Wykopki. Starcie dwóch walców, które od razu zaczepiły się o siebie i pozostały w zwarciu do końca. Antyreklama polskiej ligi do kwadratu. Żarty z kibiców. Gównomecz. Dno dna.
Cokolwiek napiszemy po spotkaniu Lechii z Legią i tak nie odda to naszego zażenowania poziomem “widowiska”. Oczywiście patrzyliśmy realnie, nie spodziewaliśmy się zabójczej wymiany ciosów i wygranej którejś ze stron 4:3. Liczyliśmy się z tym, że będą fazy mocno taktyczne i zachowawcze, zwłaszcza na początku. Ale takiej padliny, którą zatrułyby się nawet skuszone nią sępy, jednak się nie spodziewaliśmy. Jeżeli ktoś przy okazji tego meczu chciał się przekonać do Ekstraklasy czy do piłki w ogóle, jest wyleczony po wsze czasy.
Tego nie dało się oglądać.
Mało tego. Mecze z gatunku beznadziejnych przeważnie mają fatalną pierwszą połowę i nieco lepszą drugą, gdy ktoś wreszcie się trochę otworzy, zacznie ubywać sił i tak dalej. Tym razem jednak po przerwie było jeszcze gorzej! Do doliczonego czasu, gdy Artur Sobiech w sobie tylko wiadomy sposób spudłował głową na pustą bramkę, nie działo się nic. Nieustanna wybijanka, napierdalanka, podanie, strata, walka w powietrzu, aut. I tak w kółko.
Przed przerwą realizator skrótu nawet mógłby wrzucić ze 3-4 momenty. W przypadku Lechii dwa strzały zza pola karnego (Joao Nunesa i Tomasza Makowskiego), które jednak były dość lekkie i leciały w środek bramki, więc Radosław Majecki nie mógł sobie z nimi nie poradzić. W przypadku Legii mocny strzał Pawła Stolarskiego, ale też w środek. Jedyną piłkarską akcję obejrzeliśmy w 36. minucie. Legia wyszła z kontrą, którą napędził Sebastian Szymański. Podał w pole karne do wbiegającego Michała Kucharczyka, a jego strzał w dalszy róg zdołał odbić Dusan Kuciak.
To wszystko, dziękujemy państwu, tyle w hicie kolejki, w którym lider grał z wiceliderem.
Sędzia Szymon Marciniak miał dużo pracy, bo skoro nie było gry w piłkę, były ciągłe zapasy. I generalnie ogarniał, ale wydaje się, że Andre Martins pod koniec pierwszej połowy za faul na Rafale Wolskim powinien dostać drugą żółtą kartkę. Może to by coś zmieniło w kwestii atrakcyjności meczu (naiwni my). W każdym razie, Portugalczykowi wyraźnie się upiekło.
Pochwalić można oczywiście defensywy, zwłaszcza jeśli chodzi o gospodarzy. Destrukcyjnie nastawiony środek pola z podstawowych zadań też wywiązywał się bardzo dobrze, fajnie, że dawał radę 19-letni Makowski. Ale ogólnego zniesmaczenia to nie zmienia.
Lechia zachowuje pięciopunktową przewagę nad Legią. Tyle z naszej strony, idziemy odreagować.
[event_results 546730]
Fot. FotoPyk