Daniel Tanżyna był jesienią jednym z niewielu mocnych punktów GKS-u Tychy i znajdował się w nielicznym gronie tych, których autentycznie szanowali miejscowi kibice. Trudno się dziwić, skoro 29-letni obrońca do solidnej gry w defensywie dorzucił aż pięć goli, będąc najlepszym strzelcem zespołu. Tym większym ciosem dla tyskich kibiców stała się wiadomość, że Tanżyna zmieni klub. W poniedziałek podpisał trzyletni kontrakt z Widzewem Łódź obowiązujący od 1 lipca, gdy wygaśnie jego umowa z GKS-em. W rozmowie z Weszło piłkarz tłumaczy, dlaczego zdecydował się na sportowy krok w tył, mimo że nie musiał go robić.
Rzadko zdarza się, żeby transfer z I ligi do II ligi narobił tyle szumu. Odczułeś to na własnej skórze?
Poniekąd tak. Po reakcjach moich przyjaciół i znajomych widziałem, że może nie są w szoku, ale na pewno są zaskoczeni, choć oczywiście cieszą się, że podjąłem taką decyzję. Wszyscy jednak myśleli, że po tej rundzie pewnie trafię do Ekstraklasy, a ja tymczasem wybrałem Widzew. Niby klub drugoligowy, ale to Widzew, wielka nazwa, wielka marka. Mam nadzieję, że już teraz pomogę mu w awansie do I ligi, a później do Ekstraklasy, bo tam jest jego miejsce.
Trudno nie być zaskoczonym. Masz już 29 lat, nigdy na najwyższym szczeblu nie zagrałeś, a nie ukrywałeś, że miałeś teraz oferty z Ekstraklasy. Pewnie jest ona jakimś celem, mogłeś go od razu zrealizować, tymczasem wybrałeś okrężną drogę. Teoretycznie coś tu się nie zgadza.
(śmiech) Wiesz co, Widzew był bardzo konkretny. Miałem jeszcze oferty z Ekstraklasy i I ligi, z kilkoma klubami rozmawiałem, ale to Widzew wykazywał największą chęć, żeby mnie pozyskać, czułem się tam naprawdę mocno chciany. Szefowie klubu razem z trenerem przedstawili mi długoletni plan rozwoju. Widzą mnie w tym projekcie, wykazali się dużym zdecydowaniem. Przemyślałem to na spokojnie i zdecydowałem się. Czasem trzeba zrobić jeden krok w tył, by potem zrobić dwa do przodu i tak do tego podchodzę. W Ekstraklasie jeszcze nie grałem, moim marzeniem jest, żeby to zmienić i najprawdopodobniej tylko z Widzewem będzie mi to dane. Nie oszukujmy się, dobijam do trzydziestki, więc raczej żaden klub z elity za pół roku czy za rok nie byłby już zainteresowany.
Okoliczności rozpoczęcia rozmów z Widzewem były dość nietypowe.
Tak, jechałem towarzysko do Gdyni, poinformowałem o tym w mediach społecznościowych i ludzie z Łodzi zadzwonili, czy nie chciałbym na chwilę zboczyć z trasy. Inne tematy cały czas się gdzieś przewijały, Widzew okazał się szybki i konkretny, dogadaliśmy się w ciągu tygodnia. W poniedziałek przeszedłem testy medyczne i podpisałem kontrakt. Teraz czekam na rozwój wydarzeń. Z tego co wiem, kluby chcą się porozumieć, żebym trafił do Widzewa już na wiosnę.
Wnioskując po twoich wcześniejszych wypowiedziach, też wolałbyś odejść od razu.
Zapewniłem trenera Ryszarda Tarasiewicza, że jestem w stanie mu pomóc wiosną, nie będzie żadnego problemu. To jemu jako pierwszemu oznajmiłem, co postanowiłem. Uszanował to, zachował się elegancko. Powiedział: – Dixon, pewnie, jedź rozwijaj się, graj, życie piłkarza jest krótkie. Ale nie ukrywam, że lepiej byłoby odejść od razu, to chyba byłaby bardziej komfortowa sytuacja dla wszystkich stron. Zostawiam GKS w bezpiecznym miejscu – nie walczy o awans, ale też nie jest zagrożony spadkiem. Nie odchodzę z tonącego okrętu.
Jak w pierwszym odruchu zareagowałeś na zainteresowanie Widzewa? Pojawił się sceptycyzm, że chodzi tylko o drugoligowca?
Na pewno nie pomyślałem “oj, to teraz musicie mnie jakoś porządnie przekonać, żebym w ogóle zaczął rozważać ten wariant”. Wiedziałem, jaka jest sytuacja w Widzewie, jakim fenomenem jest teraz ten klub. Olbrzymie zainteresowanie kibiców, 17-18 tys. widzów na każdym domowym meczu. Jest dla kogo grać, a to też ma znaczenie, przynajmniej dla mnie. Problemy finansowe minęły, Widzew się odradza, ma wielkie perspektywy i wielkie ambicje. Chcę pomóc w ich realizacji.
Trzyletni kontrakt był jednym z kluczowych argumentów?
Między innymi, ale ogólnie chodziło o to, że poczułem wielkie zaufanie ze strony szefów klubu i trenera. Wiedzą, jakim jestem człowiekiem, jak funkcjonuję na co dzień, jakie mam podejście do obowiązków. Cały czas chcę się rozwijać, pracuję z trenerem przygotowania motorycznego i trenerem mentalnym. W Widzewie to doceniają. No i chyba nie bez znaczenia jest fakt, że mam już doświadczenie w awansach, choć na razie tylko z drugiej do pierwszej ligi, ale mam nadzieję, że i na Ekstraklasę przyjdzie pora. Do tego – tak sądzę – w szatni jestem osobą, która scala ludzi, pozytywną jednostką, w Tychach wszystkie sprawy szatniowe trzymałem w ryzach. Także w tym kontekście chcę się przydać w Widzewie.
Już wcześniej byłeś nastawiony na odejście z Tychów, czy po prostu Widzew złożył bardzo dobrą ofertę i skusiłeś się?
Nie ukrywam, że po tej udanej dla mnie rundzie przewijała mi się w głowie myśl, że być może odejdę, ale bardziej, że do Ekstraklasy. Przed ostatnim jesiennym meczem u siebie, z GKS-em Katowice, czułem, że to może być ostatni występ przed własną publicznością i trzeba się dobrze z nią pożegnać. Udało się. Wygraliśmy 4:0, ja zdobyłem jedną z bramek. Potem miałem ten temat z tyłu głowy, ale nie sądziłem, że wszystko tak szybko się potoczy.
Dyrektor sportowy GKS-u, Krzysztof Bizacki w oficjalnym komunikacie mówi, że klub zaoferował ci nowy kontrakt, lecz nie mógł spełnić twoich oczekiwań finansowych.
Stwierdzenie, że miałem za duże oczekiwania finansowe jest trochę na wyrost. GKS złożył mi jedną propozycję przedłużenia umowy i na tym się skończyło. Nie dogadaliśmy się, ale zależy mi na tym, żeby być eleganckim w stosunku do klubu. Spędziłem w Tychach fajny czas, wywalczyliśmy awans z drugiej do pierwszej ligi, wygraliśmy kilka derbów, poznałem wielu świetnych ludzi, z którymi kontakt pozostanie. Chcę się tam ze wszystkimi pożegnać w zgodzie, bez nieporozumień i palenia mostów.
Kiedy złożono ci tę jedyną propozycję?
W styczniu, jakoś półtora tygodnia temu. Niedługo potem odezwał się Widzew i ciąg dalszy znamy.
W razie czego w Tychach nie grozi ci Klub Kokosa?
W poniedziałek rozmawiałem z dyrektorem Bizackim i zapewnił, że nic takiego nie wchodzi w grę, a kluby na pewno się dogadają i nie będzie problemów. Tak jak mówię, chcę odejść w normalnej atmosferze. Trener i dyrektor o wszystkim dowiedzieli się ode mnie, nie zostali zaskoczeni jakimś newsem z mediów czy sociali.
GKS jako zespół mocno rozczarował jesienią, ale dla ciebie była to jedna z lepszych rund w karierze.
Powiem więcej: to była dla mnie najlepsza runda w karierze. Ale patrząc przez pryzmat drużyny… Po tej wiośnie, gdy mocno odpaliliśmy, byłem pewny, że w nowym sezonie pójdziemy za ciosem, po pierwszej rundzie będziemy w czołowej piątce i w tym roku będziemy się bić o Ekstraklasę. Chyba za bardzo zachłysnęliśmy się poprzednią wiosną. Nie ma tak napiętej sytuacji jak rok temu, jesteśmy w środku stawki, realnego zagrożenia spadkiem nie widać, ale liczyliśmy na dużo więcej.
Czego jeszcze zabrakło? Wydaje się, że po wydarzeniach pod koniec letniego okienka zwyczajnie nie mieliście ognia w ofensywie, bo za pięć dwunasta sprzedano Kamila Zapolnika, wcześniej oddano na wypożyczenie Piotra Giela, a Jakub Vojtus przyszedł dopiero we wrześniu i był bez formy.
No nie ma co ukrywać, w ataku zabrakło nam ognia, nasi napastnicy się zacięli. Wyszło tak, że gole rozkładały się przede wszystkim na mnie i na Huberta Adamczyka. Szkoda, że tak to się potoczyło, miałem inne oczekiwania. Myślałem, że po tak udanej wiośnie czeka nas naprawdę fajna jesień i zapachnie Ekstraklasą, ale życie pokazało inaczej.
Wyczuwam, że fakt, iż GKS znów rozczarowywał, w sporej mierze ułatwił ci podjęcie decyzji o odejściu.
Masz rację. Gdybyśmy byli teraz w czubie tabeli, na pewno chciałbym pomóc w wywalczeniu awansu. Nie mówię, że na sto procent bym został, ale nie rozpatrywałbym teraz żadnych ofert i poczekał ze wszystkim do końca sezonu. A tak czułem, że to może być czas na odejście i zamierzam się dalej rozwijać w Widzewie.
A tak po ludzku nie czułeś już po prostu znużenia tak długim pobytem w jednym klubie? W Tychach grasz trzy i pół roku.
Nie, wcale nie uważam, bym był jakimś wyjątkowym piłkarskim wędrowcem. W Odrze Wodzisław byłem dość długo, w Miedzi spędziłem prawie trzy lata. Oczywiście miałem też krótkie pobyty w Polonii Bytom czy trzymiesięczny w Rozwoju Katowice, gdzie poszedłem się odbudować po kontuzji w Legnicy i pomóc w awansie do I ligi. Nie czułem znużenia Tychami, dobrze mi się w nich mieszkało, w klubie też dobrze się czułem. Na ulicy kibice dawali mi odczuć, że mnie cenią, same pozytywne przeżycia. A motywacji nigdy nie brakowało. Zawsze wyznaczałem sobie nowe cele. Lubię patrzeć na różne słupki, statystyki, żeby je ciągle poprawiać.
A propos kibiców, dość mocno przeżywają twoje odejście.
Podejrzewam, że przede wszystkim byli zaskoczeni, że tak nagle się to potoczyło. Chyba Maciek Grygierczyk na Twitterze pierwszy napisał, że przechodzę badania w Widzewie. Mogli odczuć lekki szok. Ale wiem, że będą mnie miło wspominać, pozostawiłem po sobie dobre wrażenie z boiska i to jest najważniejsze. Przez te trzy i pół roku dawałem z siebie wszystko, poświęcałem zdrowie, za co czasami płaciłem wysoką cenę i fajnie, że kibice to doceniają. Sądzę, że rozumieją moją decyzję, takie jest piłkarskie życie.
Twoim zdaniem w Tychach szykuje się większe przesilenie? Wygląda na to, że kilku ważnych dotychczas zawodników wkrótce odejdzie, a zimą klub nastawia się głównie na wypożyczenia z Ekstraklasy.
Mogą być większe zmiany. Mam jednak nadzieję, że uda się zatrzymać Mateusza Grzybka i Marcina Biernata, a oprócz tego mądrze wzmocnić i GKS dalej będzie atakował Ekstraklasę. Podobnie jak Widzewa, miejsce tyskiego klubu jest właśnie tam.
rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK
Fot. Jakub Gruca/400mm.pl