuł mistrza Europy juniorów.
Tak zaczął trwający do dziś dzień okres absolutnej dominacji Van der Poela na cyclocrosowych torach europy i świata. Jako dwudziestolatek zdobywa w czeskiem Taborze w 2015 roku mistrzostwo świata mężczyzn w kategorii Elite. I to pomimo, że mógłby startować z zawodnikami do lat dwudziestu trzech. Jego zmagania z o rok starszym drugim wielkim talentem tej dyscypliny Belgiem Woutem van Aertem wnoszą świeżość na trasy i przyciągają rzesze kibiców, którzy prawie dokładnie po połowie rozkładają swoje sympatie. Czasami górą jest Mathieu, czasem jego kolega przyjeżdża na metę pierwszy. Świat kolarski zastanawia się kiedy cyclocross stanie się zbyt mały dla tych dwóch zawodników. Tym bardziej, że obaj zaczynają startować poza cyklem zawodów crossowych i, co najlepsze, zaczynają wygrywać.
Rok 2018 staje się przełomem w karierze obu zawodników. Belg bierze udział z powodzeniem w wiosennych klasykach, jako dziewiąty przyjeżdża na metę prestiżowej Ronde van Vlaandereren, a coraz popularniejszy włoski klasyk – Strade Bianche – kończy na trzeciej pozycji. Duże grupy zawodowe zaczynają przymiarki do podpisania kontraktu z młodym kolarzem.
Mathieu wybiera inną drogę, startuje w letnim cyklu wyścigów MTB gdzie zaczyna rywalizować z legendą tego sportu Nico Schurterem. Cel to igrzyska olimpijskie Tokio 2020. Sezon kończy na drugim miejscu klasyfikacji Pucharu Świata MTB i zajmuje trzecie miejsce na Mistrzostwach Świata w Cross Country w szwajcarskim Lenzerheide. Do tego dokłada kolejne zwycięstwo w Pucharze Świata Cyclocross i cyklu Superprestige a także mistrzostwo Holandii na szosie. Na szosowych Mistrzostwach Europy przyjeżdża na metę drugi, ale przed swoim belgijskim rywalem.
Mathieu van der Poel, fot. NewsPix.pl
***
Sezon 2018-2019 można określić jedynie słowem: dominacja. Poza pucharem świata, który ewidentnie zawodnik traktuje ulgowo, wygrywa wszystko co jest do wygrania w świecie cyclocrossu. Wygrana to jedno, ale zwraca uwagę styl w jakim Holender pokonuje rywali. W zasadzie nikt nie jest w stanie mu zagrozić, a wszystkie wyścigi mają zgoła podobny scenariusz. Wszyscy jadą razem i starają się walczyć, do czasu aż Mathieu postanawia włączyć dopalacze. Jego cykliczne wygrane skłaniają legendę cyclocrossu Rogera de Vlaemincka do komentarza o „śmierci dyscypliny”.
Po zakończeniu sezonu „na błocie” van der Poel informuje, że przymierza się do startów w sezonie szosowym 2019. Jego drużyna dostaje zaproszenie na kilka wiosennych wyścigów. Zawodnik określa precyzyjny plan. Wiosenne wyścigi a potem powrót do zawodów MTB i dalsze przygotowania do olimpijskiego występu w 2020 roku.
Przetarcie. Poznanie nowego świata, rywalizacja z najlepszymi zawodnikami zawodowego peletonu. Tak, żeby nauczyć się i zbierać doświadczenie.
Zamiary jednak weryfikują starty młodego kolarza.
Zaczyna od czwartego miejsca w klasyku Gent-Wavelgem 31 marca a trzy dni później staje na starcie jednodniowego wyścigu Dwars door Vlaanderen. Jedzie bardzo aktywnie a sześćdziesiąt kilometrów przed metą inicjuje atak z peletonu, który dogania grupę uciekającą. Grupa kolarzy, w której jest Mathieu, przegania uciekinierów i razem dojeżdża do mety. Finisz po emocjonującym sprincie na ostatnich metrach wygrywa Holender.
Mijają kolejne trzy dni i razem ze swoją grupą Corendon-Circus melduje się na starcie Ronde van Vlaanderen.
Słynny Muur van Geraardsbergen na trasie Ronde van Vlaanderen, fot. NewsPix.pl
Ten niezwykle wymagający wyścig zaczyna pechowo. Usterka mechaniczna i wypadek wydają się grzebać szanse kolarza. Ten jednak nie ma w zwyczaju odpuszczać, samotnie goni uciekających mu liderów. Dochodzi ich, inicjuje kolejne ucieczki. Na mecie melduje się na czwartym miejscu, zdobywając szacunek świata kolarskiego i wielkie uznanie fanów. Zamiast zbierać doświadczenie i po cichu budować swoją pozycję, zaczyna być „gorącym” nazwiskiem peletonu. Przed kolejnymi wyścigami wymieniany jest juz nie jako ciekawostka ale jako ktoś z kim należy się liczyć. Widzowie odbywającego się kilka dni później legendarnego wyścigu Paris-Roubaix nie mogli odżałować nieobecności van der Poela (jego drużyna nie została zaproszona do wzięcia udziału) na trasach północnej Francji.
Po wspaniałym występie we Flandrii młody Holender odbija sobie nieobecność w „niedzieli w piekle” i wygrywa Brabantse Pijl. 21 kwietnia staje na starcie prestiżowego Amstel Gold. Wygrywa w okolicznościach, o których mówi cały kolarski świat i przejdzie zapewne do historii dlatego, że dawno jeden zawodnik nie odcisnął takiego piętna w swoich premierowych wyścigach.
Atak na kilka kilometrów przed metą, jazda ciągle na czele goniącej grupy i fenomenalny finisz na ostatnich metrach. W pokonanym polu wielcy peletonu, niestety również nasz Michał Kwiatkowski. Legendy sportu nie mogą przestać komplementować występów zawodnika. Najwięksi kolarze wyrażają podziw i uznanie, a specjaliści zajmujący się dyscypliną zaczynają zastanawiać się, jak bardzo zagrożona jest pozycja Petera Sagana. Ten niezwykle sympatyczny Słowak zdominował ostatnie lata wyścigów kolarskich i jest uważany za największą współcześnie postać szosowego ścigania.
Michał Kwiatkowski, fot. NewsPix.pl
***
W wielkich letnich tourach Holendra zabraknie. Będzie wtedy ścigał się na trasach zawodów MTB, walcząc o miejsce w składzie kadry na tokijskie igrzyska. Jesienią zacznie pewnie kolejny sezon dominacji w cyclocrossie.
Co przyniesie wiosna 2020 roku?
Tata Adri zapowiada, że jego syn chce ciągle zwyciężać, a menedżerowie wielkich grup kolarskich uważnie badają możliwości zatrudnienia zawodnika. Jego wielki rywal jeździ obecnie w składzie Pro Tourowej grupy Jumbo-Visma i wydaje się jedynie kwestią czasu kiedy młodszy kolega również dołączy do elity peletonu. Wiele osób podejrzewało, że pojawienie się holendra na trasach wyścigów szosowych odciśnie jakieś piętno. Niewielu jednak spodziewało się jak wielkie. Zważając na to, że Mathieu van der Poel ma dopiero dwadzieścia cztery lata, najpiękniejsze dopiero przed nim.
***
Ps. Stop zwolnieniom z WF-u