Reklama

Podbił Europę, czas na Amerykę. Czy Luka Doncić zostanie gwiazdą NBA?

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

23 października 2018, 13:48 • 13 min czytania 5 komentarzy

Ma 19 lat, a na koncie mistrzostwo Europy, wygraną Euroligę i nagrodę dla jej najlepszego zawodnika. Do tego trzykrotnie zdobywał mistrzostwo Hiszpanii z Realem Madryt. W świecie zawodowej koszykówki debiutował, gdy miał szesnaście lat. W czerwcu został wybrany z numerem 3 w drafcie NBA. Czy Luka Doncić jest w stanie podbić najlepszą ligę świata?

Podbił Europę, czas na Amerykę. Czy Luka Doncić zostanie gwiazdą NBA?

Gdybyście zadali to pytanie typowemu Amerykaninowi, to odpowiedziałby wam pewnie, że Luka nigdy nie będzie tak wielką gwiazdą, jak zawodnicy urodzeni w Stanach. Bo ci przeszli przez NCAA (ligę uniwersytecką), mają obycie i łatwiej startuje im się w NBA. Mówi nam o tym Krzysztof Sendecki, dziennikarz sportowy Radia ZET i komentator koszykówki w Sportklubie:

– Gdy Shaqowi mówili, że Luka powygrywał wszystko, co było do wygrania w Europie i ma tylko 19 lat, to się z tego nabijał. Amerykanie do tego wszystkiego podchodzą z lekkim przymrużeniem oka, muszą to zobaczyć sami. Są przekonani o tym, że NCAA i NBA to jest normalna droga, a jeśli ktoś przychodzi z Europy, to dopiero się okaże, co potrafi. To, że wygrał Euroligę czy ligę hiszpańską, niekoniecznie musi oznaczać, że będzie w USA wielką gwiazdą.

To podejście nieco się jednak zmienia. W USA coraz więcej osób zaczyna zauważać, że takie stwierdzenia niekoniecznie są prawdą. Dlatego wielu bacznie obserwowało Lukę i czekało na to, do którego klubu trafi. Jeff Peterson, jeden z asystentów trenera Atlanta Hawks, o Donciciu przed draftem mówił tak:

Niektórzy powiedzą, że ACB jest drugą najlepszą ligą na świecie – ona i Euroliga. Jest tam wielu byłych zawodników z NBA. Mnóstwo znakomitych koszykarzy z Europy, którzy – z jakiegoś powodu – nie trafili do Stanów. To bardzo, bardzo dobra liga i bardzo dobra koszykówka. Trenerzy również są tam na odpowiednim poziomie. Nikt nigdy nie osiągnął tego, co zrobił Luka, w takim wieku. To naprawdę imponujące. Konkurencja jest tam większa niż w jakiejkolwiek uniwersyteckiej lidze – grał tam z dorosłymi facetami. Cholernie imponujące.

Reklama

Dlatego tytułowe pytanie jest całkiem uzasadnione. Ale nie będzie na niej prostej odpowiedzi. Jedno, co możemy napisać ze stuprocentową pewnością to to, że Luka trafił w…

…idealne miejsce

Luka znalazł się w Dallas Mavericks, ekipie, która do potęg nie należy. Z mistrzostwa NBA w Dallas cieszyli się raz, siedem lat temu. W kolejnych sezonach było u nich kiepsko. Poprzedni był najgorszym w ich historii, ale winna temu nie beznadziejna forma, a tankowanie, do którego… przyznał się nawet właściciel (za co później został ukarany). Chodziło o to, by w drafcie dostać jak najwyższy pick. Skończyli z piątką, ale porozumieli się z Atlantą, która wybrała Doncicia. W jego miejsce do Hawks trafił Trae Young.

Wiadomo, pewnie każdy nastolatek, który wchodzi do NBA, chciałby wylądować w klubie z najwyższej możliwej półki. Założymy się, że Słoweniec też o tym marzył. Ale równocześnie trudno wskazać lepszą ekipę do rozwoju. W Dallas zapewniają stabilizację, która na początku przygody z NBA jest niesamowicie potrzebna. Właściciel Mark Cuban ma w sobie naprawdę sporo cierpliwości. Dowód? Pierwszy z brzegu: Rick Carlisle, trener drużyny, rozpoczyna właśnie jedenasty sezon na tym stołku.

Reklama

Osoba Carlisle’a to zresztą kolejny argument przemawiający za tym, że Luka naprawdę dobrze trafił. To trener inteligentny, z ręką do młodzieży, który potrafi wyciągać ze swoich zawodników wszystko, co najlepsze. Zresztą już to widać – Luka jest ustawiony tak, by łatwiej było mu pracować w defensywie, zwykle ma naprzeciwko siebie graczy wolniejszych, mniej zwrotnych. Dla zawodnika, który do NBA trafia z Europy, to wielkie ułatwienie. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to Carlisle stanie się dla Doncicia kimś takim, jak Pablo Laso – wielki mentor, który zaufał mu w Madrycie i uczynił go gwiazdą.

Pablo znaczy dla mnie naprawdę wiele. Jeśli powiem, że moi koledzy z boiska są powodem, przez który jestem zawodnikiem, jakim jestem, to Pablo też nim jest. Nie wszyscy trenerzy mają odwagę zaufać piętnasto- czy szesnastolatkowi. Dla mnie to sportowy ojciec. Tego lata też z nim rozmawiałem. Zawsze będziemy w kontakcie, jeśli tylko jeden z nas będzie czegoś potrzebować.

Jeszcze jedna rzecz – brak presji. Przynajmniej tej wielkiej. Bo kibice Dallas mają oczywiście swoje oczekiwania. Zresztą trudno, by było inaczej – wszyscy wiedzą, co Luka osiągnął do tej pory. Ale fani są tam rozsądni, podobnie jak właściciel i trener. Wiedzą, że muszą iść krok po kroku. Nie zrobią wielkiego skoku w stylu Neila Armstronga. Jeśli marzyć o mistrzostwie, to w perspektywie kilku lat. W tym sezonie sukcesem będzie awans do play-offów, zwłaszcza na tak przepakowanym dobrymi ekipami Zachodzie. Wszyscy łatwiej więc wybaczą Luce błędy, które – jak pokazały pierwsze dwa mecze – przytrafiać z pewnością się będą. Przynajmniej na początku.

Krzysztof Sendecki:

– Oczywiście, przyszła za nim cała łatka „superdzieciaka”, który podbił Europę i chce podbijać NBA. Więc jasne, jest presja i kibice mają oczekiwania, ale z pewnością nie takie, że on wejdzie do drużyny i Dallas zostaną mistrzami. Wszyscy tam wierzą, że to będzie drugi Dirk Nowitzki i poprowadzi ich do tytułu, ale też wszyscy wiedzą, że trzeba do tego podejść na spokojnie. Bo to nie w tym sezonie, bo ten dzieciak musi się rozwinąć, więc niech on gra jak najlepiej, niech powoli podbija NBA, a za kilka lat Mavs znów mogą być wielcy. Do tego trzeba jednak trochę zmian w drużynie, transferów. Bo na razie nie są tam gotowi do walki o najwyższe cele.

W tym momencie wypada zapytać o coś innego: skoro Dallas ma mu aż tyle do zaoferowania, to co zaoferować klubowi może sam Luka?

Lepszy niż Dirk

Może trochę rzucałem, gdy miałem 19 lat, ale nigdy nie miałem takiej wizji na boisku, tego, co on wnosi do gry. Sposób, w jaki już teraz czyta pick-and-rolle… Potrafi utrzymać kogoś za sobą, jak najlepsi – Chris Paul i cała reszta tych gości. Robi to wszystko. Będzie naprawdę świetny do oglądania.

To nie słowa pierwszego lepszego eksperta czy gracza z drugiego szeregu. O Luce Donciciu w takich superlatywach wyrażał się nie kto inny, jak sam Dirk Nowitzki. Absolutna legenda, prawdopodobnie najlepszy Europejczyk w historii NBA. Gość, którego Luka ma zastąpić w perspektywie kolejnych lat. I gość, u którego boku będzie się rozwijał. Bo to kolejna zaleta Dallas – najlepszy mentor na świecie.

Zrobimy wszystko, co potrafimy, by pomóc temu dzieciakowi rozwinąć swoje umiejętności, bawić się i uczyć, tak, byśmy mogli oglądać najlepszego Lukę w przeciągu kilku najbliższych lat. Jest niesamowitym talentem. Jest tu od tygodnia [Dirk udzielał tego wywiadu w przerwie międzysezonowej – przyp. red.] i każdego dnia ciężko pracuje. Naprawdę podoba mi się to, co widzę.

A co widział Dirk? Cóż, dokładnie to, co wszyscy, którzy oglądali Euroligę lub zmagania w Hiszpanii w ciągu kilku ostatnich lat. Ten „dzieciak” to znakomity koszykarz. Już teraz. Gdyby w tym momencie jego rozwój kompletnie się zaciął i w ciągu najbliższych dziesięciu lat Luka nie poprawił się ani trochę… to pewnie i tak połowa ekip z NBA chciałaby go mieć. A taki scenariusz na ten moment wydaje się niemal niemożliwy – raczej spodziewajcie się tego, że będzie stale podnosił swój poziom i umiejętności.

Najważniejsza jest tu chyba jego wizja gry, o której wspominał Nowitzki. Ten gość gra niezwykle efektownie, potrafi odnaleźć partnerów niemal w każdej sytuacji. Nie wzbrania się przed podawaniem, wręcz przeciwnie – jeśli widzi lepiej ustawionego kolegę, to na pewno go odszuka. Sam Luka mówi o sobie, że „czuje się bardziej wolny z piłką w rękach i kreowaniem sytuacji dla kolegów”. Już w pierwszych minutach debiutu (w którym zaprezentował się jednak stosunkowo słabo) wyczarował magiczne podanie do DeAndre Jordana.

Jeff Peterson:

Jego umiejętność czynienia gry łatwiejszą dla kolegów z drużyny, jest fenomenalna. NBA jest bardziej zależna od tego, jak się poruszają zawodnicy, niż europejskie ligi. W tej sferze Doncić jest naprawdę świetny. Jego wizja, chęć do podawania, altruizm… Wzrost pozwala mu spoglądać nad rywalami i odnajdywać kolegów.

Inna zaleta? Uniwersalność. Tu zresztą zaczyna się zabawa. Rick Carlisle wymyślił sobie, że będzie wystawiał Doncicia jako „czwórkę”, czyli silnego skrzydłowego. Amerykanie w tym momencie nieco się pogubili, bo raczej rozważano go w kontekście gry na pozycjach od „jedynki” do „trójki”. Rozgrywający, rzucający obrońca, niski skrzydłowy – to miały być jego tereny. Te się jednak powiększyły i… chyba nikt na razie tego nie żałuje, bo Luka się tam po prostu sprawdza.

Takie wystawienie Słoweńca ma swoje zalety. Raz, że obniża skład i przyspiesza grę. Kilka lat temu pewnie byłaby to herezja, dziś to po prostu trend, który coraz śmielej obejmuje światową koszykówkę. Dwa, że daje Luce możliwość robienia tego, w czym jest najlepszy – obsługiwania partnerów podaniami, ale też rzucania z trudnych pozycji (z Minnesotą był najlepiej punktującym zawodnikiem w drużynie). Gra Dallas jest przez to znacznie płynniejsza, a o to w tym wszystkim chodzi. Dodatkowo ułatwia mu to pracę w defensywie, o czym już wspominaliśmy.

Krzysztof Sendecki:

– Sami Amerykanie mają problemy ze zdefiniowaniem jego pozycji. Trochę uśmiałem się, gdy zmieniali mu ją w opisach na wszystkich stronach. Ale tak naprawdę Luka może grać na każdej pozycji. To też podkreśla, że jest on niesamowicie wszechstronnym gościem i to ogromny plus dla Dallas, gdy przyjdzie do przebudowy zespołu. Nie przywiązywałbym się w jego przypadku do tych pozycji, bo mogą się często zmieniać. On naprawdę może robić wszystko na boisku – grać bliżej kosza, wchodzić pod niego, zbierać, rzucać z dystansu… Wpisuje się w to, co w dzisiejszej koszykówce jest najbardziej potrzebne. Wszechstronność to super rzecz.

Choć to wszystko nie miałoby tak naprawdę znaczenia, gdyby nie jeszcze jedna cecha Luki. Gość nie czuje absolutnie żadnego strachu czy respektu. Jeff Peterson mówi, że to „pewny siebie strzelec. Nie boi się oddawać kluczowych rzutów, po prostu to robi. Ma w sobie mnóstwo pewności siebie, która pozwala mu wyczyniać to wszystko, co robi w tym wieku”.

W swoim debiucie w NBA już w pierwszej kwarcie kilkakrotnie poderwał publiczność z miejsc. Jasne, cały mecz wypadł w jego wykonaniu słabo (zagrał na fatalnej wręcz, jak na siebie, skuteczności – m.in. ani razu nie trafił za trzy punkty, a próbował pięciokrotnie), ale paroma zagraniami pokazał, że jeszcze będzie szalał na tych parkietach. I zrobił to kilka dni później, z Minnesotą, gdy rzucił 26 punktów. Zresztą – marna skuteczność to typowa przypadłość debiutantów.

Presja? Jaka presja? Dirk Nowitzki może dbać o to, by Luka jej nie poczuł, ale prawdopodobnie i bez jego pomocy Słoweniec nie za bardzo by się nią przejmował. Sam Doncić mówi, że „żyję z presją, odkąd skończyłem 15 lat, przyzwyczaiłem się do tego. Wiem, że zawsze będzie obecna, ale się jej nie boję. […] Nie czytam gazet, nie zaglądam na social media. Jedynie dodaję zdjęcia i widzę te, dodawane przez osoby, które obserwuję. Zapominam o hejterach, skupiam się na swoim życiu”. Takie podejście wiele tłumaczy.

Krzysztof Sendecki:

– Uwielbiamy takich koszykarzy. Choć trzeba zauważyć, że w meczu z Minnesotą miał też sześć strat, w tym jedną prostą, gdy do końca spotkania pozostała minuta. To dużo, szczególnie, gdy popełnia się je w decydujących momentach. Z drugiej strony kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. A on będzie ryzykował, bo to taki gracz. Jest przekonany o tym, że potrafi grać świetnie, poza tym to często są decyzje podejmowane w ułamku sekundy, wynikające z jego ogromnych umiejętności. Dobrego koszykarza poznaje się po tym, że on się nie zastanawia nad zagraniami, wykonuje to wszystko wręcz automatycznie. To są decyzje podejmowane bardzo szybko, często ryzykowne. Jeśli się udają, to wychodzą piękne zagrania, ale zdarzają się też pomyłki. To kwestia pracy. Z każdym miesiącem, z każdym rokiem będzie tych błędów coraz mniej. Z pewnością nie przestanie brać odpowiedzialności za siebie i drużynę – na tym polega jego wielkość, dlatego jest tam, gdzie jest.  

Dobra, posłodziliśmy i to bardzo, choć zasłużenie. Zresztą nie tylko my, bo robili to też m.in. Harrison Barnes, J.J. Barea, Wesley Matthew czy Igor Kokoszkow, trener Phoenix Suns. Choć to akurat były szkoleniowiec reprezentacji Słowenii, więc to specjalnie nie dziwi. Warto jednak zwrócić uwagę na to, co miał do powiedzenia:

– Co specjalnego jest w Luce? Jego wzrost i umiejętność podawania. Moment, w którym należy podać, jest najtrudniejszą rzeczą do nauczenia, trzeba świetnie czytać grę. Luka to potrafi, ma koszykarskie IQ i nie jest samolubem. Jego gra jest bardzo dojrzała, a ma dopiero 19 lat.

Widzicie więc – posłodziliśmy mu bardzo, ale mogliśmy sobie na to pozwolić. Tym bardziej, że jest faworytem bukmacherów do tytułu Rookie of the Year – najlepszego „pierwszoroczniaka”. Pozostaje zapytać – czy ten chłopak właściwie z czymkolwiek ma jakieś…

…problemy?

Odpowiedź brzmi: jasne, że tak.  Zacznijmy od tego, że o ile nie zgadzamy się z Amerykanami, że lepiej przejść przez NCAA niż europejskie ligi, o tyle faktycznie wkomponowanie się w NBA do łatwych nie należy. Gra się tam nieco inaczej niż w Europie, mamy więcej pojedynków, więcej też znakomitych obrońców. To po prostu najlepsza liga na świecie, co mówi samo za siebie.

Przyjście z innego kraju… Przeszedłem przez to 20 lat temu. Nie jest łatwo przywyknąć do tych wszystkich rzeczy: życia w innym miejscu, innej kultury, innej gry, innego stylu trenowania. Mi zajęło to cały rok – mój pierwszy sezon był naprawdę trudny. Jego przejście powinno być dużo bardziej „gładkie”. Jego angielski jest lepszy, a umiejętności ma większe niż jakikolwiek gracz w jego wieku, którego kiedykolwiek widziałem – mówił Dirk Nowitzki.

I faktycznie, już debiut Luki pokazał, że łatwo nie będzie. W pierwszej kwarcie kilka razy – o czym już wspominaliśmy – zagrał świetnie, ale potem na tle „Słońc” jego blask przygasł. Nie trafiał do kosza, w defensywie radził sobie kiepsko. Rywale byli lepsi, szybsi i silniejsi. Wszystko wyglądało poprawniej w starciu z Minnesotą, ale i tam dałoby się wypisać kilka minusów. Ustabilizowanie poziomu – to wyzwanie, które na niego czeka, jeśli chce zostać gwiazdą.

Inne? Wyrobienie mięśni. Tak, byśmy już nie mogli napisać, że „rywale byli silniejsi”. To zresztą główny zarzut, jaki stawia się graczom z Europy… choć akurat Luka i tak wygląda całkiem nieźle. Ale NBA jest niesamowicie fizyczną ligą. Siła jest tam cholernie istotna, podobnie wytrzymałość. Zobaczymy, jak Luka będzie wyglądać za rok, jego biceps powie nam prawdę. Spodziewamy się, że będzie o kilka centymetrów większy. Bo bez tego może sobie w Ameryce nie poradzić.

Krzysztof Sendecki:

– Siła na pewno jest problemem. Luka z pewnością nam jeszcze urośnie. Pamiętam, jak wydawało się, że Janis Antetokounmpo  przychodząc do NBA był wielkim chłopem,  ale jak się go porówna ze stanem obecnym, to robimy „wow!”, bo jeszcze się powiększył. Każdy koszykarz, przychodzący do NBA, rośnie wszerz. Pewnie po każdych kolejnych wakacjach Luka będzie bardziej dopakowany. Jeśli chodzi o pozostałe rzeczy, to musi się po prostu przestawić, bo gra się tam trochę inaczej niż w Eurolidze, a np. rzuty za trzy oddaje się z dalszej odległości.

Podkreśla się jeszcze inne braki: choćby szybkościowe, chodzi głównie o pierwsze dwa-trzy kroki po otrzymaniu piłki, często kluczowe. Ale to Doncić nadrabia zwrotnością i sprytem. Poza tym to też rzecz, którą da się poprawić treningiem. Śmiało możemy założyć, że ma na to ze trzy lub cztery lata, bo zapewne po takim okresie będą w Dallas oczekiwać, by stał się liderem zespołu, gwiazdą NBA i głównodowodzącym na drodze do drugiego w historii mistrzostwa. O ile wszystko pójdzie zgodnie z planem.

Warto było kupić bilety

Jak do tej pory wyglądała gra Doncicia w Dallas? Dalibyśmy mu czwórkę z plusem. Świetnie spisywał się w presezonie, słabiej w debiucie, bardzo dobrze w drugiej kolejce. Co warto jednak zauważyć, już teraz doskonale rozumie się z kolegami. Na czele z DeAndre Jordanem, który ma być dla Dallas jednym z najważniejszych zawodników. Jeśli fani Mavs szukają powodów do optymizmu na starcie sezonu – to na pewno jeden z nich. Tym bardziej, że sam Luka mówił: „tak, lubię podawać do niego lobem. DeAndre może być liderem czy pomagać nam w defensywie. Naprawdę dobrze jest go mieć”.

Krzysztof Sendecki:

To wynika trochę z tego, że w tej kwestii dostał łagodne przejście z Europy do NBA. W Europie jesteśmy bardziej przywiązani do pięciu pozycji i do tego, że w zespole ma być center. W USA ten klasyczny center niekoniecznie musi być. DeAndre jest akurat takim typem zawodnika, a do tego w NBA radzi sobie bardzo dobrze. To jest dla Luki mega plus w ekipie Dallas. Jest mu łatwiej na boisku, gdy ma centra i wie, jak z nim grać. Może z nim fantastycznie współpracować.

Powtórzymy więc: Dallas to idealne miejsce dla Doncicia na rozwój i erupcję jego talentu. Jeśli nie macie ekipy, którą chcielibyście regularnie oglądać, to polecamy właśnie Mavs. Warto, nawet jeśli tylko dla Słoweńca. Rozumieją to kibice w Dallas, a ci, którzy nie posłuchali Ricka Carlisle’a, gdy przed sezonem mówił, że „fani, którzy nie kupią biletów, potem będą tego żałować”… zapewne właśnie to teraz robią.

Bo, wiedząc jak potrafi grać Luka, naprawdę jest czego.

SEBASTIAN WARZECHA

Fot. Newspix

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

5 komentarzy

Loading...