Łącznie piętnaście doliczonych minut. Ten sam karny powtarzany trzy razy. Jaga przerwała passę, robiąc duży krok w kierunku grupy mistrzowskiej, ale sporo w kontekście tego meczu będzie się mówiło o – by tak rzec – niebanalnej dyspozycji sędziów. Decyzje Dobrynina się obronią, mecz był trudny do prowadzenia, ale nie zmienia to faktu, że arbiter stracił kontrolę nad spotkaniem.
Jagiellonia przez pierwszy kwadrans nie wiedziała co się dzieje. W zasadzie została zamknięta we własnym polu karnym, z którego wychylała się tylko po to, by w mniej lub bardziej finezyjny sposób stracić piłkę. Jaga miała wiele słabych momentów wiosną, niektóre wręcz dla białostoczan traumatyczne, ale te piętnaście minut były jednymi z najgorszych. Stracili nawet bramkę, zaraz na początku, ale Dobrynin po konsultacji z VAR-em anulował gola Cichockiego. Poza tym Zagłębie próbowało z tysiąca stałych fragmentów gry, bo Jaga co i rusz musiała uciekać się do faulu. Najbliżej bramki był Pawłowski, gdy sprytnie uderzył pod murem na bramkę Kelemena.
Bramki Jagi w tym momencie nie spodziewał się nikt. To znaczy: kibice z Białegostoku mieli prawo do nadziei na to, ze ich ulubieńcy wreszcie pokuszą się o przekroczenie własnej połowy, ale od razu bramka? Cytując klasyka: synek, to nie wszystko na raz, to trzeba usiąść na spokojnie. Krok po kroku. Tymczasem Martin Toth w niebezpiecznej jak chusteczka higieniczna sytuacji sfaulował w polu karnym i podarował Jadze karnego. Imaz nie pomylił się, 1:0.
To bez dwóch zdań wytrąciło sosnowiczan z równowagi, huraganowe ataki się zakończyły, wdarł się pewien element chaosu. Ale i Jaga nie wyglądała wcale wiele lepiej, cały czas symbolem ich akcji ofensywnych był rzut wolny Imaza, po którym ten sam Imaz musiał robić sprint życia by zatrzymać sprokurowaną kontrę, względnie korner Adamca – świeca na dziesięć metrów w górę, która wyszła poza linię boczną.
A jednak wystarczyło na 2:0. Klimala rozpoczął akcję, Novikovas w swoim stylu wrzucił rywali na karuzelę, a potem dośrodkował idealnie na głowę Klimali, który tym samym strzelił swoją pierwszą bramkę w Ekstraklasie. Nie możemy jednak wyjść z podziwu, że obrońcy Zagłębia zostawili środkowego napastnika (!) zupełnie bez krycia (!!) kilka metrów od bramki Hrosso (!!!). To przecież nie tak, że byli zdziesiątkowani – nie, w strefie wrzutki był tylko Klimala, a jednak potraktowali go jak powietrze.
Dobrynin, za różne przerwy a także konsultacje z VAR-em, doliczył aż dziewięć minut do pierwszej połowy. Valdas Ivanauskas w ich trakcie został wyrzucony na trybuny. Naszym zdaniem protestował przeciwko doliczeniu tylu minut do tak przeciętnego spotkania, co w pełni popieramy, ale Dobrynin dopatrzył się kwestionowania swoich kolejnych wspartych powtórkami decyzji. Już zupełnie poważnie mówiąc: w ogóle nie byliśmy zdziwieni. Ivanauskas powędrował już na trybuny z Górnikiem, a wiadomo, że choć kosa Zagłębia z VAR-em jest kosą stosunkowo świeżą, tak bardzo zażartą.
Pierwsze trzydzieści minut po zmianie stron trwało osiem lat. Mniej więcej tak się dłużyło, bo z boiska wiało nudą tak, że aż się robił przeciąg. Adamec przyzwoicie uderzył z rzutu wolnego, wprowadzony po zmianie stron Olaf Nowak posłał farfocla i tyle. Poza tym jedno wielkie dreptanie, zdezorganizowany marszobieg.
I widać siedemdziesiąta siódma minuta stanowiła rekompensatę, bo takiego cyrku nie widuje się zbyt często. Karny dla Zagłębia po tym, jak Nowak strzelił w rękę Romańczuka – nie ma się do czego przyczepić, absolutnie prawidłowy. Do jedenastki podchodzi Pawłowski. Trafia do siatki, ale Dobrynin każe strzelać jeszcze raz – Udovicić wbiegł jednak za wcześnie w pole karne. Pawłowski powtarza, ale tym razem Kelemen broni. I Dobrynin z kolejną konsultacją, tym razem Kelemen wybiegł za wcześnie. Za trzecim razem strzela Sanogo, 2:1.
Wiecie, nikt tu niczego nie zmyślił, to prawda, że Kelemen wyszedł, a Udovicić wbiegł nie tak jak trzeba. Ale problem w tym, że do tych reguł podchodzi się wybitnie uznaniowo. Nawet na mistrzostwach świata widzieliśmy jedenastki, przy których golkiper wychodził dalej niż Kelemen, a jednak nikt nie reagował; podobnie z wbiegnięciem Udovicicia, które żadnego znaczenia nie miało, bo przecież piłka i tak zatrzepotała w siatce. Jedna sprawa, to jak widać konieczność ustalenia twardszych zasad przy karnym, ale na ten moment jest jak jest, z czego mogą wyniknąć takie absurdy. W tym momencie aż chce się zaryzykować teorię, że Dobrynin odrobinę sugerował się na koniec tym, że VAR w tym meczu trzykrotnie zaszkodził sosnowiczanom – anulowany gol Cichockiego, karny w pierwszej połowie dla Jagi, anulowany gol z karnego Pawłowskiego.
Zagłębie jeszcze spróbowało, ale nie miało zdecydowanego pomysłu. Symbolem dośrodkowanie Udovicicia z 96. minuty, gdzie wszyscy jego kumple poszli w pole karne, a on rzucił piłkę Kelemenowi do koszyczka.
Sosnowiczanie nie zdobyli dzisiaj punktów, ale udowodnili, że cały czas będą się liczyć w grze o utrzymanie. Postawili twarde warunki, przy odrobinie szczęścia – bądź większej rozwadze Totha – mogli dzisiaj coś ugrać. Jagiellonia natomiast zrobiła swoje, wreszcie wygrała, jest bardzo bliska gry w grupie mistrzowskiej, ale nie pokazała dzisiaj nic, co kazałoby sądzić, że w rundzie finałowej będzie rozdawać karty.
[event_results 574305]
Fot. FotoPyK