Reklama

Rudi Lubbers: od igrzysk i walki z Alim do więzienia i bezdomności

Jan Ciosek

Autor:Jan Ciosek

16 lutego 2019, 12:11 • 8 min czytania 0 komentarzy

Przy takich historiach zazwyczaj pisze się „jego życie to gotowy scenariusz na film”. Co tu dużo gadać – często sporo w tym przesady. Albo inaczej – nawet jeśli jest to gotowy scenariusz, to raczej na polski serial, a nie hollywoodzki hit. W tym przypadku jednak przesady nie ma, bo życiorys Rudiego Lubbersa naprawdę jest tak pokręcony, jakby pisał go mocno kreatywny scenarzysta. Uprzedzając fakty – choć niewiele na to wskazywało, właśnie pojawiła się niewielka szansa na happy-end.

Rudi Lubbers: od igrzysk i walki z Alim do więzienia i bezdomności

Skoro już weszliśmy w filmowe klimaty, do poznania historii Rudiego Lubbersa zachęcimy was prezentując ją tak, jakby była opisem filmu. „Były bokser, w przeszłości rywal Muhammada Alego, kończy karierę i pakuje się w kłopoty. Za przemyt narkotyków trafia do więzienia. Po wyjściu na wolność nie potrafi się odnaleźć w normalnym życiu. Z narzeczoną pracuje w objazdowych wesołych miasteczkach, tuła się po świecie. Na stare lata ląduje w rozsypującej się furgonetce w Bułgarii, opiekując się sforą bezpańskich psów”. Przyznacie, historia zdecydowanie mało konwencjonalna.

Punkt od medalu w Meksyku

Rudi w dowodzie ma Rudolfus Josefus Maria Lubbers. Urodził się w Holandii tuż po zakończeniu II wojny światowej. Miał 19 lat, kiedy pojechał na igrzyska olimpijskie do Tokio. Wielkiego szczęścia w turnieju wagi półciężkiej nie miał, bo w drugiej rundzie wpadł na Włocha Cosimo Pinto, który kilka dni później sięgnął po złoto. Cztery lata później w Meksyku Holender walczył już w wadze ciężkiej. Mówimy o tym samym turnieju, o którym ostatnio u nas głośno z powodu śmierci Lucjana Treli. Polak w pierwszej rundzie mierzył się wówczas z George’em Foremanem. Po niezwykle zaciętej walce sędziowie przyznali zwycięstwo Amerykaninowi (dwaj postawili na Foremana, jeden na Trelę, dwaj wypunktowali remis), który później wywalczył złoto (wszystkie pozostałe walki wygrał przed czasem). W tym samym czasie Lubbers jednogłośnie pokonał Egipcjanina Talaata Dahshana. W najważniejszej walce w amatorskiej karierze mierzył się z Joaquinem Rochą. I znów – pojedynek był niezwykle zacięty, sędziowie nie byli zgodni i ostatecznie stosunkiem głosów 3-2 zdecydowali, że Meksykanin awansował do strefy medalowej, a Holender zajął piąte miejsce. Trudno powiedzieć, czy medal olimpijski w jego szalonym życiu by coś zmienił, ale na pewno by nie zaszkodził…

Reklama

Dwa występy olimpijskie, sześć tytułów mistrza Holandii w wadze półciężkiej plus kolejne dwa w ciężkiej – to cały dorobek Lubbersa w karierze amatorskiej. W 1970 roku przeszedł na zawodowstwo i przez kolejną dekadę był zdecydowanie najlepszym holenderskim pięściarzem wagi ciężkiej. Ba, dwukrotnie (bez powodzenia) boksował o zawodowe mistrzostwo Europy (tytuł, który kilkadziesiąt lat później dzierżył najpierw Przemysław Saleta, a potem Albert Sosnowski). Ale najbardziej pamiętne wydarzenie jego kariery wcale nie miało miejsca w Europie, tylko w dalekiej Indonezji. Tam Lubbers walczył z największym z największych, samym Muhammadem Alim.

Cóż, oczywiście nie była to najlepsza, ani najważniejsza walka dla amerykańskiej legendy, ot pojedynek na przeczekanie, rok przed słynnym „Rumble in the jungle”, czyli epickim starciem z George’em Foremanem w Kinszasie. Oczywiście – Ali był lepszy pod każdym względem i Lubbers nie miał zbyt wielu argumentów w tym pojedynku. Ale za to – w przeciwieństwie do wspomnianego już kilkukrotnie Foremana – wytrzymał z Alim pełen dystans.

Jedyny biały, który nauczył czegoś Alego

Jak sam wspomina, za pojedynek z największą legendą światowego boksu dostał 125 tysięcy dolarów. – Ja z tego pojedynku wyciągnąłem naukę, że mogę sobie poradzić w dowolnych warunkach – mówi dzisiaj. – A sam Ali po latach odwiedził mnie w Holandii. Powiedział mi: Rudi, jesteś jedynym białym człowiekiem od którego czegoś się nauczyłem.

Reklama

Po walce z Alim nastąpił powolny zjazd Lubbersa. Boksował jeszcze przez osiem lat, wygrał siedem pojedynków, przegrał sześć. Na koniec dostał nokaut w Kanadzie, po czym w 1981 roku odwiesił rękawice. I… zaczęły się kłopoty.

W 1986 roku w portugalskim kurorcie Algarve były olimpijczyk i rywal Alego został zatrzymany za posiadanie haszyszu. Ilość narkotyku nie pozostawiała złudzeń i ciężko było tłumaczyć, że było to „na własny użytek” – w kamperze, którym jechał Lubbers policjanci zabezpieczyli 350 kilogramów haszyszu. Bokser zapierał się i nie przyznawał do udziału w przemycie, jednak został skazany na 8 lat więzienia. Przez całą odsiadkę pisał listy do holenderskiej rodziny królewskiej z prośbami o interwencję – bez skutku. Jakby mało w tym było filmowej historii dodajmy, że przy pięściarzu została jego ukochana – Ria, dziewczyna, którą znał od dziecka. Mało tego, z boksera spadł obowiązek klasycznych oświadczyn. Kiedy bowiem trafił za kraty, okazało się, że portugalskie przepisy są jednoznaczne: prawo do odwiedzin ma tylko rodzina. Konsul Holandii w Portugalii przychylił się do prośby kobiety i wydał jej zaświadczenie, że jest żoną osadzonego boksera.

Miłość przetrwała próbę więzienia i próbę czasu. Gdy Rudi wyszedł na wolność, pod bramą czekała na niego Ria. Para wsiadła w samochód i rozpoczęła wspólne życie – zdecydowanie po swojemu i zdecydowanie nietypowo. Najkrócej mówiąc: jeździli z miejsca na miejsce, po Europie, Afryce i Bliskim Wschodzie, pomagając bezdomnym psom, dorywczo pracując w wesołych miasteczkach. Pieniądze na utrzymanie zarabiali między innymi sprzedając watę cukrową. Zanim pomyślicie, że to w sumie fajne życie, poza systemem i z dala od korporacyjnego syfu, przeskoczymy kilka lat do przodu, do momentu, kiedy wszystko się zawaliło.

Bez dachu nad głową

Po latach jeżdżenia po świecie, para znalazła sobie dwa miejsca do życia – w Belgii i Bułgarii. Jak ustalili dziennikarze magazynu „Dutch Review”, z obu miejsc zostali jakiś czas temu wyrzuceni. Podstawowe problemy były dwa: wybuchowy charakter ich związku oraz niezliczone bezpańskie psy, które przygarniali. Żeby nie przedłużać: para wylądowała bez dachu nad głową, bez środków do życia, za to z chorobami, starością i sforą psów. Tak właśnie Lubbersa i jego żonę odnaleźli dziennikarze z Holandii.

Tak naprawdę odnalazł go jego przyjaciel, od lat próbujący mu pomóc, inny były sportowiec, kolarz Rini Wagtmans (w swoim czasie trzeci w Vuelta a Espana i piąty w Tour de France). W programie telewizyjnym Wagtmans opowiedział o dramatycznej sytuacji. O życiu w rozpadającej się furgonetce gdzieś na bułgarskim zadupiu, bez pieniędzy, leków, perspektyw. Wizja byłego idola, przymierającego z żoną głodem na krańcu cywilizowanej Europy podziałała na wyobraźnię Holendrów. Ludzie przekazywali ubrania, pieniądze, oferowali pomoc. W międzyczasie z parą w Bułgarii spotkał się mieszkający tam ich rodak Arie Grinsven, który zaalarmował Wagtmansa, że stan Rii jest krytyczny i bez pomocy lekarskiej długo nie pociągnie. Do Bułgarii błyskawicznie poleciał Marco Lubbers, syn boksera oraz zaprzyjaźniony lekarz internista. Stan kobiety rzeczywiście był fatalny. Furgonetka nie miała ogrzewania, temperatura w środku była niewiele wyższa od zera. Ria leżała niemal bez życia, a jedynym źródłem ciepła były dwa leżące obok niej psy. Żona boksera trafiła do szpitala, gdzie zdiagnozowano podwójne zapalenie płuc. Zdaniem lekarzy – od śmierci dzieliły ją dni. Teraz jej stan szybko się poprawia. Jak w typowym filmowym hicie – ratunek przeszedł w ostatniej chwili i choć sytuacja jeszcze chwilę temu była beznadziejna, teraz na horyzoncie powoli zaczyna przebijać szczęśliwe zakończenie.

To są nadzwyczajni ludzie. Rudi jest wspaniałym gościem, chociaż nie przestrzega społecznych norm i nie żyje, jak inni. Wciąż ma w sobie niesamowitego ducha i psychiczną stabilność, dzięki którym był świetnym bokserem. Ma też wspaniałe serce: kochającego, oddanego i pewnego siebie człowieka – opowiadał Angel Krasimirov, dziennikarz, który spotkał Lubbersa w Bułgarii.

Co ważne w tej historii – Rudi Lubbers nikogo o pomoc nie prosił. Lepiej, czy gorzej, ostatnio zdecydowanie gorzej, ale sobie radził. Kiedy zrobiło się naprawdę nieciekawie, z wdzięcznością chwycił wyciągniętą do niego dłoń. Gdy okazało się, że błyskawicznie zebrano kilkanaście tysięcy euro na najpilniejsze potrzeby, twardy bokser, gość, który przez 12 rund tłukł się z Muhammadem Alim w szczycie jego kariery… po prostu się rozpłakał. – Więc ciągle mnie pamiętają? Nie wszyscy zapomnieli o swoim czempionie – łkał. Skala pomocy rzeczywiście mogła zaskakiwać. Wagtsman dostał prawie 2,5 tysiąca maili od ludzi, którzy deklarowali chęć pomocy. – Oferowali krzesła, stoły, ubrania. Ludzie w Holandii chcą w ten sposób pokazać, że Rudi wciąż jest ceniony w kraju i że nigdy go nie zapomnieli – mówi były kolarz, który jest w tej historii cichym bohaterem. Teraz doprowadził do sprowadzenia przyjaciela do ojczyzny.

Znów zobaczy nasze psy

Jest mi bardzo przykro, że musiałem zostawić Rię w Bułgarii, bo ta kobieta na to nie zasługuje. Mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu będzie mogła przylecieć do Holandii i tu przejść dalsze leczenie – mówi. – Najważniejsze, że wraca do zdrowia i będzie mogła znów zobaczyć nasze psy.

Właśnie – psy. Póki co, zostały w Bułgarii. Ale tutaj też mamy dobrą wiadomość. Zanim cała historia ujrzała światło dzienne i doczekała się happy endu, para opiekowała się 16 psami. Kiedy Ria trafiła do szpitala, a Rudi do Holandii, zwierzęta znalazły się pod opieką dobrych ludzi. Zostały wykąpane, zaszczepione, ostrzyżone i znalazły się pod opieką weterynarza. Docelowo mają zostać przetransportowane z Bułgarii do Holandii (jakieś 2 tysiące kilometrów). – Mógłbym mieć normalne życie, ale nie wiem, czy mógłbym mieszkać w domu. Jestem raczej typem obozowicza – komentuje były pięściarz.

W filmie – właśnie wjechałaby podniosła muzyka, zobaczylibyśmy jedną czy drugą wzruszającą scenę, typowy wyciskacz łez. W życiu może być różnie. W każdym razie Rudi Lubbers wrócił do kraju po wielu latach, wreszcie znów zaczął rozmawiać z synem, stanął na nogi. Chce napisać autobiografię, opowiedzieć o swoim życiu, lepiej zadbać o swoje psy, pomóc chorej żonie. Czy cała sprawa naprawdę skończy się happy-endem – zobaczymy. Najważniejsze, że dziś znów holenderski czempion trzyma gardę i chce dalej boksować z życiem. Trzymamy kciuki!

JAN CIOSEK

Fot. Youtube.com

Najnowsze

Polecane

Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Paweł Paczul
0
Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Inne sporty

Komentarze

0 komentarzy

Loading...