– 6 mln euro, które jest moją klauzulą wykupu, to bardzo duże pieniądze jak na polskie warunki. Ale byłbym dumny, gdyby Legia się zdecydowała, dzięki czemu zostałbym najdroższym piłkarzem kupionym kiedykolwiek przez polski klub.
To słowa Iuriego Medeirosa z dzisiejszego „Super Expressu”. Portugalczyk twierdzi, że bardzo chętnie zostałby w Warszawie na dłużej, Piotrowi Koźmińskiemu powiedział nawet, że gdyby leżał przed nim na stole kontrakt na kolejne sezony w Legii, podpisałby go bez wahania.
Rzecz w tym, że rekord transferowy ligi to nieco ponad milion euro za Joao Amarala. A więc nawet zakładając, że Sporting zejdzie nieco z klauzuli wykupu Medeirosa, trzeba by było wyłożyć przynajmniej ze trzy-cztery razy tyle, by Portugalczycy w ogóle rzucili okiem na ofertę. Czy to ma prawo wypalić?
Nie. Już tłumaczymy dlaczego…
6 milionów euro za Medeirosa to, biorąc pod uwagę dzisiejszy kurs euro, około 25,5 miliona złotych. Niewiele mniej niż – jak wynika z naszych obliczeń – za prawa telewizyjne dostanie mistrz Polski w sezonie 2019/20. Trochę więcej niż wicemistrz. W 2017 roku taka kwota byłaby równa 18,4% rocznych przychodów stołecznego klubu, w 2016 (roku gdy Legia grała w Champions League) – 12,3%. A mówimy tylko o kwocie transferowej, bez doliczania bonusów za podpis czy wynagrodzenia, które pewnie w przypadku zawodnika o takim profilu byłoby jednym z najwyższych w lidze.
Wszystkie te wyliczenia poszłyby oczywiście do kosza, gdyby Sporting chciał Medeirosa wypożyczyć po raz drugi. Ale, jak ustalił Piotr Koźmiński z „SE”, powołując się na źródła bliskie portugalskiemu klubowi, sprzedaż jest dla klubu z Lizbony absolutnym priorytetem.
„- To ostateczność – takie słowa słyszymy, pytając, czy Portugalczycy są gotowi znów wypożyczyć Legii Medeirosa. W dodatku ostateczność “obwarowana” istotnym warunkiem: – możemy rozmawiać o drugim wypożyczeniu Medeirosa tylko w sytuacji, gdy latem nie znajdzie się na niego kupiec – takie słowa padają w Lizbonie” – czytamy na sport.se.pl.
To oznaczałoby jednak, że Medeiros nie pomógłby Legii w eliminacjach europucharów, bo Sporting zwlekałby z wypożyczeniem go tak długo, jak długo byłaby szansa otrzymania za pomocnika oferty transferu definitywnego. Znacznie prędzej Sporting zgodziłby się na sprzedanie Legii Medeirosa zapewniając sobie potężny procent od kolejnej sprzedaży. „SE” ustalił, że zaraz po sprzedaży, opcją numer dwa dla Sportingu byłby podział praw do zawodnika (a więc i zysków z przyszłego transferu) 50/50. Ale wciąż oznaczałoby to potężny wydatek, bicie rekordu transferowego. Płacenie za jednego piłkarza kwoty, w jakiej w najmocniejszych okienkach zamykały się wszystkie transfery Legii. I potężną gimnastykę, by w dalszej perspektywie zarobić cokolwiek na sprzedaży portugalskiego skrzydłowego.
Medeiros za rok kończy bowiem 25 lat. A najdrożej sprzedany z naszej ligi zawodnik mający tyle samo lub więcej lat na karku to Rafał Murawski oddany za 3,2 mln euro do Rubina Kazań. Dalej Maciej Żurawski za 3,1 miliona do Celticu, wreszcie Nemanja Nikolić za 3 mln euro do Chicago Fire.
Nie oznacza to jednak, że z ligi takiej jak polska nie da się sprzedać zawodnika 25-letniego za kwotę nawet ośmiocyfrową. Najlepszym dowodem jest Sparta Praga, która najpierw wydała 3,75 miliona euro na Nicolae Stanciu, a rok później sprzedała za 10 milionów euro do saudyjskiego Al Ahli. To jednak nie było celem samym w sobie – Stanciu miał przede wszystkim dać wynik sportowy, a właściciel Sparty Daniel Kretinsky zdecydował się w szansę na sukces, ale i w swego rodzaju wypozycjonowanie Sparty wyżej na rynku transferowym, zainwestować naprawdę grubo. Miał z czego, w tym samym czasie bowiem po Borka Dockala zgłosił się chiński Henan, dając na stół około ośmiu milionów euro.
Czy Medeiros byłby w przyszłości do sprzedania za kwotę, za jaką nikt wcześniej nie odszedł z naszej ligi? Popytaliśmy tu i ówdzie i usłyszeliśmy, że owszem. Ale tylko pod warunkiem że zachwycałby w praktycznie każdym meczu, prowadząc Legię do mistrzostwa i rozgrywając świetne spotkania w europejskich pucharach.
Taki ruch to jednak ryzyko graniczące z brawurą, nawet gdyby Legia analogicznie do Sparty sprzedała latem za duże pieniądze jednego lub kilku czołowych graczy. Bo – jak pokazuje przykład Stanciu – zarobić można. Ale można i wtopić potężną sumę, na jakiej wtopienie Legii w tej chwili nie stać. Nawet jeśli Sporting znacząco zejdzie z ceny, gdyby zgodził się sporą część kwoty pobrać w chwili kolejnego transferu, ryzyko wydaje się być zdecydowanie zbyt duże i bardzo, ale to bardzo wątpliwe, by warszawski zespół zdecydował się je podjąć. W dodatku, z tego co słyszeliśmy, Portugalczyk – ujmijmy to tak – członkiem Mensy raczej nie zostanie. Gdyby robić analizę SWOT, głowa musiałaby się raczej znaleźć po stronie zagrożeń.
Do tego trzeba powiedzieć na głos rzecz oczywistą – Legia dziś to nie ta sama Legia, która awansowała do Ligi Mistrzów. Wtedy może byłaby w stanie w to wejść. Przychody klubu znacząco jednak spadły, od kiedy ten nie potrafi zaczepić się nawet w fazie grupowej Ligi Europy. Finansowe zastrzyki od UEFA, ale i kasa ze sprzedaży piłkarzy wypromowanych na europejskich arenach sprawiały, że na rynku transferowym można było się nieco bardziej wyszaleć.
MEDEIROS Z GOLEM W MECZU Z CRACOVIĄ? 3,25 W ETOTO!
Dziś to klub, którego prezes deklarował w grudniu w wywiadzie dla Polskiej Agencji Prasowej, że będzie musiał dorzucić około 40 milionów złotych z własnych środków, by budżet się spiął. Przypomnijmy:
– W jednym z wywiadów członek zarządu Łukasz Sekuła powiedział, że do budżetu klubu dołoży pan około 20 mln zł z własnych środków.
– Bardzo bym się cieszył, gdyby te 20 mln zł wystarczyło. Będzie to co najmniej dwa razy więcej. Na pewno pomogą nam większe wpływy z tytułu sprzedaży praw telewizyjnych, ale problemem były konstrukcje kontraktów i poziom kosztów, które ponosiliśmy. To była nasza “kula u nogi”, która powodowała, że nie byliśmy w stanie zejść z tego z dnia na dzień. Teraz głównie koncentrujemy się na zwiększeniu przychodów. Nie chcę zmniejszać kosztów, bo tylko – jak to powinno być w idealnym świecie – więcej inwestować w klub i piłkarzy. Jeżeli jednak nie ma szans osiągnąć przychodów na takim poziomie lub są one obarczone ryzykiem jak w tym roku, to nie możemy sobie pozwolić na duże wydatki.
Od tamtej pory zwolniony został Ricardo Sa Pinto, co ciągnie za sobą kolejne koszta, dalsze będą pokłosiem zatrudnienia w niedalekiej przyszłości nowego szkoleniowca na stałe.
W zasadzie jedyną sytuacją, w której Legia mogłaby bez ryzyka wykupić Medeirosa byłaby ta, gdzie na Portugalczyka natychmiast czekałby kupiec gotów wyłożyć natychmiast jeszcze większe pieniądze, co jest obecnie niezwykle powszechną praktyką i ma miejsce choćby w przypadkach Luki Jovicia czy Giovaniego Lo Celso. Pierwszy w dwuletniej umowie wypożyczenia z Benfiki do Eintrachtu Frankfurt miał zawartą aktywowaną w tym tygodniu klauzulę wykupu za 6 milionów euro, Real Madryt ma zdaniem hiszpańskich mediów być gotów zapłacić dziesięć razy tyle. Podobną kwotę za wykupionego za 25 milionów z PSG ma otrzymać Betis – tutaj głównym zainteresowanym obok Królewskich jest Tottenham.
Tylko że Medeiros póki co w ekstraklasie zagrał zaledwie kilka meczów, a do końca sezonu zostało ich jeszcze tylko siedem. I choć podobał nam się w kilku momentach, to wątpliwe by sprawiły one, że jego wartość wskoczyła już na pułap ligowego rekordu transferowego.
Fajnie więc, że Medeiros twierdzi, że trochę zakochał się w Warszawie i że zapewnia, że pod transferem definitywnym do Legii podpisałby się rękami i nogami. Kibice na pewno to docenią. Ale na dziś to perspektywa po prostu nierealna. Nadzieja na oglądanie Medeirosa w ekstraklasie w kolejnym sezonie tkwi więc w przedłużeniu wypożyczenia Portugalczyka. I tylko tutaj.
fot. FotoPyK
LEGIA – CRACOVIA 1,86 – 3,60 – 4,40 W ETOTO!
***
Tomasz Sokołowski i Bartek Kubiak rozprawiają w programie Wojciecha Hadaja o Legii i Vukoviciu. Posłuchajcie!