Reklama

Roller-coaster do przodu i na wstecznym, czyli co się działo w Białymstoku

redakcja

Autor:redakcja

20 kwietnia 2019, 21:17 • 3 min czytania 0 komentarzy

Przeuroczy to był mecz. I jedna, i druga ekipa zdążyła się w ciągu tych 106 minut gry skompromitować i zrehabilitować. Kolejorz przeszedł drogę od “świetnie zareagowaliśmy po ogłoszeniu listy zawodników do zwolnienia” przez “ale nadal jesteśmy Lechem Poznań” do “jednak mamy troszkę farta”. A Jagiellonia? Brak Novikovasa nie był odczuwalny, ale spadek formy Runje i Arsenicia już tak.

Roller-coaster do przodu i na wstecznym, czyli co się działo w Białymstoku

Pytanie “jak lechici zareagują na oficjalnie ogłoszenie zawodników skreślonych?” zajmowało myśli kibiców na całym świecie. Podobno nawet w Manchesterze i Londynie krócej dyskutowano o starciu w Lidze Mistrzów, a więcej czasu poświęcono na dysputy o tym, czy Vujadinoviciowi jednak będzie chciało się być dobrym obrońcą.

Tak naprawdę, to potencjalne mocne oświadczenie rozeszło się po kościach, bo Lech – nazwijmy rzeczy po imieniu – interesuje już coraz mniej osób. Kibice Kolejorza nie są radośni (no bo z jakiej okazji), nie są już nawet wkurzeni (bo przecież nie możesz wkurzać się przez cztery lata 24 godziny na dobę). Są po prostu zobojętnieni. Ale nawet ich pierwsza połowa starcia w Białymstoku musiała lekko ruszyć. No bo nie co tydzień poznaniacy strzelają dwa gole na wyjeździe. Idźmy dalej – Lech do przerwy oddał cztery celne strzały. Czyli tyle, ile w czterech poprzednich starciach wyjazdowych łącznie.

To były trzy kwadranse cudów. Bo nagle okazało się, że Darko Jevtić może celnie dośrodkować (ostatni raz asystę na wyjeździe zaliczył… pół roku temu w Białymstoku), że Tarasa Romanczuka idzie przeskoczyć (najwięcej wygranych główek w lidze). Nie okazało się, że do Nikoli Vujadinovicia dotarły wieści o tym, że skreślenie go w Lechu to nie żadna medialna szopka, ale oficjalny komunikat Kolejorza i Czarnogórzec ponownie zaprezentował swoją cieszynkę “X”. Okazało się natomiast, że Maciej Makuszewski nadal potrafi dograć idealnie w tempo, a Joao Amaral wykorzysta stojanowa w wykonaniu stoperów Jagi.

Było 2:0, ale Lech przecież nie byłby sobą, gdyby takiej przewagi w Białymstoku nie roztrwonił. Pamiętacie mecz z rundy jesiennej? Z 2:0 zrobiło się 2:2. Pamiętacie finał sezonu 2016/17? Ostatnia kolejka, Lech prowadził 2:0, zremisował 2:2, a niewiele brakowało, by przegrał miejsce na podium.

Reklama

No i tej uroczej soboty też z 2:0 zrobiło się 2:3. No, “samo się nie zrobiło”, jak mawiała mama. W odrabianiu strat przez Jagę nieoceniony okazał się VAR. Bo bez systemu wideoweryfikacji pierwszą połowę Jesus Imaz kończyłby z żółtą kartką za symulkę, a nie z golem z wapna. I nie byłoby po pierwszej połowie 1:2, a 0:2. I bez VAR-u padłby za to gol na 3:2 dla Jagiellonii, ale zmieniłby się strzelec. Jeśli ktoś nie oglądał, to wyjaśnijmy, bo to była na pewno wideoweryfikacja kolejki (jeśli nie sezonu):

– Runje strzelił cudownego gola z niemal zerowego kąta lobując Buricia efektowną wcinką

– sędzia nie uznał jednak tego gola, bo Runje był na spalonym, ale…

– … przyznał jednocześnie rzut karny dla gospodarzy, bo chwilę przed uderzeniem Runje w polu karnym Żamaletdinow faulował Poletanovicia

Imaz po raz drugi z karnego i było 3:2, bo wcześniej Kadlec wykorzystał zaangażowanie Jóźwiaka w kontemplacje na temat rozwoju gatunku szympansów bonobo. No bo na pewno nie w gonienie za swoim rywalem, który dopadł do odbitej przez Vujadinovicia piłki.

Odhaczyliśmy zatem etap “Lech na pewno tego nie wygra! A nie, jednak może wygrać….”, następnie “Lech na pewno tego nie spieprzy! A nie, jednak może to spieprzyć…”. Żeby zatem to popołudnie było jeszcze bardziej kuriozalne, to musiał paść gol na 3:3. Strzelony przez rezerwowego Rosjanina, który w tym sezonie jeszcze nie zdobył bramki? Spoko, może być. Po rykoszecie, który przelobował bramkarza? Bierzemy. I mówicie jeszcze, że ten bramkarz po puszczeniu bramki na 3:3 był cały uchachany? Wierzymy.

Reklama

No i remisem się skończyło. Remisem – zaznaczmy – sprawiedliwym, bo obie drużyny miały momenty, ale nie mogły na dłużej przejąć kontroli nad spotkaniem. To był raczej etapy lekkiej przewagi niż okresy dominacji. A najbardziej zadowolona z tego rozstrzygnięcia jest… nie, nie Jagiellonia.

Cracovia, bo Jagiellonia wciąż ma przecież szanse na puchary. A Lech niech się skupi na “dogrywaniu sezonu”.

 [event_results 577557]

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...