Ariel Borysiuk ostatecznie odszedł z Lechii Gdańsk, ale nie do Górnika Zabrze, z którym w ostatnich kilkunastu dniach go łączono. Były reprezentant Polski wiosnę spędzi na wypożyczeniu w Wiśle Płock. Jeśli się tam nie odbuduje, chyba będzie musiał się pogodzić z faktem, że w karierze nie czeka go już nic więcej poza byciem ligowym szarakiem z ciekawą, lecz coraz odleglejszą przeszłością.
Borysiuk ma wypełnić w zespole “Nafciarzy” lukę powstałą po odejściu Damiana Szymańskiego do Rosji. Wygląda to trochę na pójście po linii najmniejszego oporu. Z drugiej strony nadal można zakładać, że piłkarz ten – w skali ekstraklasowej – poniżej pewnego poziomu nie zejdzie (do tego komentatorzy znów będą mogli podkreślać, że “lubi uderzyć z dystansu”). Patrząc na ruchy konkurentów z dołu tabeli, Wisłę czeka bardzo trudne zadanie w kontekście walki o utrzymanie, więc nie jest to najlepszy czas na eksperymenty. A “Wizir” trenera Kibu Vicunę zna jeszcze z czasów Legii, bez problemu powinni znaleźć wspólny język.
Borysiuka dość długo przymierzano do Zabrza, ale sprawa się przedłużała, a gdy Górnik wypożyczył z Zagłębia Lubin Mateusza Matrasa, pozyskanie kolejnego zawodnika do środka pola przestało być priorytetem. Przy Roosevelta wciąż nie znaleźli nowego prawego obrońcy i to na teraz główne zmartwienie Marcina Brosza.
Wracając do bohatera tekstu. Jego kariera od kilku lat to równia pochyła. Borysiuk przez ostatnie dwa i pół roku, czyli od momentu przejścia z Legii do QPR, rozegrał zaledwie jedną normalną rundę. Była to wiosna 2017, gdy Anglicy wypożyczyli go do Gdańska. W Londynie głównie tracił czas. Najpierw jesienią 2016 grał mało, a potem jesienią 2017 nie grał w ogóle – nie licząc dwóch meczów w EFL Cup, gdzie “wyróżnił się” jedynie samobójem z Brentford. Rok temu po raz trzeci zakotwiczył w Lechii, ale był już znacznie mniej przydatny dla drużyny. O ile wiosną jeszcze w miarę regularnie oglądaliśmy go na boisku (choć nie zawsze w pierwszym składzie), o tyle w tym sezonie głównie był obserwatorem. Uzbierał zaledwie pięć ligowych występów, z czego ostatni miał miejsce 22 września. Borysiuk w przerwie zmienił Daniela Łukasika, gdy biało-zieloni prowadzili z Zagłębiem Lubin 3:0. Skończyło się remisem 3:3, a Piotr Stokowiec najwyraźniej tak bardzo zraził się do 12-krotnego reprezentanta kraju, że już nigdy nie dał mu kolejnej szansy.
Wygląda na to, że w Płocku będziemy mieli środek pola niespełnionych talentów z Legii sprzed paru lat, bo przecież jest w nim już Dominik Furman. Do kompletu brakuje jeszcze wspomnianego Łukasika, ale on akurat ma za sobą najlepsze miesiące od bardzo dawna. Po całej trójce spodziewano się znacznie więcej i wróżono jej większe kariery. Teraz od Furmana i Borysiuka wymaga się tylko tego, by nie spadli z Ekstraklasy.
Fot. Wisła Płock/Accredito