Nie wiemy, jakie było prawdopodobieństwo tego, że Widzew Łódź zremisuje dziesięć spotkań z rzędu. Pewnie absurdalnie niskie, na pewno przeczące prawom logiki. Tymczasem łodzianie logikę zamiatają pod dywan i robią sobie z niej jaja.
Właśnie zremisowali DZIESIĄTY mecz z rzędu.
DZIE-SIĄ-TY!
Nieważne czy grają z pretendentem do awansu, czy – tak jak dzisiaj – ze Skrą Częstochowa, która jeszcze jakiś czas temu biła się o utrzymanie. Nieważne, czy u siebie, czy na wyjeździe. Nawet nieważne, czy mają karnego w doliczonym czasie gry. Nieważne, czy rywal gra bez kręgosłupa, jednej nogi, z wyrwaną wątrobą i rozbitą głową (nie wymyślamy, przykład pierwszy z brzegu: Błękitni byli osłabieni, a i tak z RTS-em zremisowali). I tak swojej szansy nie wykorzystają. I tak, naturalnie, zremisują.
1:1 z ROW-em Rybnik. 1:1 z Resovią Rzeszów. 1:1 z Elaną Toruń. 0:0 z Górnikiem Łęczna. 0:0 z Błękitnymi Starogard. 1:1 z Olimpią Elbląg. 1:1 z Pogonią Siedlce. 1:1 z Siarką Tarnobrzeg. 0:0 z Radomiakiem Radom. 1:1 ze Skrą Częstochowa. Efektem rekord Polski w liczbie remisów z rzędu. Poprzedni należał do Gwardii Warszawa i wynosił dziewięć spotkań.
Nasze zainteresowanie tą passą remisów wzrastało z tygodnia na tydzień. Dwa lub trzy z rzędu? No bywa. Pięć? Niesłychane. Przy ósmym podziale punktów brakowało epitetów. Przy dziesiątym pozostaje nam już ryknąć śmiechem.
Ot, solidnie wzmocnieni – Tanżyna, Wolsztyński – i sążnie opłacani piłkarze nie radzą sobie tak samo z dość mocnymi zespołami, jak i takimi, które ledwo wiążą koniec z końcem. Przy tym imponują nieskutecznością – przecież w tygodniu, przeciwko Radomiakowi, nie wykorzystali karnego na samym początku. A dziś, dla odmiany, w ostatniej akcji meczu z jedenastego metra pomylił się Michael Ameyaw. Tym sposobem Widzew to nie tylko drużyna, która zremisowała dziesięć spotkań z rzędu. Więcej – łodzianie nie wykorzystali rzutu karnego w trzech ostatnich meczach, bo do Skry i Radomiaka trzeba dorzucić jeszcze Siarkę.
Ciekawostka ciekawostką, ale z tej toksycznej miłości Widzewa do remisów bynajmniej nie zapowiada się szczęśliwy, zwieńczony awansem do pierwszej ligi związek. Łodzianie, remisując ze Skrą, znaleźli się na skraju przepaści. A dla takiego klubu – z takimi kibicami, z takim zapleczem, z takimi oczekiwaniami – przepaść stanowi wypadnięcie poza strefę gwarantującą awans.
Kiedy taka sytuacja może mieć miejsce? A no już jutro.
Olimpia gra z ROW-em, Bełchatów z Resovią, a Elana – z Ruchem. Każda z tych drużyn może Widzew wyprzedzić, spadek RTS-u na piąte miejsce wydaje się całkiem realny. Ponadto terminarz do końca rozgrywek nie jest łatwy. Łodzianie grają z walczącym o utrzymanie Ruchem, następnie zagrają z pretendentami do awansu – Bełchatów na wyjeździe i Olimpię u siebie.
I pomyśleć, że tabela po wygranej z Gryfem Wejherowo (ledwo, ledwo!), a przed pozbawioną logiki serią remisów wyglądała z perspektywy Widzewa dość spokojnie.
Jednak później doszło do kompromitującej serii, choć – prawdę mówiąc – Widzew nie przekonywał już przez dłuższy czas.
Do tego trzeba doliczyć jeszcze dzisiejszy remis ze Skrą
Wiemy, że była przerwa zimowa i te sprawy, ale cholera – kibice Widzewa w ciągu ostatnich sześciu miesięcy widzieli JEDNO ZWYCIĘSTWO swojej drużyny.
Nie przystoi tak odpłacać się tak licznie pojawiającym się na stadionie fanom.
Fot. Newspix.pl