Reklama

Nie wiadomo, w co ręce włożyć. Wyzwania przed Jackiem Zielińskim

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

22 kwietnia 2019, 13:20 • 7 min czytania 0 komentarzy

Jacek Zieliński tak jak Irena Kwiatkowska w “Czterdziestolatku” – żadnej pracy się nie boi. Ale na utrzymanie Arki Gdynia w ekstraklasie sama odwaga nie wystarczy, tutaj trzeba w bardzo krótkim czasie bardzo wiele elementów w grze zespołu poprawić. Na wypracowywanie Bóg wie czego nie ma już zwyczajnie czasu, lecz coś odmienić należy, bo w tej chwili żółto-niebieska łajba kieruje się wprost w paszczę morskiego potwora.

Nie wiadomo, w co ręce włożyć. Wyzwania przed Jackiem Zielińskim

Totolotek oferuje kod powitalny za rejestrację dla nowych graczy!

Krótko mówiąc – spadek zagląda już gdynianom głęboko w oczy i uśmiecha się zalotnie. Oczywiście nie tylko Arka w bieżących rozgrywkach notuje rozczarowujące wyniki i właściwie tylko z tego powodu jej sytuacja w tabeli pozostaje kiepska, lecz nie totalnie dramatyczna. Niemniej, przedostatnia lokata w grupie spadkowej i ledwie 29 punktów na koncie to dorobek, który trzeba czym prędzej poprawić.

Jakie wyzwania stoją przed Jackiem Zielińskim w walce o ligowy byt?

Reklama

KURSY NA MECZ GÓRNIK – ARKA W TOTOLOTKU: 1 – 2,20, X – 3,50, 2 – 3,20 

Wyzwanie pierwsze – wygrać mecz

Niby dość proste zadanie, ale jednak nie do końca. Arka z ostatnich pięciu spotkań zremisowała cztery i przegrała jedno, więc – jakkolwiek by to nie zabrzmiało – zanotowała progres. Bo wcześniej była passa pięciu porażek z rzędu. W sumie na ligowe trzy punkty arkowcy czekają od 26 listopada. Na ich czarną serię składa się sześć remisów i osiem porażek, plus odpadnięcie z Pucharu Polski, choć te rozgrywki w ostatnich latach były wręcz domeną żółto-niebieskich. Ustabilizowanie formy na tak beznadziejnym poziomie jest w ekstraklasie nie lada sztuką.

Czasem mówimy, że  w polskich rozgrywkach każdy może wygrać z każdym. Otóż nie. Arka Gdynia od kilku miesięcy nie potrafi wygrać z nikim. Jacek Zieliński musi więc schować między bajki marzenia o grze w pięknym stylu i zainkasować trzy punkty jak najprędzej, najlepiej już dziś. Bardzo blisko było w poprzedniej kolejce, kiedy gdynianie mierzyli się u siebie z Miedzią, ale znów czegoś zabrakło. Widać było jednak potrzebę zwycięstwa, gdy po bramce Janoty z rzutu karnego cała drużyna stłoczyła się w ciasnym kółeczku, gratulując strzelcowi i jeszcze się dodatkowo mobilizując.

Trzeba te bojowe nastroje w składzie przekuć na jakiś triumf, póki ogień jeszcze się tli.

Wyzwanie drugie – odpowiednio wykorzystać Marko Vejinovicia

Reklama

“Dla mnie trener to szef. Nie podoba mu się moja gra – może na mnie nawrzeszczeć. Akceptuję to, bo jestem urodzonym zwycięzcą, zawsze chcę wygrywać. Dirk Kuyt, z którym grałem w Feyenoordzie, również miał taką mentalność. W mistrzowskim sezonie w przedostatnim spotkaniu sezonu, w derbach z Excelsiorem zaczął na ławce. Gdybyśmy wygrali, zostalibyśmy mistrzem już wtedy. Kuyt wszedł z ławki, przegraliśmy. Był zły. Wściekły. W następnym meczu dał tej złości ujście – strzelił hat-tricka, wygraliśmy ligę. To mówi o nim wszystko. Przez to, jaki jestem, bardzo się frustruję, gdy widzę zawodników, którzy się nie przykładają”.

Tak Vejinović opisywał swoją mentalność w WYWIADZIE z Szymonem Podstufką. I widać, że facet nie klepał co mu ślina na język przyniesie. To zawodnik wyróżniający się pozytywnie na tle rozczarowujących kolegów. Nie ma chyba sensu szukać kwadratowych jaj, tylko trzeba właśnie Holendrowi powierzyć rolę lidera drugiej linii. Jeżeli ktoś ma pociągnąć grę Arki, tak jak jesienią robił to Michał Janota, Vejinović wygląda na idealnego kandydata do tej roli. Wybiera optymalne rozwiązania na murawie, ma zmysł w rozegraniu futbolówki. Klasowy piłkarz.

Poza tym – koniec sezonu za pasem i Zieliński w wymiarze gry zespołowej, poza ewentualnym napompowaniem drużyny mentalnie, wiele już zapewne nie wymyśli. Trzeba liczyć na indywidualności.

Wyzwanie trzecie – poukładać ofensywę na nowo

W pewnym momencie tego sezonu Arka grała naprawdę efektowny futbol, ale to już przeszłość. Janota jest cieniem samego siebie z rundy jesiennej, Luka Zarandia się odbudowuje, Maciej Jankowski już nie błyszczy, Mateusz Młyński nadal nie wrócił do zdrowia. I tak dalej, i tak dalej, i tak dalej. Na domiar wszystkiego, bardzo poważnej kontuzji  w straciu z Miedzią nabawił się Aleksandyr Kolew, jeden z pupilków poprzedniego trenera żółto-niebieskich.

I może właśnie ten uraz to odpowiedni moment, by przeorientować priorytety w grze ofensywnej?

Kolew wystąpił w tym sezonie 17 razy na boiskach ekstraklasy. Zdobył jedną bramkę. To dramatycznie słaby bilans, nawet jeżeli założyć optymistycznie, że koczowanie na futbolówkę w obrębie szesnastki nie należało do priorytetowych zadań boiskowych Bułgara. Nie ma usprawiedliwienia, gdy środkowy napastnik trafia do siatki raz, a spędza na ligowych boiskach 1423 minuty. Choćby miał do wypełnienia nie wiadomo ile dodatkowych zadań. Jeżeli taki gość jest – gdy zdrowie dopisuje – niemalże pewniakiem do wyjścia w pierwszej jedenastce, to znaczy, że coś w drużynie działa nie tak jak trzeba.

Zieliński Kolewa z premedytacją nie odpalił, lecz teraz musi sobie radzić bez niego. I to może Arce wyjść na zdrowie. Gdynianie są najgroźniejsi wtedy, gdy grają dynamicznie, kombinacyjnie, gdy wykorzystują ruchliwość swoich ofensywnych zawodników, gdy stosują dużą wymienność pozycji. Bez Bułgara powinno być o to łatwiej, a jego uraz niekoniecznie musi oznaczać potrzebę wypuszczenia w wyjściowej jedenastce Rafała Siemaszki. Zresztą – ten ostatni także narzeka na problemy ze zdrowiem.

Wyzwanie czwarte – nie oddawać punktów w końcówkach

Mecz z Miedzią – zwycięstwo wypuszczone z garści w 89. minucie. Mecz z Pogonią – w 87. Spotkanie z Lechią – kapitalna okazja do wyjścia na prowadzenie zmarnowana tuż przed końcowym gwizdkiem arbitra. Do tego jeszcze gol stracony w 85. minucie meczu z Zagłębiem Sosnowiec, a gdyby sięgnąć pamięcią dalej, to przypomni się też na przykład późna bramka Urygi w starciu Arki z Wisłą Płock.

Za dużo tych potknięć na ostatniej prostej przed metą. I nie wynika to raczej, z faktu, że drużyna nie wytrzymuje trudów spotkania kondycyjnie:

– To był mikrocykl na zapoznanie – mówił Jacek Zieliński o swoich początkach w Arce. – Chciałem poznać zespół, bo niektórych zawodników nie widziałem nie tylko w grze, ale nawet w treningu. W kwestiach motoryki niewiele da się już zrobić, a poza tym pod względem fizycznym zastałem zespół dobrze przygotowany. Pracowaliśmy w Gdyni głównie nad taktyką, obejrzałem również spotkanie rezerw, które pokonały 5:0 lidera czwartej ligi Gryfa Słupsk.

Jeżeli nie złe przygotowania, to błędy indywidualne, taktyczne, ewentualnie kłopoty z koncentracją. Na takie rzeczy nie ma miejsca w walce o utrzymanie. Wydaje się, że szczególnie trudnym zadaniem będzie dla Zielińskie uszczelnienie boków defensywy. O ile duet stoperów Maghoma – Helstrup gwarantuje pewien poziom solidności, tak Marciniak, Zbozień czy Socha – o Olczyku przez litość nie wspominając – prezentują w ostatnich tygodniach bardzo, ale to bardzo przeciętną formę. Tu musi nastąpić progres.

Wyzwanie piąte – potwierdzić swoją reputację

“Zieliński przychodzi do Arki Gdynia jako szkoleniowiec z dobrym CV i dużym doświadczeniem, ale ciekawi jesteśmy, jak ważna była jego opinia mistrza efektu nowej miotły:

 – Polonia za pierwszym razem: wyjazdowe derby na remis z Legią, porażka z mocną wówczas Wisłą, potem jedenaście meczów bez porażki.
– Lech: cztery zwycięstwa na pięć pierwszych meczów.
– Polonia za drugim razem: cztery zwycięstwa na początek.
– Ruch: remis i cztery zwycięstwa.
– Cracovia: dziewięć zwycięstw, trzy remisy.
– Termalica: wygrana z Sandecją, remis z Lechią na wyjeździe”.

Trzeba powiedzieć, że są to osiągnięcia niebagatelne i widać w nich powtarzalność. Nie w każdym klubie Zieliński zrobił koniec końców oczekiwany wynik, lecz początki zawsze miał co najmniej niezłe. Gdy trzeba było posprzątać bałagan w chałupie, pozdejmować pajęczyny, wymyć okna, odkurzyć w przedpokoju i wynieść śmieci – sprawdzał się doskonale. Sytuacja komplikowała się dopiero wówczas, gdy przychodziło mu lokal gruntownie przemeblować, urządzić na nowo w jakimś gustownym stylu. Ale teraz stoją przed szkoleniowcem Arki te podstawowe zadania.

Zaczęło się – mimo wszystko – troszkę niemrawo, bo kibice w Gdyni naprawdę z utęsknieniem wyglądają już trzech punktów. Zwłaszcza w takich meczach jak starcie z Miedzią Legnica u siebie. Progres jest widoczny, lecz – przynajmniej na razie – nie dość wyraźnie, by odtrąbić sukces nowej miotły. A jej efekt jest żółto-niebieskim potrzebny po prostu na gwałt.

fot. 400mm.pl

***
Arka jeszcze nie spadła, lecz Samuel Szczygielski i Andrzej Iwan już teraz zapraszają kibiców z Gdyni i nie tylko na magazyn “Pierwszoligowiec”.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...