Reklama

Lech się podniósł, Legia dobiła. Bezdyskusyjne 2:0

redakcja

Autor:redakcja

23 lutego 2019, 21:03 • 4 min czytania 0 komentarzy

Mecz Lecha z Legią był starciem dwóch rannych, po którym ktoś mógł zostać dobity. “Kolejorz” w razie porażki mógłby kompletnie siąść mentalnie i nawet awans do europejskich pucharów zacząłby się jawić jako niezwykle trudne zadanie. Goście w razie porażki i ewentualnego wieczornego zwycięstwa Lechii Gdańsk nad Wisłą Kraków traciliby do lidera już siedem punktów. Już wiadomo, że w glebę wdeptana została Legia i to niemalże dosłownie.

Lech się podniósł, Legia dobiła. Bezdyskusyjne 2:0

Poznaniacy rywala po prostu zabiegali i stłamsili. Od początku wyglądali na dobrze przygotowanych mentalnie do tego spotkania, co zresztą było do przewidzenia. Po upokarzającym 0:4 w Gliwicach bylibyśmy zdziwieni nie widząc maksymalnej mobilizacji, zwłaszcza przy Adamie Nawałce jako trenerze. Do tego doszedł element szczęścia w postaci szybko strzelonego gola po bilardzie w polu karnym. Rzut rożny, Nikola Vujadinović próbuje strzelać, nabija Marko Vesovicia, ten nabija Vujadinovicia i piłka w siatce. Początkowo bramkę uznano za samobójczą, ale po dokładnej analizie wyszło, że to stoper Lecha jako ostatni miał kontakt z futbolówką.

Swoją drogą, był to mecz symbolicznych przełamań. Vujadinović, którego do składu pewnie nie wstawiłby już żaden kibic gospodarzy, razem z Thomasem Rogne stworzył niemal bezbłędny duet stoperów. Nie zaliczyli żadnej większej wpadki, a kilka razy świetnie się ustawiali przy dośrodkowaniach. Vujadinović jedyny słabszy moment miał wtedy, gdy dostał żółtą kartkę za faul przy linii bocznej, ale działo się to daleko od pola karnego, nikłe zagrożenie. Na miejscu tej dwójki wzięlibyśmy nagranie z tego meczu i porobili sobie kompilacje z udanymi interwencjami. Lepszego materiału mogą już nie uzyskać.

Nigdy nie widzieliśmy, żeby Pedro Tiba tak zasuwał w defensywie. To był wreszcie prawdziwy kapitan, który do piłkarskich umiejętności dołożył wiele charakteru. Wcześniej w tyłach głównie zawalał, zostawiając w środku pola olbrzymie przestrzenie, co już kilka razy przeciwnicy “Kolejorza” wykorzystywali. Łyżką dziegciu w beczce miodu jest jedynie symulka z pierwszej połowy. Tiba został trafiony przez Salvadora Agrę w klatkę piersiową, a ekspresyjnie trzymał się za twarz. Panie Pedro, bez takich numerów.

A propos Agry. Gość chyba jest częścią jakiejś akcji społecznej mającej zmniejszać bezrobocie typu “przygarnij słabego piłkarza” opłacanej z publicznych pieniędzy. W tym wypadku – z kieszeni portugalskich podatników. Facet wszystko robił źle. Chwilami miał minę, jakby obiecano mu w Legii sympatyczną atmosferę, plażę i drinki, a nie wściekłe ataki rywali, którzy nie dają mu miejsca i czasu, żeby sobie w spokoju pomyślał, co zrobić. Agra po godzinie powędrował na ławkę. Przy schodzeniu z boiska dotknięty przez niego został Dominik Nagy i chyba przejął część pierdołowatości Portugalczyka. Węgier nic nie zrobił z przodu, za to w końcówce jak junior został przepchnięty przez rozgrywającego najlepszy od dawna mecz Kamila Jóźwiaka, co skończyło się faulem na młodzieżowym reprezentancie Polski. Rzut karny pewnie wykorzystał Christian Gytkjaer i było po wszystkim.

Reklama

To nie był wielki mecz do oglądania, ale w Lechu działało dziś wszystko. Było dużo biegania i walki, pełna dyscyplina taktyczna, nikt nie odpuszczał – z Darko Jevticiem włącznie. Legia na tym tle wyglądała jak ekipa bez jakiegokolwiek planu B. Carlitos często z przodu był skazany na samotne boje z kilkoma obrońcami i nawet parę razy udało mu się nie stracić piłki, tyle że rzadko kiedy miał ją komu zagrać. Sebastian Szymański na początku dwa razy szarpnął, później “wyróżniał się” jedynie fatalnymi dośrodkowaniami ze stałych fragmentów. Środek pola z Cafu i Andre Martinsem również wydawał się zaskoczony aż taką zaciętością ze strony Lecha, który od czasu do czasu potrafił efektownie przyspieszyć i wymienić podania. Finalnie najczęściej zawsze czegoś brakowało. Jak już Jóźwiak wpadł w pole karne i zrobił sobie miejsce do strzału, to czujność zachował Radosław Majecki. Jak już Maciej Makuszewski w gąszczu nóg wycofał na dziesiąty metr do Tiby, to zablokował go Artur Jędrzejczyk. Legia jednak nawet takich fragmentów nie miała. W całym meczu oddała jeden celny strzał, którym była niegroźna główka Cafu. Jasmin Burić mógł się efektownie rzucić dla rozgrzewki.

Sa Pinto po raz drugi z rzędu został rozegrany przez trenera przeciwników jak junior, jego drużyna mogła się tylko bezradnie miotać. Jeszcze 1-2 takie mecze i coś przy Łazienkowskiej wybuchnie, bo przy specyficznych relacjach Portugalczyka z otoczeniem względny spokój mogą zapewnić wyłącznie bardzo dobre wyniki. Lech wykonał dopiero pierwszy krok ku odzyskaniu równowagi, ale pokazał sobie i wszystkim obserwatorom, że jednak chce i potrafi.

[event_results 563559]

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Ekstraklasa

Ciekawe słowa Zbigniewa Jakubasa. “Nie wierzę, że samorządy mogą dobrze zarządzać klubami”

Patryk Stec
5
Ciekawe słowa Zbigniewa Jakubasa. “Nie wierzę, że samorządy mogą dobrze zarządzać klubami”
Ekstraklasa

Czy Lukas Podolski powinien wylecieć z boiska? “Arbiter nie odrobił lekcji”

Patryk Stec
4
Czy Lukas Podolski powinien wylecieć z boiska? “Arbiter nie odrobił lekcji”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...