Twarde, naprawdę twarde lądowanie zalicza na zapleczu ekstraklasy Dariusz Dudek – trener, który jeszcze do niedawna chciał zdobywać wyższy poziom rozgrywkowy z Zagłębiem Sosnowiec. Miał wejść do GKS-u Katowice z pompą, cały na biało i notesem pełnym złotych myśli, których przesłaniem błyskawicznie zarazi piłkarzy, którzy zawodzili, a mieli powalczyć nawet o awans. Wyszła z tego dupa i to taka z majonezem, bo porażki ze Stalą Mielec, Garbarnią Kraków i Wartą Poznań to początek, którego spodziewalibyśmy się bardziej po drużynie puszczonej samopas, zarządzanej przez maszynę losującą, niż po nowej miotle z ekstraklasy. Od zakończonego dogrywką meczu z Jagiellonią w Pucharze Polski zaczęło to wyglądać trochę lepiej, udało się nawet wygrać z Podbeskidziem, ale wszystko wskazuje na to, że w Katowicach słońce wyłoniło się zza chmur tylko na chwilę. Najpierw w weekend była wysoka porażka z GKS-em Tychy, a teraz remis z ŁKS-em Łódź.
Podział punktów z wiceliderem nie jest powodem do optymizmu? Spokojnie, nie oszaleliśmy. W normalnych okolicznościach przyrody GieKSa wzięłaby ten remis z pocałowaniem ręki i podwózką rywala do samej Łodzi, ale ten mecz trochę jednak wymknął się definicji “normalnego”. Zacznijmy od odpowiedzi na dwa proste pytanie.
Czy na boisku w Katowicach widzieliśmy przepaść, która dzieli oba kluby w ligowej tabeli? Nie, kompletnie nie.
Czy drużyna pałętająca się w okolicach ostatniego miejsca była przez większą część meczu lepsza? Wydaje się, że tak.
Na pewno ze sporą werwą wyszli katowiczanie na to spotkanie. Trochę tak, jakby liczyli, że dobry mecz właśnie z tak klasowym rywalem pozwoli im na stałe odwrócić kartę. Co prawda Bartosz Śpiączka mocniej skupił się na kopaniu rywali niż na szukaniu możliwości kopnięcia piłki w kierunku bramki, ale przynajmniej nie można było mu zarzucić, że przechodzi obok spotkania. W tym żywym meczu generalnie dość długo brakowało właśnie jedynie czystych okazji strzeleckich. A to szwankowało już samo wykończenie, a to kilku graczom przydałyby się korepetycje z precyzji przy ostatnim podaniu. W końcu, po ponad 30 minutach gry, najlepszą sytuację do strzelenia gola w pierwszej połowie miał wspomniany Śpiączka, ale fatalnie przestrzelił głową z bliska. Do przerwy było więc bez bramek.
A z czasem GKS dorobił się solidnych podstaw, by myśleć o zwycięstwie.
Pierwsza: w 66. minucie po akcji Mączyńskiego i Łyszczarza piłkę do swojej bramki zapakował Rozmus.
Druga: w bardzo dobrej dyspozycji był dziś Krzysztof Baran, bramkarz gospodarzy.
Trzecia: katowiczanom długo trochę sprzyjało szczęście, bo choćby już w pierwszej połowie sędzia Myć mógł wyrzucić z boiska z 2 żółtymi kartkami Piesio.
Czwarta: swojego dnia ewidentnie nie miał Kujawa, a tak się składało, że to głównie on znajdował czyste pozycje strzeleckie.
Myć oszczędził Grzegorza Piesio, ale mniej szczęścia miał Adrian Frańczak, który przez żółtka zaliczył zjazd do bazy 18 minut przed końcem meczu. To jego nazwaliśmy w tytule baranem, bo tego wykluczenia zdecydowanie dało się uniknąć. Obraz gry się rzecz jasna zmienił. ŁKS atakował z pełną świadomością gry w przewadze, a GKS ograniczył się do wyprowadzania kontr, niektóre były nawet groźne. Jak już napomknęliśmy – świetnie bronił Baran, który odbił między innymi uderzenie Ramireza z wolnego, kolejną próbę Kujawy i szczupaka Radionowa.
I gdy już wydawało się, że GKS doturla się do końca tego meczu z całkiem zasłużonymi trzema punktami, w doliczonym czasie gry do piłki w polu karnym jeszcze raz dopadł Kujawa. Uderzył na siłę, ale tak się szczęśliwie złożyło, że w rękę Wawrzyniaka. Karny i tu już nawet świetny Baran nic nie pomógł. 1-1. Na dodatek z GKS-u powietrze uszło do tego stopnia, że łodzianie wykreowali sobie jeszcze dwie bardzo dobre okazje strzeleckie. Gospodarze mieli szczęście, że ich bramkarz nie przejął się tym, iż nie zachował czystego konta. Gdybyśmy w pierwszej lidze też wystawiali noty, ósemkę chłop przytuliłby na pewno.
ŁKS po dwóch remisach z rzędu traci miejsce w dwójce na rzecz Sandecji, ale nie widzimy tu powodów, by rozpaczać. Co innego w przypadku GKS-u – jeszcze kilka tak zaprzepaszczonych okazji i chyba trzeba będzie wzywać egzorcystę.
GKS Katowice – ŁKS Łódź 1-1
(Rozmus 66′ – sam. – Radionow 90+2 – k.)
Wyniki pozostałych dzisiejszych spotkań:
Bruk-Bet Termalica Nieciecza – Podbeskidzie Bielsko-Biała 1-0
(Purece 77′)
Sandecja Nowy Sącz – Odra Opole 2-0
(Dudzic 43′, Małkowski 88′ – k.)
Chojniczanka Chojnice – Wigry Suwałki 3-1
(Przybecki 16′, Mikołajczak 24′, Piotrowski 85′ – Adamec 66′)
Stal Mielec – Puszcza Niepołomice 1-0
(Stawarczyk 34′ – sam.)
Fot. newspix.pl