Reklama

Shiffrin mistrzynią świata, Vonn przetestowała twardość bramki i śniegu

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

05 lutego 2019, 22:31 • 4 min czytania 0 komentarzy

Mistrzostwa świata w narciarstwie alpejskim rozpoczęły się z przytupem. Na krótkiej, ale trudnej trasie supergiganta rywalizowały dziś zawodniczki. W tym Mikaela Shiffrin – aktualnie najlepsza na świecie – i Lindsey Vonn, która po mistrzostwach kończy karierę. Ich przejazdy nie mogły zakończyć się bardziej różnorodnie.

Shiffrin mistrzynią świata, Vonn przetestowała twardość bramki i śniegu

Młodsza z Amerykanek była jedną z faworytek. I już to samo w sobie było wyjątkowe. Dlaczego? Bo „jedną z”, a nie największą bądź wręcz jedyną. Wszystko przez to, że supergigant nie jest jej konkurencją. To właśnie w nim najdłużej czekała na pierwsze zwycięstwo – aż do tego sezonu. Inna sprawa, że od 2 grudnia 2018 roku dołożyła jeszcze kolejne dwa takie i w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata w supergigancie jest już liderką. Od dziś też mistrzynią świata.

Na starcie czułam się nieco roztrzęsiona i nerwowa. Potem pomyślałam sobie: „Okej, jestem tu dla frajdy”. Supergigant jest dla mnie taką wisienką na torcie, nie miałam wobec niego żadnych oczekiwań. Nie spodziewałam się, że wygram go w tym roku i zostanę mistrzynią świata. To szaleństwo – mówiła już po zawodach.

To jej pierwszy tytuł w konkurencji innej niż slalom, w którym ma już trzy złota. W razie gdyby ktoś nie wiedział, przypominamy – ona ma niecałe 24 lata! A przed swoimi urodzinami – te za nieco ponad miesiąc – może zgarnąć jeszcze kilka kolejnych krążków. Bo w slalomie wiele osób złoto wręczyłoby jej najchętniej już teraz, a w gigancie też powinna je zgarnąć bez większego trudu. Na dziś trudno sobie wyobrazić inny scenariusz, choć podobnie było przed igrzyskami w Pjongczangu. A tam w slalomie nie zmieściła się nawet na podium. Wszystko w jej przypadku zależeć będzie od tego, czy uda jej się opanować nerwy – to w dużej mierze przez nie poległa w Korei. Bode Miller, inny wielki mistrz, twierdzi, że „mentalnie jest dziś twardsza od każdej z rywalek”. Jeśli ma rację, w kolejnych dniach powinniśmy oglądać dominację Mikaeli Shiffrin.

Reklama

O jakikolwiek medal trudno będzie powalczyć Lindsey Vonn. Starsza z Amerykanek zapowiedziała, że starty w mistrzostwach będą ostatnimi w jej karierze. Jej organizm się poddał, kolejne kontuzje się nawarstwiały, po prostu nie ma sensu tego ciągnąć. Dwa razy zerwane więzadło przednie, zerwane więzadło poboczne piszczelowe, przyśrodkowe i boczne uszkodzenia łąkotki, obustronne złamanie kości piszczelowej, złamanie kości ramiennej z uszkodzeniem nerwu – to wyliczanka z kwietnia ubiegłego roku, którą zrobiła sama. Cudem jest wręcz, że jej ciało „zgodziło się” na występ w mistrzostwach. Ale to tyle, więcej z niego nie wyciągnie. Jak sama mówi: „Moje kolana nie pozwolą mi na regularne treningi i starty. Ledwo jestem w stanie zrobić cokolwiek w górach. To trudna decyzja, ale myślę, że mądra”.

Postanowiła więc wystartować dziś i w niedzielę. Mało jednak brakowało, by skończyło się tylko na supergigancie. Na jednej z hopek Lindsey wpadła wprost w bramkę, zaliczyła upadek i wjechała w siatkę zabezpieczającą trasę. Po chwili pojawili się przy niej medycy, później sprowadzono też akię [nosze, na których zwozi się zawodników]. To nie był zresztą jedyny upadek tego dnia – Bode Miller, ekspert w studiu telewizyjnym, twierdził, że zawodniczkom zadanie bardzo utrudnia śnieg, na jaki natknęły się tego dnia, i słońce, które zdążyło zajść, ograniczając tym samym widoczność.

Po kilku minutach okazało się, że skończy się tylko na strachu. Vonn wstała i o własnych siłach dojechała na metę, witana tam burzą oklasków. I dobrze, że tak to się skończyło, bo zaledwie kilka minut wcześniej było tam niesamowicie cicho. Mikaela Shiffrin, stojąca wtedy na mecie, gdy tylko zobaczyła, co się stało, odwróciła wzrok od ekranu telewizora. Niektórzy z fanów na trybunach postąpili zresztą podobnie. A i my byliśmy tego bliscy.

Czuję się, jakby przejechał mnie TIR. Nie spodziewałam się tego upadku. Emerytura? Staram się zaakceptować położenie, w jakim się znalazłam i iść dalej. Dwa ostatnie starty prawdopodobnie nie będą takim pożegnalnym sezonem, jakiego bym chciała, ale liczę na to, że w niedzielę wszystko pójdzie lepiej – mówiła Vonn na konferencji prasowej.

Przed nią trudne zadanie – musi pozbierać się fizycznie i psychicznie po tym, co stało się dzisiaj. Zapewne większym wyzwaniem będzie doprowadzenie do porządku swojego ciała, ale w tym momencie wydaje się, że Amerykanka zrobi wszystko, by stanąć na starcie zjazdu i godnie pożegnać się z kibicami. Byle tylko nie skończyło się to tak jak dzisiaj. Bo kto jak kto, ale Lindsey Vonn zasłużyła na coś zdecydowanie innego.

Reklama

Fot. Newspix.pl

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

0 komentarzy

Loading...