Za najbardziej nieprzyjemnych rywali uchodzą piłkarze włoscy. Szczypią, gryzą, plują, drapią, w dodatku umieją to robić tak, że uchodzi to uwadze sędziego. Mansur Çalar z trzecioligowego tureckiego Amedsporu myślał, myślał i wymyślił, jak wzbić się ponad wyżyny chamstwa, jeszcze bliżej chmur niż najbardziej śliskie boiskowe cwaniaczki. On w szczypanie się nie bawił, grał z żyletką w dłoni i przy każdej możliwej okazji „docinał” przeciwnikom.
Çalar był przy tym na tyle sprytny, by dokonać kilku ostrych cięć nim dał się przyłapać. Szczęśliwie na meczu były kamery, materiał trafił do tureckiej telewizji. Można w nim zobaczyć, jak Turek korzysta z każdej sposobności, by w ten sposób… no właśnie za cholerę nie wiemy, jaki miał w tym wszystkim cel. Jaki był proces myślowy, który nastąpił (?) w głowie 33-latka. No bo zakładamy, że czegoś takiego dopuścił się po raz pierwszy. Dostał piłką w głowę z bliska na ostatnim treningu? Półka z książkami zwaliła mu się w nocy na łeb? Gdy kilka dni temu świętował urodziny, wiwatujący znajomi trzy razy go podrzucili, a tylko dwa razy złapali?
Patrząc na efekty jego „pracy” w meczu z Sakaryasporem, naprawdę niczego nie można wykluczyć.
O takim Sergio Ramosie, który arsenał brudnych sztuczek ma przebogaty (nieprzypadkowo ustanowił rekord Realu Madryt w liczbie otrzymanych czerwonych kartek) mówi się, że to gość, którego nie chcesz mieć naprzeciw siebie, ale w swojej ekipie już zdecydowanie tak. Z Mansurem Çalarem nie chcielibyśmy mieć po prostu nic wspólnego, czy po przeciwnej, czy po tej samej stronie barykady. Nie chcielibyśmy przebierać się w jednej szatni z facetem, który raz za razem dźga i tnie żyletką rywali. Panie Turek, niech pan już kończy tę karierę, dla takich zakał na boisku – nawet jeśli to tylko trzecia liga turecka – po prostu nie ma miejsca.
Teleexpress ma swoją galerię ludzi pozytywnie zakręconych, dlaczego więc mielibyśmy być gorsi? Çalar ląduje więc w weszlackim panteonie ludzi do reszty popierdolonych.